Płatna "zapora" (paywall) ma powstać już latem. Będzie to zmiana podejścia wydawców stołecznego dziennika. Do tej pory "Washington Post" nie chciał pobierać opłat za czytanie materiałów zamieszczanych w internecie. "Odbiorcy są mądrzy. Rozumieją, że wartościowe informacje są związane z kosztami oraz doceniają wagę utrzymania wysokiego poziomu dziennikarstwa, z którego znany jest 'Post'" – oświadczyła Katharine Weymouth, wydawca dziennika, która jeszcze kilka miesięcy temu utrzymywała, że wolą wydawnictwa jest niewprowadzanie opłat za korzystanie z tekstów w sieci. Teraz twierdzi, że cyfrowy pakiet wydawnictwa jest na tyle wartościowy, że będzie można poprosić czytelników o finansowe wsparcie procesu zbierania informacji.
Model przyjęty przez "Washington Post" przypominać będzie rozwiązania przyjęte przez "New York Times", które przyniosły temu tytułowi spore przychody. Internauta nie będący prenumeratorem papierowego wydania będzie mógł za darmo otworzyć miesięcznie 20 materiałów zamieszczonych w sieci. Dopiero później "Washington Post" poprosi go o opłacenie subskrypcji.
W cyfrowej "zaporze" będzie jednak sporo dziur. Nie będą liczone teksty z pierwszej strony wydania internetowego, podobnie jak dział ogłoszeń drobnych. Limity nie będą także obowiązywać studentów, nauczycieli, pracowników rządowych i personelu wojskowego w miejscach ich pracy lub nauki. Artykuły za darmo dostępne będą także przez wyszukiwarkę Google oraz portal społecznościowy Facebook.
"Washington Post" nie poinformował jeszcze o wysokości opłat, jakie zamierza pobierać od internautów. Według "Washington Business Journal" wydawnictwo przeprowadziło badania rynku pytając, ile internauci byliby skłonni zapłacić. Ceny oscylowały wokół 8 dolarów miesięcznie za nieograniczony dostęp do wydania internetowego oraz 25 dolarów za obie prenumeraty – wydania papierowego i cyfrowego. "Washington Post" przygotowuje też specjalną wersję gazety na iPada.
Około 90 procent czytelników wydania internetowego "Washington Post" mieszka poza Waszyngtonem.