"Zły" ukazał się 54 lata temu. Egzemplarze kryminału sprzedawano spod lady. Doszło do tego, że taksówkarze zbywali potencjalnych klientów – tak byli pochłonięci lekturą. Dziewoński zauważa, że ludzie zdjęci strachem przed bezpieką i zmęczeni absurdami codzienności potrzebowali idola. Ale nie takiego jak denuncjujący ojca Pawka Morozow. Chodziło o kogoś, kto opowiedziałby się za słabszym. Przeciwstawił się przemocy i przestępczości, od których socjalistyczna ojczyzna oficjalnie była wolna. I w ten nastrój umiał utrafić Tyrmand, powołując do życia charakternego chłopaka o przeraźliwie jasnych oczach.
"W chwili zakłopotania władzy podczas jednej z pierwszych dintojr wewnątrz czerwonego towarzystwa ukazała się książka opisująca rzeczywistość. A przy okazji to, czego oficjalnie nie było. Półświatek – pisze Dziewoński. – "Zły" o tyle, o ile mógł, odsłonił nagość króla. Podpisującym zgodę na druk ten kryminał, jak go zaklasyfikowano, nie wydawał się groźny. Po latach okazuje się jedyną książką opowiadającą więcej o rzeczywistości, niż ówczesnym "inżynierom dusz" się śniło".
– Niektórzy powiadają, że Tyrmand to pierwszorzędny z drugorzędnych pisarzy, i przeciwstawiają mu Marka Hłaskę – prozaika z krwi i kości – powiedział "Rz" Dziewoński. – Nie zgadzam się z tym. Uważam, że przyjmując konwencję literatury sensacyjnokryminalnej, Tyrmand musiał siłą rzeczy dokonać pewnej mitologizacji świata – również przestępczego. Do jego romantycznej powieści w żaden sposób nie pasowałaby brutalna naturalistyczna wizja Hłaski. Uważam, że w "Złym" Tyrmand zawarł między wierszami wiele prawd.
Po opublikowaniu "Złego" Tyrmand w krótkim czasie stał się idolem pokolenia. Ojciec Romana – Edward Dziewoński, miał okazję poznać pisarza podczas koncertu jazzowego. Później wielokrotnie spotykali się przy podobnych okazjach. Słynny Dudek zajmował się bowiem nie tylko kabaretem, ale także konferansjerką. Natomiast Tyrmand należał do wielkich popularyzatorów jazzu.
– Z zachowanych listów i notatek wiem, że pisarz bardzo ojca cenił – wspomina Dziewoński. – W domowym archiwum przechowuję zdjęcie z Jastarni, na którym widać moją matkę i mnie leżącego w wózku. Obok stoi Bronisław Zieliński, świetny tłumacz literatury amerykańskiej, i Tyrmand. Choć trudno byłoby mi stwierdzić, że poznałem prozaika, to jego najsłynniejsza powieść wywarła na mnie wpływ.