POprawianie publicznych mediów

Sytuacja wymaga gruntownych zmian. Mam nadzieję, że zapał polityków nie skończy się na personalnych roszadach – pisze prezes OmnicomMediaGroup

Aktualizacja: 28.01.2008 04:47 Publikacja: 28.01.2008 04:46

Zgodnie z oczekiwaniami projekt ustawy medialnej jest jednym z pierwszych, którymi zajęła się rządząca koalicja. Projekt bez wątpienia ważny, bo kryzys w mediach narasta.

Media publiczne za rządów Prawa i Sprawiedliwości przeszły na ręczne sterowanie polityków. Jarosław Kaczyński, jako prezes rządzącej partii i urzędujący premier, osobiście decydował o nominacji prezesa TVP i Polskiego Radia. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji od dawna nie pełni swoich konstytucyjnych funkcji, ze „staniem na straży wolności słowa” na czele. Media publiczne wymagają kompleksowej, głębokiej reformy fundamentów ich funkcjonowania.

Trzy kwestie wydają się dla takiej reformy fundamentalne: tryb wyboru władz mediów publicznych, definicja misji publicznej i jej zakres oraz forma finansowania zadań z tą misją związanych. Każde z powyższych zagadnień jest w pewnym stopniu niezależne i w każdym możliwe są różnorodne rozwiązania.

Po przekazaniu kompetencji koncesyjnych Urzędowi Komunikacji Elektronicznej nie pozostanie Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji wystarczająco wiele obowiązków, by uzasadnić jej istnienie

Mam nadzieję, że projekt nowelizacji ustawy medialnej jest jedynie pierwszym z kroków głębokiej reformy ustawodawstwa w tym zakresie. Projekt ten dotyczy bowiem jedynie pierwszej z wymienionych kwestii. Jest to kwestia niezależności mediów publicznych od polityków. Platforma Obywatelska trafnie definiuje podstawy takiej zależności, a jest nią możliwość mianowania członków rad nadzorczych i zarządów spółek medialnych.

Prawo i Sprawiedliwość po wygranych w 2005 roku wyborach zmieniło ustawę o radiu i telewizji tak, by umożliwić natychmiastowy wybór nowych, zależnych od siebie kadr. Ruszyła lawina zmian personalnych – od członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przez rady nadzorcze i zarządy spółek medialnych do dziennikarzy programów informacyjnych. Nie ma wątpliwości, że tryb powoływania ludzi na kluczowe stanowiska w mediach publicznych oraz ich odwoływania stanowi fundament niezależności mediów. Projekt poseł Śledzińskiej-Katarasińskiej próbuje zmierzyć się z tym problemem. Czy skutecznie?

Projekt PO zakłada zmianę roli Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wszelkie kompetencje tego urzędu związane z rozdziałem i wykonywaniem koncesji radiowo-telewizyjnych przejdą do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. To dobra zmiana. Dobra dlatego, że UKE wykazuje się znacznie wyższą skutecznością jako urząd, który wielokrotnie stanowczo interweniował na rynku telekomunikacyjnym.

UKE jest zarządzany przez fachowców, ma sprawną kadrę urzędników i niezależnego od doraźnych nacisków politycznych prezesa. Wydaje mi się, że są do atuty nie do pominięcia. Kulturę instytucji buduje się latami. Krajowa Rada pod tym względem wydaje się przypadkiem beznadziejnym. Istnieje bardzo poważne niebezpieczeństwo, że politycy szybko UKE popsują. Dopóki nie zajmował się on tak „polityczną” dziedziną jak media, nie budził ich zainteresowania. To może się bardzo szybko zmienić. Szerokie uprawnienia UKE mogą jednak być przeszkodą dla upolitycznienia tego urzędu i jego przewodniczącego. Na rynku telekomunikacyjnym trzeba się po prostu bardzo dobrze znać. Na mediach znają się wszyscy, z politykami na czele.

Rynek mediów bardzo szybko się zmienia. W dobie konwergencji, czyli zlewania się poszczególnych platform komunikacyjnych, gdzie telefon komórkowy staje się odbiornikiem telewizji, a telewizor urządzeniem dostępu do Internetu, coraz trudniej rozdzielić rynek telekomunikacyjny od medialnego. Powszechnie oferowane usługi typu triple play (telewizja, Internet i telefon w jednym) są najlepszym tego dowodem. Liczba dostępnych częstotliwości jest ograniczona i przekazanie obowiązków związanych z ich podziałem oraz administrowaniem tym rynkiem w ręce jednego urzędu wydaje się bardzo logiczne. Koniec końców bowiem, niezależnie od tego, czy mówimy o telewizji analogowej, cyfrowej, radiu czy telefonii komórkowej lub mobilnym Internecie, w istocie mówimy o częstotliwościach fal elektromagnetycznych. Utrzymywanie dwóch niezależnych instytucji regulujących tak zbliżone, a w nieodległej przyszłości tożsame, rynki wydaje się bezcelowe.

Nie ukrywam, że moim zdaniem po przekazaniu kompetencji koncesyjnych do UKE nie pozostaje Radzie Radiofonii i Telewizji wystarczająco wiele obowiązków, by uzasadnić jej istnienie.

Jedynym bodajże powodem, dla którego projekt nie zawiera pomysłu zniesienia KRRiT, jest brak większości konstytucyjnej, która pozwalałby na rozwiązanie tej instytucji. Szkoda, bo Krajowa Rada jest tak dalece skompromitowana, że czas już chyba spuścić nad nią zasłonę miłosiernej niepamięci.

