Rzeczywiście to zauważalny trend, i myślę, że bardzo dobry. Dla mnie ważne jest jednak zachowanie równowagi między historią, dziedzictwem tych murów a otwarciem na to, czego wymaga współczesność. Jest to zatem pytanie o nowe formaty koncertów, o sposób komunikacji.
Kiedy 125 lat temu zaczęła działać w Warszawie Filharmonia, koncerty odbywały się w niej niemal codziennie, każdego dnia inne – symfoniczne, kameralne, muzyki popularnej. Czy dziś nas na to stać?
Wiadomo, że kultura wysoka nie finansuje się sama ze sprzedaży biletów. Filharmonia Narodowa – jak wiele innych instytucji kultury w Polsce – ma na szczęście dość bezpieczną sytuację, bo jest finansowana przez państwo. Dla mnie jednak od pytania – Ile razy w tygodniu gramy? – ważniejsza jest analiza, dla kogo gramy. Nasza oferta już jest zróżnicowana, mamy koncerty symfoniczne, oratoryjne, chóralne, kameralne, są programy dla dzieci i uczniów. Tym niemniej musimy stale analizować, czym przyciągamy publiczność i jak pozyskujemy nowych słuchaczy. Mamy wierną publiczność koncertów piątkowych i sobotnich, trzeba o nią bardzo dbać, bo ci widzowie współtworzą naszą instytucję. Ale musimy też myśleć, kto będzie słuchał naszych koncertów za lat dziesięć czy piętnaście. Stąd pomysł koncertów czwartkowych, które mają być rodzajem przeglądu rodzajów i epok muzycznych w jak najlepszym wykonaniu. Robimy je w odmienionej formule i z myślą o tych, którzy zaczynają dopiero bywać w Filharmonii. Przeprowadzamy też ankietę wśród widzów, by lepiej poznać ich oczekiwania.
Korzysta pani z doświadczeń zdobytych w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiej Radia? Kiedy otwarto jej nowoczesną siedzibę w Katowicach z kilkoma salami, zastanawiano się, kto je zapełni.
Śląsk ma bogate tradycje muzyczne, tym niemniej niesamowite jest to, jak systematycznie rozwijała się i rosła tamtejsza publiczność po otwarciu budynku NOSPR-u w 2014 r. Pozyskiwanie nowych odbiorców jest zatem możliwe. W Katowicach nauczyłam się bardzo wiele jako osoba wspierająca dyrektor NOSPR-u. Rozumiem to teraz po dwóch miesiącach pracy w Filharmonii Narodowej. Oczywiście to inna instytucja i zawsze pojawiają się nowe problemy, ale kilka lat w Katowicach dało mi bardzo cenne doświadczenie i większą pewność w podchodzeniu do wyzwań.