Piłka nożna – namiętność Kapuścińskiego

30 lat "Wojny futbolowej". Ryszard Kapuściński był zagorzałym kibicem. W młodości marzył, by zostać bramkarzem

Publikacja: 11.06.2008 03:18

Piłka nożna – namiętność Kapuścińskiego

Foto: Agencja Gazeta

– Gdy zmordowany drogą wchodzę do pokoju hotelowego, włączam czasem telewizor – mówił Kapuściński dwa lata temu. – Z reguły zatrzymuję się na meczu. Czasem myślę, że w telewizji to już jedyny autentyczny temat.

– Czy mimo wielu zajęć będzie pan śledził mistrzostwa? – pytałem po zakończeniu rozmowy. – Oczywiście – odparł. – Dobre mecze zawsze oglądam. Niezależnie od tego, czy to mistrzostwa świata czy nie. – No i komu pan kibicuje? – Nikomu. – Polsce też nie? – Polskę dopingujemy automatycznie. Prawdziwe kibicowanie jest bezinteresowne. Ja nikomu nie kibicuję, bo za dużo mnie to kosztuje. Jeśli transmitują mecz drużyny, z którą czuję się związany, nie włączam telewizora. Słucham tylko wyniku. Śledzę mecz, jeśli wiem, że emocje nie przeszkodzą mi w ocenie widowiska.

„Autoportret reportera” zaczyna się od słów: „Powiem tak, jak było. Mnie w szkole fascynowała jedna rzecz – piłka nożna. Byłem bramkarzem w reprezentacji szkoły. Potem w Legii, w drużynie juniorów. Całe dnie spędzałem na boisku. To była moja pasja, największa namiętność”.

– Chodziłem do Gimnazjum Staszica – opowiadał Kapuściński. – Zacząłem wtedy trenować na bocznym boisku przy Łazienkowskiej. Stałem w bramce, choć o tym nie marzyłem. Gdy piłkę kopaliśmy na podwórkach, najlepsi decydowali, kto gdzie zagra. Najpierw dobierali partnerów do ataku, potem mniej zdolnych do pomocy. Na bramce i w obronie grały największe gamonie. Moje miejsce było między słupkami i tak zostało do czasów Legii. Grałem tam na początku lat 50.

Czasem wydaje mi się, że w telewizji piłka nożna to jedyny autentyczny temat

Jako reporter nie przestał interesować się piłką. Jednym z najbardziej zdumiewających konfliktów, jakie relacjonował, była wojna między Salwadorem a Hondurasem zwana wojną futbolową.

– Poszło o wynik rozgrywek eliminacyjnych mistrzostw świata w Meksyku w 1970 r. – wspominał. – Z futbolem zawsze związany jest potencjalny dramat. Taka już natura tej gry.

W wydanej 30 lat temu „Wojnie futbolowej” Kapuściński zauważa, że w Ameryce Łacińskiej długa jest lista rządów, które zostały obalone przez wojsko, ponieważ drużyna narodowa poniosła porażkę.

– Rysiek pilnie obserwował przebieg mundialu z 1970 r. – wspomina Alicja Kapuścińska, żona reportera. – Zdobył akredytację prasową i zabierał mnie na stadiony. „W drodze do tytułu mistrzowskiego Brazylia pokonała Anglię – czytamy w „Wojnie futbolowej”. – Wychodzący w Rio de Janeiro dziennik „Jornal dos Sportes” tak wyjaśnił przyczyny sukcesu: „Ilekroć piłka leciała w stronę naszej bramki i gol wydawał się nieuchronny, Jezus spuszczał nogę z obłoków i wykopywał piłkę na aut”.

– Fenomen futbolu polega na tym, że grać może każdy, a mecz angażuje wielu ludzi – mówił mi Kapuściński. – Gdy spotykają się dwie drużyny, to towarzyszą im kibice, czyli dwie społeczności.

Zwracał uwagę, że futbol sprzyja kształtowaniu się tożsamości narodowej – tak było, gdy powstawał Trzeci Świat. Tak jest w erze globalizacji.

O zamiłowaniu Kapuścińskiego do piłki nożnej wiedziały władze Uniwersytetu Ramon Llull w Barcelonie.

– Gdy w 2005 r. odbierałem tam doktorat honoris causa, dostałem koszulkę Barcy z autografami zawodników, którzy zdobyli mistrzostwo Hiszpanii – powiedział Kapuściński. – Usłyszałem, że w tym trykocie mogę wejść na każdy mecz rozgrywany na Camp Nou bez biletu. Niestety, program pobytu był napięty i nie dałem rady.

– Gdy zmordowany drogą wchodzę do pokoju hotelowego, włączam czasem telewizor – mówił Kapuściński dwa lata temu. – Z reguły zatrzymuję się na meczu. Czasem myślę, że w telewizji to już jedyny autentyczny temat.

– Czy mimo wielu zajęć będzie pan śledził mistrzostwa? – pytałem po zakończeniu rozmowy. – Oczywiście – odparł. – Dobre mecze zawsze oglądam. Niezależnie od tego, czy to mistrzostwa świata czy nie. – No i komu pan kibicuje? – Nikomu. – Polsce też nie? – Polskę dopingujemy automatycznie. Prawdziwe kibicowanie jest bezinteresowne. Ja nikomu nie kibicuję, bo za dużo mnie to kosztuje. Jeśli transmitują mecz drużyny, z którą czuję się związany, nie włączam telewizora. Słucham tylko wyniku. Śledzę mecz, jeśli wiem, że emocje nie przeszkodzą mi w ocenie widowiska.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski