Karol Szymanowski nigdy nie będzie idolem dla milionów, jego utwory nie doczekają się popowych czy rockowych przeróbek jak w przypadku Bacha, Mozarta, Beethovena czy oczywiście Chopina. Muzyka Karola Szymanowskiego jest zbyt wyrafinowana, zmienna i kapryśna, choć od przynajmniej trzech dekad nastała w świecie moda na nią. Grywają ją najlepsze orkiestry i dyrygenci, cenią śpiewacy, skrzypkowie. Karol Szymanowski zajął ważne miejsce w światowej muzyce, a nawet szerzej – sztuce XX wieku.
To i tak wystarczająco dużo. Przed nim jedynym polskim kompozytorem prawdziwie światowego formatu był jedynie Fryderyk Chopin. Za życia był zresztą z nim przez rodaków porównywany, co z jednej strony bardzo mu pochlebiało, z drugiej zaś ciążyło. Zżymał się na te porównania, tym bardziej że oczekiwano od niego polonezów czy mazurków. Wielkość Karola Szymanowskiego polegała zaś m. in na tym, że czerpiąc z polskich źródeł tworzył według uniwersalnych wzorów sztuki współczesnej. Współcześni mu Polacy nie rozumieli jednak tej prawdy.
Serce Szymanowskiego i serce Chopina
„Między mną a publicznością polską nie ma żadnego realnego kontaktu, jestem jej obcy, niezrozumiały”. Te słowa wypowiedział po przyjeździe do Warszawy w 1919 r., gdy musiał porzucić rodzinny majątek we wschodniej Ukrainie. Po latach nieobecności w Warszawie chciał zaprezentować swoje nowe myślenie o muzyce. Koncert, który odbył się w styczniu 1920 r., spotkał się jednak z umiarkowanym zainteresowaniem i niechętnym przyjęciem wielu krytyków. „Europejska atmosfera mojej sztuki jest wprost nie do połknięcia dla tutejszego prowincjonalizmu" - skomentował kompozytor.
Czytaj więcej
Marek Krajewski wprowadził Mozarta w mroczny świat zbrodni w niemieckim Wrocławiu. Premiera „Czarodziejskiego fletu w Breslau” już w niedzielę.
W podobny sposób przyjmowano w kraju jego kolejne utwory i w następnych latach. Za to w typowo polski sposób, gdy zmarł w 1937 roku, wyprawiono mu pogrzeb z wielką pompą. Serce Karola Szymanowskiego umieszczono w warszawskim Kościele Św. Krzyża (niestety, spłonęło podczas powstania warszawskiego) obok serca Fryderyka Chopina, prochy zaś pochowano w krypcie zasłużonych na Skałce w Krakowie, a uroczystości żałobne odbyły się w wielu miastach Polski. Pikanterii dodaje fakt, że Karol Szymanowski nie cierpiał takiej celebry. Gdy w 1927 roku w sposób równie uroczysty sprowadzono do Polski prochy Juliusza Słowackiego, skomentował to zgryźliwie: „Polska jest krajem karawaniarzy nie żałujących pieniędzy na pogrzeby”. I dodał: „Jak bym chciał mieć teraz te pieniądze, które wydadzą na mój pogrzeb”.