Żaden przedsiębiorca nie lubi obniżać cen, ale Telekomunikacja Polska musi, bo zaczyna tracić abonentów.

Do tej pory obniżki, jakie wprowadzała, nie dawały efektu. Zasady regulowanego polskiego (i nie tylko polskiego) rynku telekomunikacyjnego były takie, że na każdą ofertę TP jej konkurenci – Netia, Dialog, Era – mogli zareagować jeszcze niższą ceną internetowej usługi. W ubiegłym roku kosztem trzymiliardowych inwestycji w nowe łącza internetowe i obietnicy poprawnej współpracy z konkurentami TP uzyskała zniesienie tej zasady. Przez poprzednie trzy lata walczyła z UKE, ale nie wygrała nic. Zaczęła tylko tracić udział w internetowym rynku, który spadać – na taką skalę – nie musiał.

Regulacje rynkowe oznaczają dla Telekomunikacji Polskiej nieuchronną utratę abonentów i przychodów. Eksmonopolista musi się z tym liczyć i tak jest wszędzie, gdzie działają dawne państwowe telekomy. Czyli w całej Europie. Urząd Komunikacji Elektronicznej co do zasady nie wymyślił nic nowego, chociaż zdaniem TP był najbardziej restrykcyjnym z europejskich regulatorów. Oczywiste, że zarząd operatora starał się bronić przed zakusami UKE swojej pozycji na rynku, bo z tego rozliczają go akcjonariusze.

I TP, i jej właścicielom brakowało jednak mądrości, aby dostrzec, że pewnych rzeczy ocalić już się nie da. I że lepiej odnaleźć się na nowo na regulowanym rynku, gdzie TP była, jest i jeszcze przez lata będzie chłopcem do bicia dla regulatora i konkurentów.

Chodzi tylko o to, żeby siniaków było jak najmniej, a dropsów w kieszeni jak najwięcej. Więc lepiej przestać się ciągle tłuc ze wszystkimi i o wszystko, bo dropsy wypadają z kieszeni.