Kiedy w 1966 roku Jimi Hendrix przyjechał do Anglii, pytany o przyczynę przyjazdu, powiedział, że chce na żywo słuchać bogów gitary - Erica Claptona i Jeffa Becka. Śmieszne to trochę, bo w 1966 roku Beck przecież jeszcze nic ważnego nie zagrał. Dopiero co wyrwał się ze szponów wampira wczesnego rock’n’rolla, jakim był w Screaming Lord Such (tak, miał rękę do gitarzystów) i dołączył, zastępując Claptona, do Yardbirds. Nie zagrał dotąd nic, z perspektywy późniejszych czasów ważnego, ale już był gwiazdą.
W Yardbirds akompaniował mu na basie Jimmy Page, który – kiedy było trzeba – przesiadał się na gitarę prowadzącą, co widać zresztą w słynnej scenie w „Powiększeniu" Antonioniego (1966). Scena jest tak słynna, bo mający problemy ze wzmacniaczem Beck najpierw szturcha piec główką gitary, a potem teatralnie rozwścieczony rozbija pudło o podłogę i rzuca w tłum. Paradoks polega na tym, że scena ze zniszczeniem instrumentu jest dęta jak balon; Beck byłby ostatnim, kto by pozwolił sobie na taki wyczyn. Ani to jego temperament, ani obyczaje. Zrobił to tylko dlatego, że tak było w scenariuszu, pisanym zresztą pod inny zespół, a tym mieli być… The Who. Zaś lider The Who, Peter Townshend, rzeczywiście miał taki zwyczaj i co więcej, wprowadził ten chuligański wybryk na stałe do rock’n’rolla. Townshend wprowadził, Antonioni się zachwycił, ale zabrakło mu budżetu na gwiazdorski The Who. Wystarczyło na Yardbirds. I dobrze, bo w kolejnych dekadach historii rocka to muzycy tej ostatniej kapeli świecili większe triumfy, niż kolesie z The Who. Tak, później bezspornie, jednak w latach 60-tych jeszcze nie, dlatego Beck, tworząc swój nowy projekt, sięgnął właśnie po jednego z nich.
Czytaj więcej
Jeden z najbardziej znanych gitarzystów rockowych wszech czasów, Jeff Beck, zmarł w wieku 78 lat.
W nagraniu pierwszej płyty Jeff Beck Group pod tytułem „Truth” uczestniczył najważniejszy wówczas perkusista świata, Keith Moon. W zespole śpiewał mało wówczas znany Rod Steward, na basie grała późniejsza gwiazda Led Zeppelin, John Paul Jones, a skład uzupełniał grający do dziś w Rolling Stones Ron Wood. Taka to była ekipa. Wydawało się, że skazana na sukces. Ale nie, po dwóch znakomitych płytach i nagraniu choćby epokowego „Beck’s Bolero”, zespół się rozpadł, a Jeff Beck rozpoczął karierę solową.
Czegóż w niej nie było. Najwięcej muzycznego eksperymentu, jak choćby jazzujący rock z Janem Hammerem – czesko-amerykańskim klawiszowcem w roli głównego partnera. Wszystko można było o tej muzyce powiedzieć, poza tym, że była komercyjna. W latach 80-tych zaczął grać również kawałki bardziej popularne, jak choćby słynny song „People Get Ready”, o podróżnych wsiadających bez biletu do pociągu zdążającego do Boga; uduchowiony gospel „The Impressions” z lat 60. Utwór jest rzeczywiście znakomity. Nie tylko dzięki absolutnie fenomenalnej grze Becka; równie wielkie wrażenie robi wokal towarzysza Jeffa z lat 60-tych, Roda Stewarda.