Żona Gilmoura: Waters to apologeta Putina

Narasta konflikt wśród byłych członków Pink Floyd na tle wojny w Ukrainie, stosunku do Putina, a także wcześniejszych płyt.

Publikacja: 09.02.2023 22:25

Roger Waters

Roger Waters

Foto: AFP

W 50-lecie premiery „Dark Side Of The Moon” Waters pokazuje coraz mroczniejszą twarz. W wywiadzie dla „The Telegraph” ujawnił, że ponownie nagrał słynny album. „Napisałem „The Dark Side Of The Moon”, dość z tymi bredniami. Byliśmy zespołem, każdy miał wkład, ale to moja płyta, ja ją napisałem. Nick Mason nawet nie udawał, że coś pisze. David i Rick? Oni nie potrafią pisać, nie mają nic do powiedzenia. Nie są artystami!”.

To nie wszystko. Moskwa zażądała, by były lider Pink Floyd wystąpił podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ poświęconego sytuacji na Ukrainie. W ten sposób Waters potwierdził, że jest oficjalnym przedstawicielem putinowskiej Rosji.

W wywiadzie dla rządowej agencji w Rosji TASS muzyk obwinił USA i ich władze o sprowokowanie kryzysu ukraińskiego. Powiedział, że Amerykanie „ chcą rządzić światem”.

Czytaj więcej

Roger Waters: Polacy podatni na zachodnią propagandę. Dają pokaz rusofobii

Waters, który mieszka w Stanach Zjednoczonych, już przed agresją w Ukrainę zachwycał się w swoich mediach społecznościowych Putinem. Później była seria wpisów, pełna wykrętów, ale zawsze ostatecznie oskarżał o wybuch wojny Ukrainę, nigdy zaś Rosję.

Z tego powodu odwołano dwa krakowskie koncerty Watersa. Fani ogłosili bojkot, radni uznali putinistę za personę non grata.

Niedawno w niemieckim wywiadzie mówił o Polakach jako rusofobach. Stwierdził: "Ludzie w Polsce są podatni na zachodnią propagandę". Nic nie powiedział o  swoich uwikłaniach czy obsesjach.

Po obu wywiadach Watersa na Twitterze głos zabrała żona Davida Gilmoura, Polly Samson, poetka, po odejściu Watersa autorka tekstów dla Pink Floyd.

Napisała na Twitterze: „Niestety @Waters Roger jesteś antysemitą do szpiku kości. Również apologetą Putina, kłamliwym, złodziejskim, obłudnym facetem, unikającym podatków, mizoginicznym, chorym z zazdrości megalomanem. Dość twoich bredni”.

Davida Gilmour potwierdził, że "każde słowo jest prawdziwe".

Nie pierwszy raz Waters daje dowód swojej pazerności.

Gdy w Pink Floyd przyjęto zasadę, że muzycy dzielą honoraria za nagrania w zależności od tego, ile utworów na płytę skomponowali, Waters potrafił zgarnąć więcej, dodając nagle dwie miniatury. Tak stało się podczas sesji „The Animals".

„The Wall" powstało dlatego, że grupa stała się bankrutem na przełomie lat 70. i 80, gdy utopiła gigantyczne zyski, inwestując w nieuczciwy fundusz powierniczy. Tylko konieczność spłaty długu cementowała muzyków. Autobiograficzne teksty Watersa o alienacji gwiazdy miały ponurą genezę. Podczas koncertu w Kanadzie Roger opluł naćpanego i przeszkadzającego mu fana. To wtedy zaczął rodzić się projekt opowiadający o murze wyrastającym między artystą i światem, artystą w świecie wielkich, bezdusznych koncertów.

Niestety, Waters, który był wówczas liderem, budował ścianę również między muzykami. Właśnie wtedy zażądał odejścia z grupy pianisty Ricka Wrighta i zatrudnienia go podczas koncertów na umowę-zlecenie.