Jeśli jednak musimy nadal z nią żyć, trudno. Należy zrobić wszystko, by uniezależnić jej członków od doraźnych politycznych zamówień. Zamówienia te, jak pokazała historia, dotyczą głównie obsady posad w radach nadzorczych i zarządach spółek medialnych. W tej kwestii projekt ustawy idzie dość daleko i wydaje się, że szczera jest intencja i determinacja jego autorki, by uczynić media prawdziwie od polityków niezależnymi.

Temu celowi ma służyć konieczność zebrania rekomendacji kandydatów na członków KRRiT od świata akademickiego, ogólnopolskich stowarzyszeń twórczych lub dziennikarskich. Temu właśnie celowi ma służyć upublicznienie procesu wyboru władz mediów publicznych przeprowadzanych w formie otwartych konkursów. W projekcie ustawy to minister skarbu mianuje członków rad nadzorczych i zarządów, ale wyłącznie z osób wyłonionych w konkursach. Minister także ma prawo „z ważnych przyczyn” ich odwołać.

Ten zapis wzbudził słuszne kontrowersje. Trudno bowiem mówić o niezależności ludzi, którzy przez politycznego bądź co bądź ministra mogą być z „ważnych” (dla kogo?) przyczyn odwołani. Jak pokazuje praktyka, definicja „ważności” bywa niebywale zmienna w zależności od doraźnych politycznych interesów.

Wydaje się, że ta kwestia to papierek lakmusowy intencji inicjatorów projektu. Z miłym zaskoczeniem stwierdzam, że test ten wypadł pomyślnie. Pani poseł Śledzińska-Katarasińska wydaje się szczerze zaskoczona problemem i skłonna do uwzględnienia zgodnej z kodeksem handlowym definicji „ważnych przyczyn” odwołania członków władz mediów publicznych. To dobrze świadczy o intencjach Platformy Obywatelskiej. Wydaje się, że chęć zbudowania bariery między politykami a mediami jest szczera.

Nie podzielam licznych głosów krytyki, które ten zapis wywołuje. Prosta prawda na ten temat jest taka, że ktoś w końcu musi członków KRRiT oraz zarządów spółek medialnych powoływać. Jeśli w demokratycznej procedurze wyborczej wyborcy przekazują pieczę między innymi nad majątkiem państwa w ręce polityków danej partii, to trudno się dziwić, że powołany w trybie wyborów rząd taką pieczę sprawuje.

Szkoda, że jest to projekt tak fragmentaryczny. Szkoda, że nie odnosi się do pozostałych fundamentalnych kwestii dotyczących definicji misji, ustrojowej roli państwa w jej realizacji czy też przewidywanych sposobów jej finansowania

Spółki medialne o ogromnej wartości, które obracają dużymi sumami, muszą mieć właściciela. Jest nim Skarb Państwa. Minister skarbu powinien reprezentować jego – czyli nasze: ogółu obywateli – interesy w tych spółkach, by nie stały się one udzielnymi księstwami uwłaszczonej nomenklatury.

Ustawa musi przewidywać tryb odwoływania prezesów telewizji i radia, choćby w przypadku ich jawnej nieudolności. W tej kwestii trzeba zachować umiar, nie popadając w skrajności. Rację ma pani poseł, twierdząc: może nie jest to rozwiązanie idealne, ale jeszcze nikt nie podpowiedział lepszego.

Niestety, nawet najlepsze zapisy ustawy nie zagwarantują bezpieczeństwa członkom władz spółek medialnych. Ustawa nie daje mediom gwarancji niezależności. Zmiana ustawy medialnej stała się bowiem złą praktyką kolejnej zwycięskiej koalicji. Obawiam, się że po kolejnych wyborach każda ustawa medialna wyląduje tam, gdzie dwie poprzednie – w koszu. Choćby po to, by można było robić to, przed czym omawiany projekt ma media chronić – dokonać gruntownej wymiany kadr zarządzających mediami publicznymi. Szkoda, że jest to projekt tak fragmentaryczny. Szkoda, że nie odnosi się do pozostałych fundamentalnych kwestii dotyczących definicji misji, ustrojowej roli państwa w jej realizacji czy też przewidywanych sposobów jej finansowania.

Mam wielką nadzieję, że zapał polityków nie skończy się na personalnych roszadach. Rynek mediów wymaga gruntownych zmian. W dobie cyfryzacji i konwergencji trzeba rolę państwa przemyśleć na nowo. Mam nadzieję, że wyborcze zobowiązanie zniesienia abonamentu jest nadal aktualne. Mam nadzieję, że zmiana kadr nie wyczerpie reformatorskiego zapału posłów Platformy Obywatelskiej. Mam nadzieję, że to dopiero początek dyskusji o mediach.

Zgodnie z oczekiwaniami projekt ustawy medialnej jest jednym z pierwszych, którymi zajęła się rządząca koalicja. Projekt bez wątpienia ważny, bo kryzys w mediach narasta.

Media publiczne za rządów Prawa i Sprawiedliwości przeszły na ręczne sterowanie polityków. Jarosław Kaczyński, jako prezes rządzącej partii i urzędujący premier, osobiście decydował o nominacji prezesa TVP i Polskiego Radia. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji od dawna nie pełni swoich konstytucyjnych funkcji, ze „staniem na straży wolności słowa” na czele. Media publiczne wymagają kompleksowej, głębokiej reformy fundamentów ich funkcjonowania.

Pozostało 93% artykułu
Media
Donald Tusk ucisza burzę wokół TVN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Media
Awaria Facebooka. Użytkownicy na całym świecie mieli kłopoty z dostępem
Media
Nieznany fakt uderzył w Cyfrowy Polsat. Akcje mocno traciły
Media
Saga rodziny Solorzów. Nieznany fakt uderzył w notowania Cyfrowego Polsatu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Media
Gigantyczne przejęcie na Madison Avenue. Powstaje nowy lider rynku reklamy na świecie