Jak podliczyło stowarzyszenie twórców dzieł naukowych i technicznych Kopipol, rocznie w Polsce kserowanych jest ok. 5 milionów stron z książek, wśród których przeważającą większość (90 proc.) stanowią podręczniki.
– Według mnie skala tego procederu jest dużo większa – mówi „Rz" Andrzej Nowakowski, prezes Stowarzyszenia Autorów i Wydawców Polska Książka. Uważa on, że nikt na rynku nie szacuje skali problemu, ale straty, jakie ponoszą wydawcy podręczników, liczy się w milionach złotych. Rynek podręczników w Polsce według badań firmy doradczej PricewaterhouseCoopers będzie w tym roku wart 358 mln dol.
– Najczęściej nielegalnego kopiowania dopuszczają się biblioteki i wyższe uczelnie, które za masowe powielanie książek dydaktycznych i podręczników powinny odprowadzać tantiemy, ale nagminnie tego nie robią.
Orzecznictwo sądów problemem
– Prawdziwą plagą są telefony komórkowe, którymi studenci fotografują strony z podręczników, ale w Polsce, w przeciwieństwie do innych krajów, producenci komórek nie płacą tantiem na rzecz wydawców, a wykładowcy potrafią przyjść do mnie jako wydawcy, żeby wypożyczyć książkę i skserować ją dla 150 studentów – mówi Nowakowski. Jak dodaje, kolejnym problemem jest orzecznictwo sądów, które prawie zawsze przyłapanego na nagminnym kopiowaniu podręczników studenta ostatecznie tylko pouczają, a jego działania uznają za te o znikomej szkodliwości społecznej. – W Polsce wydawcy całkiem często wytaczają procesy w takich sprawach, często biorę w nich udział jako tzw. oskarżyciel posiłkowy, ale jeszcze nigdy żaden z nich nie skończył się sankcją karną – mówi Nowakowski.
Legalne kopiowanie
Prawo nie zabrania studentom kserowania fragmentów książek co do zasady. Legalnie skopiować można sobie w jednym egzemplarzu na własny użytek książkę lub jej fragment, ale nie zawsze.