Co z kosztami twórców

- Pomysł likwidacji 50-proc. kosztów uzyskania dochodu przez twórców wraca jak bumerang przy kolejnych problemach budżetu - pisze Halina Bińczak, publicystka ekonomiczna i wykładowca Collegium Civitas

Publikacja: 15.10.2010 02:28

Co z kosztami twórców

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Red

Za każdym razem, gdy rośnie dziura w budżecie, urzędujący minister finansów zapowiada zniesienie ulg dla twórców. I za każdym razem mówi się, że możliwości odliczania od dochodu połowy wpływów z honorariów autorskich to niczym nieuzasadniony przywilej.

Czy jednak naprawdę jest to przywilej, czy też uproszczone odzwierciedlenie kosztów, jakie rzeczywiście ponosi ta grupa podatników? Ilu jest twórców i ile na tym przepisie zyskują?

Żeby na te pytania odpowiedzieć uczciwie, trzeba przypomnieć, czym – jeszcze przed wojną – kierowano się przy jego tworzeniu. Chodziło o uwzględnienie sytuacji twórców (pisarzy, muzyków, plastyków, aktorów, dziennikarzy, tłumaczy itd.), którzy nie mieli stałej pracy ani stałych dochodów, a utrzymywali się wyłącznie z honorariów, zwykle nieregularnych, za swoje dzieła.

Nie wiem, ilu twórców dotyczył ten przepis przed wojną, ale z danych Ministerstwa Finansów („Informacja dotycząca rozliczenia podatku dochodowego od osób fizycznych za 2009 r. ”) wynika, że 30,7 tys. podatników miało dochody wyłącznie z tytułu praw autorskich i innych.

To tylko jedna grupa ludzi korzystających dziś z „uzysku 50 proc. ”; dokładnie odpowiada ona przedwojennej podatkowej definicji twórcy. Druga to osoby, które gdzieś pracują, a oprócz tego piszą, występują czy wykładają poza miejscem stałego zatrudnienia. Te dodatkowe dochody też są objęte ulgą.

Korzysta z niego także trzecia grupa – pracownicy, którym część wynagrodzeń wypłaca się w formie honorariów autorskich (tradycyjnie dotyczyło to dziennikarzy i aktorów, w ostatnich latach – także wielu naukowców).

?

Ilu w sumie podatnikom przysługuje „uzysk 50 proc. ” nie wiadomo. W oficjalnym rozliczeniu podatków takich danych nie ma. Być może resort finansów nimi dysponuje, ale ich nie upublicznił. Można jednak sądzić, że jest ich wielokrotnie więcej niż twórców „na wyłączność”. Tak np. pracują młodzi dziennikarze. Tak coraz częściej angażuje się aktorów w teatrach, tak uczelnie rozliczają granty na konkretne cele.

Nie wiadomo też, jak mają się ponoszone przez twórców (z różnych grup) rzeczywiste koszty do kwot, o jakie obecnie mogą zmniejszyć dochód. Czy więc, licząc przeciętne, jest to ok. 50 proc. przychodu, czy może np. tylko 15 proc.? Takich badań – o ile mi wiadomo – nikt dotąd nie robił.

Wreszcie, należałoby zbadać, jakie są przychody z honorariów statystycznego twórcy i ile zyskuje on na możliwości wyłączenia ich połowy z opodatkowania. Zarówno premier Donald Tusk w telewizji, jak i Krzysztof Rybiński w „Rz”, powoływali się na przykłady osób bardzo dobrze opłacanych; w tle było stwierdzenie, że ta ulga to dla nich hojny prezent od państwa. Ale nie wszyscy twórcy mają wysokie dochody: honoraria aktora w prowincjonalnym teatrze to kilkaset złotych miesięcznie – przy niskiej na ogół pensji.

?

Twórczość, jak każda praca – albo jak działalność gospodarcza, powiązana z ryzykiem, bo dzieło nie zawsze znajduje nabywcę – musi się wiązać z kosztami. Nie mam pojęcia, jakie koszty ponoszą np. rzeźbiarze, artyści cyrkowi czy muzycy. Ale cztery lata temu, gdy ówczesna minister finansów Zyta Gilowska proponowała likwidację „uzysku 50 proc. ”, pokusiłam się o ich amatorskie oszacowanie w przypadku dwojga pracowników akademickich (wykładowca i asystent), którzy także publikują poza swoimi uczelniami, i wziętego dziennikarza bez etatu.

Według wykładowcy i asystenta na koszty tych publikacji składają się wydatki na specjalistyczne książki i czasopisma, dostęp do takichż baz danych oraz na udział w konferencjach i seminariach naukowych. Według obliczeń moich rozmówców było to od 250 (asystent) do 600 zł miesięcznie.

Oboje pracowali w domu, więc należałoby dodać amortyzację komputera z oprogramowaniem. Wykładowca wyliczał, że za pozauczelniane publikacje dostaje rocznie (choć nieregularnie) 12 – 15 tys. zł, a asystent nawet tego nie liczył, bo trafiają mu się rocznie trzy– cztery takie teksty.

