Czy cyfrowa telewizja się opłaci?

- Pieniądze z reklamy nieodmiennie płyną za widzem, a prawdopodobny jest scenariusz, w którym cyfrową telewizję będzie oglądać niewiele osób – pisze Jakub Bierzyński, prezes OmnicomMediaGroup

Publikacja: 16.11.2008 03:16

Czy cyfrowa telewizja się opłaci?

Foto: Rzeczpospolita

Cyfryzacja, która ma nastąpić w 2012 r., nie jest dla nadawców fantastyczną perspektywą. Poszerza się rynek, co musi skutkować ograniczeniem dotychczasowych wpływów.

Zmiana standardu nadawania telewizji, najbardziej popularnego medium w kraju, fundamentalnej rozrywki dla prawie wszystkich jego obywateli, przy której spędzają ponad trzy godziny każdego dnia, powinna być procesem, w który poważnie zaangażowane jest państwo.

Tymczasem proces cyfryzacji w Polsce został kompletnie pozostawiony sam sobie. Obecnie obowiązujące prawo jest kulawe. Cyfrowa telewizja to fenomen na pograniczu dwóch rynków: telewizyjnego i telekomunikacyjnego. Ustawa o radiofonii i telewizji nie przewiduje procesu cyfryzacji, a polski rząd nie przedstawił żadnej koncepcji strategii wprowadzania nowego standardu. Na razie pewne jest tylko jedno: wraz z upływem 2014 roku, zgodnie z ustaleniami Unii Europejskiej, pasma analogowego nadawania telewizji przestają być chronione. To jedynie oznacza, że w przypadku nieprzystosowania rynku polskiego do standardów cyfrowej telewizji mogą nastąpić zakłócenia w odbiorze telewizji analogowej w pasie przygranicznym.

[srodtytul]Króluje chaos[/srodtytul]

Zmiana standardu nadawania jest bowiem procesem bolesnym. Bolesnym dla odbiorców, bo wymaga zakupu dekoderów do odbioru nowego cyfrowego sygnału, i dla nadawców, bo gwałtownie rośnie im konkurencja. Trudno sobie wyobrazić, że takiej zmiany można dokonać bez aktywnego zaangażowania państwa. Brak jednoznacznej polityki w tym zakresie musi rodzić i rodzi chaos. Chaos, z którym w Polsce mamy właśnie do czynienia. Oto bowiem jesteśmy świadkami kolejnej odsłony walki kompetencyjnej pomiędzy UKE a Krajową Radą Radiofonii i Telewizji. Nie od dziś wiadomo o różnicach zdań między Anną Streżyńską a Witoldem Kołodziejskim co do filozofii i tempa przemian na rynku telewizyjnym w Polsce. Nie jest to jedynie spór kompetencyjny, to przede wszystkim spór o pewną wizję.

Pytań związanych z cyfryzacją telewizji jest w tej chwili znacznie więcej niż odpowiedzi. Spór między nadawcami i UKE toczy się o to, kto ma ponieść koszty procesu. Kto ma sfinansować dekodery, edukować odbiorców, przygotować rynek na nadchodzącą zmianę. UKE twierdzi, że to nadawcy powinni zainwestować we własny rynek. Nadawcy twierdzą, że powinien być to element strategii rządowej wprowadzenia nowych standardów. Stacje telewizyjne z kolei podnoszą argument o ryzyku związanym z tym przedsięwzięciem. Trudno przewidzieć, jak będzie wyglądał rynek telewizyjny, a co za tym idzie reklamowy, w nowej, cyfrowej rzeczywistości.

[srodtytul]Rynkowe niewiadome[/srodtytul]

Komercyjny sukces całej operacji stoi pod znakiem zapytania. Nie wiadomo, jak szybko widzowie dostosują się do nowego standardu. Największy spór pomiędzy UKE i komercyjnymi nadawcami: Polsatem i TVN, toczy się wokół tej kwestii. UKE wymaga od nadawców jednoznacznego zobowiązania do zaprzestania nadawania analogowego w 2012 r., co zwolniłoby częstotliwości konieczne do szybkiego uruchomienia więcej niż dwóch multipleksów. Zmiana standardu miałaby nastąpić natychmiast. Nadawcy żądają okresu przejściowego, w którym funkcjonowałyby oba formaty odbioru i nadawania telewizji równolegle: analogowy i cyfrowy. Takie rozwiązanie zamraża status quo na rynku telewizyjnym na dwa lata.

