Po pięciu latach śledztwa Bruksela stawia amerykańskiemu gigantowi oficjalne zarzuty: wykorzystuje swoją dominującą pozycję na rynku wyszukiwarek, żeby odnosić dodatkowe biznesowe korzyści na innych polach. Chodzi konkretnie o porównywarkę cenową. Gdy chcemy wyszukać w Internecie ceny np. patelni prawdopodobnie wykorzystujemy do tego — jak 90 proc. użytkowników sieci — Google.
Teoretycznie opracowany przez amerykański koncern algorytm powinien, jak przy każdym innym pytaniu, dostarczyć nam listę odpowiedzi w kolejności najbardziej odpowiadającej treści zapytania. Ale często, zdaniem KE, tego nie robi. I na górze listy umieszcza swoją własną porównywarkę cenową, czyli Google Shopping. Za to może go spotkać kara.
— Wszystkie drzwi są jeszcze otwarte. Google może zmienić swoje działania, ale może też zapłacić karę — powiedziała Margrethe Vestager, unijna komisarz ds. konkurencji.
Google dostał 10 tygodni na przygotowanie odpowiedzi na zarzuty postawione przez KE. W sumie jeszcze rok może potrwać wymiana argumentów między obiema stronami, zanim znajdzie swój finał w unijnym sądzie w Luksemburgu. Jeśli Amerykanie nie dostosują się do żądań UE, to ryzykują karę. W unijnym prawie antymonopolowym może ona wynieść do 10 proc. rocznych obrotów firmy, czyli w tym przypadku mowa o kwocie 6 mld euro.