W przypadku wziętego dziennikarza-freelancera na „uzysk” składały się: koszt kupna co najmniej trzech dzienników i pięciu tygodników (– To minimum, żeby się orientować w wydarzeniach i opiniach – mówił) oraz dwóch – trzech książek. Razem ok. 500 zł na miesiąc.

Pracował w domu, powinien więc doliczyć część opłat za radio i telewizję (np. TV24, CNN), amortyzację komputera z oprogramowaniem, koszt zawodowych rozmów z prywatnych telefonów tudzież dojazdów do wielu redakcji. Razem jakieś 900 – 1000 zł. Bez czynszu za pokój, w którym pracował, opłat za prąd i rachunków za spotkania z informatorami (w Warszawie; odpadły więc wydatki na podróże).

Na liście kosztów freelancera powinny też być składki na ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne (w przypadku zatrudnionych pierwsze odlicza się od podatku, drugie od dochodu). Jeśli za punkt wyjścia przyjąć składki do ZUS od przeciętnego pracownika (który w II kw. zarabiał 3256 zł), byłoby to prawie 1000 zł. To kwota niezbyt wygórowana, bo odpisowi od dochodu pracownika podlegają składki ZUS do 250 proc. średniego wynagrodzenia: przy obecnych zarobkach to ok. 2,5 tys. zł.

Właściwie wolny strzelec powinien się ubezpieczyć również od odpowiedzialności cywilnej (zwłaszcza jeśli zajmuje się dziennikarstwem śledczym) i odłożyć coś na okres, kiedy na jego dzieła nie będzie popytu. W sumie wszystko to daje 2,5 –4 tys. zł miesięcznie, które – moim zdaniem – stanowią autentyczny koszt uzyskania przychodu.

W przypadku etatowców, którym część wynagrodzenia wypłaca się w formie honorariów, pojęcie „kosztów uzysku” jest problematyczne: dziennikarz pisze artykuły w czasie pracy i na redakcyjnym sprzęcie; aktor na ogół ponosi jedynie koszt dojazdu na spektakle, a wykładowca – koszt zdobycia wiedzy, która zresztą procentuje mu w różny sposób.

W tym przypadku istotne jest co innego: etatowe wynagrodzenie tych osób ustalono przy założeniu, że od części zarobków płacą mniejszy podatek. Ta pensja, zwana czasem opłatą za gotowość, jest z reguły mniejsza, niż byłaby, gdyby przez lata nie obowiązywała zasada „50 proc. uzysku”. Często bywa wręcz żenująco niska, zwłaszcza w zestawieniu z umiejętnościami pracownika.

?

To rozwiązanie, rodzaj inżynierii podatkowej, jest korzystne dla pracodawców, dla których system honoracyjny ma też inne zalety. Wymaga wprawdzie żmudnej rejestracji wycen (co niektórzy omijają, ustalając ich miesięczne ryczałty), ale stanowi skuteczną metodę motywowania do wydajniejszej pracy – to przecież rodzaj akordu – a jednocześnie stwarza możliwość szybkiego zmniejszenia wydatków na płace. Obcięcie stawek za teksty jest znacznie prostsze niż obniżki płac zapisanych w umowie o pracę.

Biorąc to wszystko pod uwagę, nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że „uzysk 50 proc. ” to wyłącznie przywilej, choć przyznaję, że dla części podatników – tych ze stałą pracą i dużymi honorariami – to przepis niezwykle korzystny. Tak bardzo jednak zakorzenił się w płacowej rzeczywistości, że ewentualne zmiany winny być wprowadzane stopniowo i ostrożnie, przede wszystkim zaś powinny być poprzedzone dokładnymi badaniami „podatkowej populacji twórców” i analizą ich rzeczywistych kosztów i dochodów.

Automatyczna likwidacja „uzysku 50 proc. ” uderzyłaby bowiem silnie w liczną rzeszę podatników o niewielkich bądź najwyżej średnich zarobkach. Zamawiający dzieło – zwłaszcza jeśli jest nim, jak w wielu redakcjach, zwyczajna praca, wykonywana pod nadzorem – nie zrekompensują skutków takiej zmiany, bo ponosiliby większe koszty działalności.

Na to mogą liczyć tylko twórcy najpopularniejsi i najwyżej wyceniani – czyli akurat ci, których dochody są argumentem za likwidacją „uzysku 50 proc. ”.

[ramka]Autorka jest publicystką ekonomiczną i wykładowcą Collegium Civitas[/ramka]

Media
Nieznany fakt uderzył w Cyfrowy Polsat. Akcje mocno traciły
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Media
Saga rodziny Solorzów. Nieznany fakt uderzył w notowania Cyfrowego Polsatu
Media
Gigantyczne przejęcie na Madison Avenue. Powstaje nowy lider rynku reklamy na świecie
Media
Solorz miał nosa kupując Interię. Najnowszy ranking polskich wydawców internetowych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Media
Chińczycy przegrali w sądzie w USA w sprawie TikToka. Co dalej z aplikacją?