[wyimek]W kwestii cyfryzacji nic nie jest pewnikiem. Nie wiadomo, kto będzie tym procesem zarządzał, kto weźmie w nim udział i czy w ogóle do cyfryzacji telewizji w Polsce dojdzie[/wyimek]

Po pierwsze, obawiają się, że nikt nowej telewizji nie będzie oglądał, bo widzowie nie będą w stanie ze względów logistycznych (ograniczenia w produkcji, imporcie i sprzedaży dekoderów) lub finansowych zakupić 12 mln dekoderów w tak krótkim czasie. Po drugie, nie przystosują się, zagapią i – jak zwykle – odłożą decyzję na ostatnią chwilę. Po trzecie, rząd ma nabrzmiewający kryzys: bądź co bądź większość Polaków z dnia na dzień będzie mogła stracić prawo do swojej ulubionej rozrywki. Istnieje uzasadniona obawa, że zareaguje tak jak zawsze w ostatniej chwili, obawiając się fali niezadowolenia społecznego, uchwali jakąś mniej lub bardziej udaną prowizorkę. Nie wiadomo, jak takie prowizoryczne rozwiązanie mogłoby wyglądać.

Jedno jest jednak bezsprzeczne: żaden rząd, żadnej partii nie odważy się wyłączyć analogowego sygnału telewizji publicznej, za który abonament płacą w zdecydowanej większości ci, którym będzie do cyfryzacji przystosować się najtrudniej i ze względów finansowych, i mentalnych, czyli emeryci i renciści.

Powstanie na rynku dziura i ryzyko, które dla stacji komercyjnych byłoby katastrofalne w skutkach. Pieniądze z reklamy nieodmiennie płyną za widzem, a prawdopodobny jest scenariusz, w którym cyfrową telewizję niewiele osób będzie oglądać. Co gorsza, jedyną dostępną dla większości widzów stacją telewizyjną pozostanie telewizja publiczna. A to oznaczałoby dla komercyjnych stacji telewizyjnych tylko jedno – katastrofę.

[wyimek]Pieniądze z reklamy nieodmiennie płyną za widzem, a prawdopodobny jest scenariusz, w którym cyfrową telewizję będzie oglądać niewiele osób [/wyimek]

[srodtytul]O co chodzi telewizjom[/srodtytul]

Z drugiej strony prezes UKE Anna Streżyńska jest przekonana, i nie bez podstaw, że komercyjni nadawcy za wszelką cenę chcą przedłużyć trwanie obecnego stanu. Cyfryzacja nie jest w ich interesie. W perspektywie paru lat dojdzie do powstania czterech multipleksów o pojemności do siedmiu kanałów telewizyjnych każdy. Oznacza to w najgorszej dla nadawców wersji wydarzeń (jedynie kanały standardowej rozdzielczości, brak płatnych programów na multipleksach) aż 28 bezpłatnych, ogólnodostępnych programów telewizyjnych. To oznacza gwałtowne poszerzenie obecnego rynku, gdzie przeciętne gospodarstwo domowe ma dostęp do 5,5 programu telewizyjnego, włączając w to gospodarstwa wyposażone w telewizję kablową i satelitarną. Fragmentaryzacja rynku dla obecnych nadawców może oznaczać tylko jedno – poważne obniżenie przychodów, które tak jak widownia rozłożą się pomiędzy większą niż dotychczas liczbę stacji telewizyjnych.

Osobiście szukałbym kompromisu. 28 bezpłatnych kanałów telewizji cyfrowej to zbyt dużo. Rynek reklamowy jest w stanie utrzymać nie więcej niż dziesięć. Pozostałe pojemności multipleksów należy przeznaczyć na Internet. Upowszechnienie szerokopasmowego dostępu do sieci jest dla Polski wyzwaniem cywilizacyjnym. Postawmy na przyszłość. Przyszłość to Internet. Szkoda, że polska klasa polityczna kompletnie nie rozumie wagi tego rodzaju decyzji. Strategia wyznaczająca cywilizacyjną przyszłość nie będzie wynikiem politycznej debaty publicznej, ale chwiejną równowagą interesów nadawców i wizją prezesa UKE. Szkoda, bo to właśnie w tym procesie wyznaczamy fundamentalne priorytety cywilizacyjne Polski XXI w.

Cyfryzacja, która ma nastąpić w 2012 r., nie jest dla nadawców fantastyczną perspektywą. Poszerza się rynek, co musi skutkować ograniczeniem dotychczasowych wpływów.

Zmiana standardu nadawania telewizji, najbardziej popularnego medium w kraju, fundamentalnej rozrywki dla prawie wszystkich jego obywateli, przy której spędzają ponad trzy godziny każdego dnia, powinna być procesem, w który poważnie zaangażowane jest państwo.

Pozostało 94% artykułu
Media
TV Republika dzieli bardziej niż TVP Info. Są badania
Media
Najlepsza oferta roku na dostęp do treści „Rzeczpospolitej”. Teraz nawet 75 proc. taniej
Media
Piraci nie grasują nad Wisłą. Ale to tylko stan przejściowy
Media
Prognozy PwC: Wydatki na internet w Polsce będą rosły szybciej
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Media
Na te dwa filmy poszli tłumnie Amerykanie. Czy podobnie będzie i u nas?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska