Portal Ebooks4you.pl istniał od kilku miesięcy i – jak szybko zauważyli wydawcy – za darmo oferował internautom e-booki z portfolio największych wydawców bez umów z tymi ostatnimi. – Po wpisaniu w wyszukiwarkę haseł związanych z e-bookami ten portal wyskakiwał na trzecim miejscu wśród linków nieopłacanych (jako pierwsze wyskakują w Google tzw. linki sponsorowane, opłacone przez firmy – red.) – mówi „Rz" Robert Łakuta, prezes i właściciel Fabryki Słów (wydaje fantastykę, powieści sensacyjne, literaturę faktu i historyczną). Portal już nie istnieje w sieci, ale jego profil na Facebooku wciąż ma ponad 1,5 tys. fanów.
– Zalogowanemu użytkownikowi, a było ich kilkadziesiąt tysięcy, portal oferował najświeższe nowości z naszych katalogów w dniu premiery. Za darmo. Kiedy wysłałem w tej sprawie e-maila na adres podany na stronie, dostałem odpowiedź, że portal zamieszcza nasze książki jedynie „w celach informacyjnych". Wytłumaczono nam, że są tam zamieszczane, by czytelnicy mogli się z nimi zapoznać i ewentualnie potem kupić, co jest oczywiście absurdalne – mówi Łakuta, który skontaktował się wtedy z Google, by uniemożliwić wyszukiwanie przez wyszukiwarkę tego adresu oraz z właścicielem serwera, na którym znajdował się portal (w USA). – Zwróciłem też uwagę, że na stronie jest reklama e-czytników. Skontaktowałem się z ich producentem, który – jak się okazało – nie wiedział, że to piracka strona. Nie miał żadnych informacji na temat założyciela, prócz numeru konta, na które przelał należność za reklamę. To już jednak wystarczyło, by pójść na policję i ustalić dane właściciela, którym okazał się być tegoroczny maturzysta – opowiada Łakuta. Sprawa została skierowana do prokuratury, a portal zniknął z sieci. – Jego założyciel zgłosił się na policję, gdzie złoży zeznania. Portal zamknął – mówi szef Fabryki Słów.
Polskie e-booki warte 50 mln zł
Według danych badającej książkowy rynek Biblioteki Analiz, wartość e-booków, które sprzedawałyby się w Polsce rocznie, gdyby nie było na naszym rynku piractwa, sięga 250 mln zł. Cały polski rynek elektronicznych książek mógłby być wtedy w Polsce wart nawet 300 mln zł. – Nasz rynek e-booków w 2011 roku był wart 26 mln zł, a w ubiegłym już 50 mln zł. To na razie tylko 1 proc. całego rynku książki w Polsce, ale jeśli utrzyma się takie tempo jego wzrostu, za 5–10 lat e-booki przejmą rynek – mówił Włodzimierz Albin, prezes Polskiej Izby Książki, na niedawnym posiedzeniu senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu dotyczącej e-booków.
Żeby ograniczyć liczbę pirackich e-booków na rynku, wydawcy wynajmują firmy wyspecjalizowane w skanowaniu Internetu pod kątem pirackich treści. – Będziemy o tym informować właścicieli witryn, na których znajdziemy takie materiały, i – jeśli taka będzie wola wydawcy – domagać się usunięcia ich – mówił Konrad Zach z firmy Olesiejuk, do której należy portal Książki.pl. W miejsce usuniętych plików firma chce wstawiać demo legalnej wersji książki z odesłaniem do miejsca, gdzie można ją kupić.
Walka prośbą i groźbą
W obronie praw autorskich Polska Izba Książki zarekomendowała wydawnictwom zamieszczanie na stronie redakcyjnej wydawanych przez nich książek specjalnego apelu o poszanowanie ich praw.