Prawo i Sprawiedliwość po wygranych w 2005 roku wyborach zmieniło ustawę o radiu i telewizji tak, by umożliwić natychmiastowy wybór nowych, zależnych od siebie kadr. Ruszyła lawina zmian personalnych – od członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przez rady nadzorcze i zarządy spółek medialnych do dziennikarzy programów informacyjnych. Nie ma wątpliwości, że tryb powoływania ludzi na kluczowe stanowiska w mediach publicznych oraz ich odwoływania stanowi fundament niezależności mediów. Projekt poseł Śledzińskiej-Katarasińskiej próbuje zmierzyć się z tym problemem. Czy skutecznie?
Projekt PO zakłada zmianę roli Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wszelkie kompetencje tego urzędu związane z rozdziałem i wykonywaniem koncesji radiowo-telewizyjnych przejdą do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. To dobra zmiana. Dobra dlatego, że UKE wykazuje się znacznie wyższą skutecznością jako urząd, który wielokrotnie stanowczo interweniował na rynku telekomunikacyjnym.
UKE jest zarządzany przez fachowców, ma sprawną kadrę urzędników i niezależnego od doraźnych nacisków politycznych prezesa. Wydaje mi się, że są do atuty nie do pominięcia. Kulturę instytucji buduje się latami. Krajowa Rada pod tym względem wydaje się przypadkiem beznadziejnym. Istnieje bardzo poważne niebezpieczeństwo, że politycy szybko UKE popsują. Dopóki nie zajmował się on tak „polityczną” dziedziną jak media, nie budził ich zainteresowania. To może się bardzo szybko zmienić. Szerokie uprawnienia UKE mogą jednak być przeszkodą dla upolitycznienia tego urzędu i jego przewodniczącego. Na rynku telekomunikacyjnym trzeba się po prostu bardzo dobrze znać. Na mediach znają się wszyscy, z politykami na czele.
Rynek mediów bardzo szybko się zmienia. W dobie konwergencji, czyli zlewania się poszczególnych platform komunikacyjnych, gdzie telefon komórkowy staje się odbiornikiem telewizji, a telewizor urządzeniem dostępu do Internetu, coraz trudniej rozdzielić rynek telekomunikacyjny od medialnego. Powszechnie oferowane usługi typu triple play (telewizja, Internet i telefon w jednym) są najlepszym tego dowodem. Liczba dostępnych częstotliwości jest ograniczona i przekazanie obowiązków związanych z ich podziałem oraz administrowaniem tym rynkiem w ręce jednego urzędu wydaje się bardzo logiczne. Koniec końców bowiem, niezależnie od tego, czy mówimy o telewizji analogowej, cyfrowej, radiu czy telefonii komórkowej lub mobilnym Internecie, w istocie mówimy o częstotliwościach fal elektromagnetycznych. Utrzymywanie dwóch niezależnych instytucji regulujących tak zbliżone, a w nieodległej przyszłości tożsame, rynki wydaje się bezcelowe.
Nie ukrywam, że moim zdaniem po przekazaniu kompetencji koncesyjnych do UKE nie pozostaje Radzie Radiofonii i Telewizji wystarczająco wiele obowiązków, by uzasadnić jej istnienie.
Jedynym bodajże powodem, dla którego projekt nie zawiera pomysłu zniesienia KRRiT, jest brak większości konstytucyjnej, która pozwalałby na rozwiązanie tej instytucji. Szkoda, bo Krajowa Rada jest tak dalece skompromitowana, że czas już chyba spuścić nad nią zasłonę miłosiernej niepamięci.