– Roger, któremu zaczęła już wtedy uderzać do głowy woda sodowa, powtarzał, że mało pracuję, a jednocześnie swoim agresywnym zachowaniem zniechęcał mnie do wszystkiego – mówił Rick Wright. – Z początku nie chciałem się zgodzić na odejście, ale Waters groził, że to on odejdzie, zabierając ze sobą wszystkie nagrania. Pomyślałem o dzieciach, które musiałem utrzymać: że nie będzie płyty i pieniędzy na pokrycie ogromnych długów. Przeraziłem się, co było błędem, bo Roger moim zdaniem blefował. Ale nie miałem ochoty dłużej pracować z tym facetem.

Na początku lat 80. dzisiejszy pacyfista Waters zamiast podejmować dialog w zespole, wolał pacyfikować krytyczne opinie. Z jednej strony dokonywał na „The Wall" publicznej ekspiacji, z drugiej zaś zachowywał się jak faszystowski wódz, którego wyszydzał w demaskatorskich tekstach. Podczas sesji „Final Cut" rozpaczał nad śmiercią ojca zabitego na włoskim froncie II wojny światowej, wytykał Margaret Thatcher agresywną, imperialną politykę w sporze o Falklandy, błagał o pokój w Afganistanie, a jednocześnie niszczył kolegów, dając popis egoizmu i pychy, mówiąc „Pink Floyd to ja".

W końcu, za plecami kolegów, zażądał od menedżera renegocjacji warunków kontraktu i przyznania większych tantiem. Procesował się z partnerami z zespołu, nie szczędził im inwektyw w wywiadach. To dlatego kolejny album Pink Floyd zatytułowali znacząco „Chwilowe zaćmienie umysłu". Waters proces przegrał. A jednak nie ustępował. Kiedy zorganizował koncert „The Wall" w Berlinie, zamiast kolegów zaprosił ich byłe żony.

Miał chwile przebudzenia.

– Byłem słabym negocjatorem – powiedział mi w wywiadzie przed premierą operowego widowiska „Ca Ira" w Poznaniu. – Zamiast się dogadywać, iść na kompromis, żądałem zbyt wiele. Konsekwencje były takie, że nie mogłem z nikim długo wytrzymać. Musiałem znosić samotność. Teraz wiem, że odgradzamy się od innych z powodu strachu. Tak było również w moim życiu. Dziś lęk, który odczuwam przed ludźmi, jest mniejszy niż kiedyś. Ale pamiętam dobrze lata, kiedy wywoływał we mnie nieustanną agresję. Bo to najprostszy odruch obronny.

Floydzi spotkali się ponownie podczas koncertu Live 8 w 2005 r. Waters pokajał się i zaprzestał ataków na Gilmoura, który z myślą o wspólnym występie zdecydował się przerwać sesję nagraniową „On an Island".

Teraz wraca do swoich najgorszych praktyk. Tak jak Putin nie dopuszcza istnienia niepodległej Ukrainy, nazywając Ukraińców faszystami, tak Waters odmawia prawa dawnym kolegom do bycia artystami i chce zawłaszczyć cały dorobek zespołu.

Już jeden proces przegrał. Teraz zastanawia się co robić dalej. Nie wszystkie bilety na zbliżającą się europejską trasę się sprzedały.

W 50-lecie premiery „Dark Side Of The Moon” Waters pokazuje coraz mroczniejszą twarz. W wywiadzie dla „The Telegraph” ujawnił, że ponownie nagrał słynny album. „Napisałem „The Dark Side Of The Moon”, dość z tymi bredniami. Byliśmy zespołem, każdy miał wkład, ale to moja płyta, ja ją napisałem. Nick Mason nawet nie udawał, że coś pisze. David i Rick? Oni nie potrafią pisać, nie mają nic do powiedzenia. Nie są artystami!”.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Muzyka popularna
Jean-Michel Jarre i Brian May na bezpłatnym show w Bratysławie
Muzyka popularna
Pearl Jam zaprasza fanów do wysłuchania nowej płyty w kinach
Muzyka popularna
Mrozu i Maryla Rodowicz w duecie „Sing-Sing”
rozmowa
Maciej Maleńczuk: Po roku niepicia, gdy patrzę na kogoś kto pije — to się dziwię
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Muzyka popularna
Podsiadło, Hemingway i inni: dzięki nim polska fonografia jest już 18. na świecie