Czeka nas proces porównywalny do początków lat 90. i przyznawania pierwszych koncesji telewizyjnych. Z tym że tym razem chodzi o bez porównania większe pieniądze i wielką politykę. Tam, gdzie spotykają się te dwa demony, dochodzi zawsze do kataklizmów porównywalnych z najgorszym huraganem. Niczego innego bym się w Polsce nie spodziewał.
W 2014 r. upływa termin przyjęty przez Unię Europejską, a zobowiązujący kraje członkowskie do uruchomienia telewizji cyfrowej. Rok później, w czerwcu 2015 r., dotąd używane częstotliwości analogowe przestają być chronione. To oznacza koniec rynku telewizyjnego, jaki znamy dziś. Nie przypadkiem Unia angażuje się w regulacje rynku telewizyjnego. To zaangażowanie wynika z prostego faktu, że fale elektromagnetyczne nie znają granic. Jedynie międzynarodowe umowy pozwalają uniknąć zakłócania sygnału jednej stacji przez drugą nadającą na podobnych częstotliwościach w kraju ościennym.
W 2006 r. w Genewie odbyła się międzynarodowa konferencja poświęcona temu problemowi. Każdy kraj biorący w niej udział zobowiązał się do inwentaryzacji wszystkich dostępnych częstotliwości, które mogłyby posłużyć do dystrybucji cyfrowego sygnału telewizyjnego. Polska była uczestnikiem tej konferencji. Zgłoszono na niej częstotliwości pozwalające na utworzenie ośmiu platform cyfrowych. Niestety, dwie z nich są niemożliwe bądź bardzo trudne do zagospodarowania. Jedna nadaje w paśmie powyżej 60. kanału i nie nadaje się na potrzeby nadawania telewizji. Druga nadaje w paśmie VHF, co stanowi poważne problemy techniczne przy nadawaniu obrazu dobrej jakości i wymaga na przykład większych anten odbiorczych. Z tych technicznych względów rynek telewizyjny w Polsce ma do dyspozycji sześć platform cyfrowych.
Jedna platforma mieści siedem kanałów standardowej rozdzielczości lub trzy kanały w rozdzielczości standardu HD (high definition). Sposób podziału ograniczonych możliwości nadawania, innymi słowy odpowiedź na pytanie, komu przypadną platformy cyfrowe, zdeterminuje pozycję rynkową poszczególnych nadawców na długie lata. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, o jakie pieniądze i o jakie wpływy polityczne toczy się rozgrywka. Walka o uprzywilejowaną pozycję rynkową w nowej rzeczywistości cyfrowej już się rozpoczęła. Nie przypadkiem przecież dotychczasowi nadawcy mnożą kanały tematyczne. To będzie koronny argument w dyskusji o podziale rynku w przyszłości. W interesie obecnych głównych graczy jest objęcie maksymalnej przestrzeni na oferowanych platformach choćby po to, by wykluczyć lub maksymalnie ograniczyć konkurencję. Liczba kanałów, czyli potrzeby, mają być w tym sporze koronnym argumentem.
Już dzisiaj Telewizja Publiczna, jako dominujący gracz na rynku, zgłasza chęć zagospodarowania dwóch z sześciu oferowanych platform. Łatwo policzyć, że znaczy to sześć kanałów wysokiej rozdzielczości lub 16 standardowej nadawanych przez publicznego nadawcę. Potencjał TVP i rola państwa na rynku telewizyjnym bez wątpienia istotnie by się wzmocniły, jeśli przyjąć taką propozycję. Jedna platforma powinna być przeznaczona na potrzeby telewizji mobilnej w standardzie DVB-H. Przypuszcza się, że obecni komercyjni nadawcy ogólnopolscy obejmą po jednej platformie. Pozostaje jedna platforma, co do losu której jest najwięcej spekulacji i zabiegów.