Album „Saving Grace” ukaże się 26 września nakładem Nonesuch. Plant wyprodukował album i nagrał go z nowym zespołem, w skład którego wchodzą wokalistka Suzi Dian (gra również na akordeonie), perkusista Oli Jefferson, gitarzysta Tony Kelsey, grający na banjo i smyczkach Matt Worley oraz wiolonczelista Barney Morse-Brown. „Everybody's Song", pierwszy singiel, pochodzi z repertuaru indie-rockowej grupy Low z 2005 r. Teledysk jest znamienny – pokazuje bizona, który biegnie przez świat. Samotnego, ale silnego, takiego, ktory nigdzie nie zagrzeje długo miejsca i z nikim się na dłużej nie zwiąże. Idealny portret Roberta Planta.
Jesienią Plant i jego nowy zespół wyruszy w trasę koncertową po Ameryce Północnej, ale już teraz odbywają się występy w Prowansji i Oksytanii (Francja), a na koniec w Hiszpanii – Granadzie (26.07), Walencji (28.07) i Barcelonie (30.07).
Teraz udzielił wywiadu magazynowi „Rolling Stone”. Wszystko to, co mówi, jest podważeniem sensu comebacku Led Zeppelin. Nie ma wielkich planów, ceni skromnych muzyków z sąsiedztwa o wspólnych folkowych upodobaniach. Owszem, mówi o Led Zeppelin, ale tylko po to, żeby podkreślić kameralne aspekty dziedzictwa grupy, które nie mają nic wspólnego z wielką sławą.
Robert Plant zawsze wraca do Walii
– Poza dłuższymi pobytami w Maroku i Austin w Teksasie zawsze wracałem do Walii i jej zieleni. To zawsze była bardzo ważna część mojej tożsamości, choć nie zamykałem się w muzyce tego obszaru. Około 1980 lub 1981 roku, po śmierci mojego drogiego przyjaciela, Johna Bonhama, wycofałem się z powrotem w ulubione strony i zacząłem się odbudowywać i rozglądać się za muzykami, którzy byli mi bliżsi, tak, abym mógł rozpowszechniać moje muzyczne pomysły bez żadnych wielkich ambicji i obietnic.