Porywy ducha i proza życia

Publicystyka Jerzego Giedroycia z „Buntu Młodych” i „Polityki”

Publikacja: 04.07.2008 16:54

Porywy ducha i proza życia

Foto: Rzeczpospolita

Na rzetelną biografię Jerzego Giedroycia, a jeszcze bardziej na takąż monografię mu poświęconą, będziemy musieli pewnie jeszcze poczekać, ale już dziś cieszyć się możemy tym, co mamy. Ukazał się właśnie imponujący nie tylko rozmiarami wybór publicystyki z „Buntu Młodych” i „Polityki” (1931 – 1939) pt. „Zamiary, przestrogi, nadzieje” opracowany przez Jerzego Jaruzelskiego i Rafała Habielskiego oraz książka drugiego z tych autorów „Dokąd nam iść wypada? Jerzy Giedroyc: od »Buntu Młodych« do »Kultury«”, która miała być posłowiem do tamtego tomu, ale że się rozrosła, wydano ją jako odrębne dzieło.

Dzieło potrzebne, o ile bowiem nie brakuje publicystycznych ocen wieloletniej działalności redaktora „Buntu Młodych”, „Polityki” i, zwłaszcza, „Kultury”, o tyle pozycji książkowych o nim nie ma wielu, a te, które są, ocierają się o hagiografię. Poza tym, na co zwracają uwagę Habielski i Jaruzelski, do tej pory jakby z zasady nie pisze się „z porównywalną wnikliwością o tym, co Giedroyc robił przed i po wojnie”.Redaktor też „nie ułatwił rozpoznania swoich poglądów uważnemu i samodzielnemu – podkreślmy to – czytelnikowi »Autobiografii na cztery ręce« i innych jego wypowiedzi. Nie wszystkie poruszone w nich kwestie pozostają ze sobą w spójnym związku, niekiedy trudno nie odnieść wrażenia, że oceny i interpretacje Giedroycia nie znajdują potwierdzenia w pismach, którymi kierował”.

Otóż to. Ale zacznijmy od „przeklętego” tematu polskiej żurnalistyki przed- i powojennej – od kwestii żydowskiej.

W grudniu 1932 roku ukazał się 33 numer „Buntu Młodych” w całości poświęcony zagadnieniu żydowskiemu w Polsce. Autorami byli narodowcy i konserwatyści, ale też działacze żydowscy.

Syjonista M. Kleinbaum podkreślał, że ekscesy antyżydowskie na uczelniach nie stanowią jakiegoś oddzielnego, wyizolowanego zjawiska, ale są najbardziej charakterystycznym przejawem „owego drażliwego zagadnienia, które nazywamy kwestią żydowską”. Autor zarzucał czynnikom politycznym, że sztucznie kultywują antysemityzm. „Rząd de facto – pisał Kleinbaum – realizuje program endecji w sprawie żydowskiej, jakkolwiek jednocześnie zwalcza jej antysemicką dialektykę. Dla nas, Żydów, ten uprawiany w życiu antysemityzm jest nie mniej groźny niż antysemityzm głoszony w prasie i na wiecach obwiepolskich”.

Działacz Obozu Wielkiej Polski Tadeusz Gluziński, występujący na łamach „Buntu Młodych” pod pseudonimem, prezentował natomiast pogląd, że to nie jakiś rasowy antysemityzm, lecz twarda rzeczywistość stawia przed narodem polskim dylemat: my albo oni. Ostrości sprawy żydowskiej w Polsce – pisał – „nie da się przesłonić żadnym listkiem figowym, na to Żydów w Polsce jest o wiele za dużo”. Gluziński posłużył się przy tym wygodnym dla siebie cytatem z wypowiedzi syjonistycznego posła na Sejm Izaaka Grünbauma: „Chorego nie można tolerować. Nawet ojciec i matka, jeżeli są stale chorzy, stają się ciężarem. Narody nie mogą nas znieść. My zarażamy powietrze jako naród chory”. „Tak wygląda prawda pozbawiona frazesów – komentował Gluziński. – Żydzi stali się w Polsce ciężarem i nie potrafimy ich znieść, tym bardziej że nie byli Polsce nigdy ani ojcem, ani matką”.Przeciw lansowanej m.in. przez Wacława Zbyszewskiego asymilacji Żydów wystąpił – gościnnie na łamach „Buntu Młodych” – Stanisław Mackiewicz. Sami Żydzi – podkreślał – nie chcą asymilacji, „chcą realizować tylko tę część haseł asymilacyjnych, która by dawała im wpływ na rządy w krajach, które zamieszkują. Poza tym pragną pozostać narodem”.

Ksawery Pruszyński stwierdzał zaś: „zbankrutowało i getto, i asymilacja”. To „w konsekwencji dla mas musi dawać rekruta komunizmowi. (...) Komunizmu nie chcemy. Komunizmu nie chce syjonizm. Syjonizm musi być formą życia żydowskiej przyszłości. Trzeba wyjść z błędu starszej generacji i trzeba mu podać rękę”.

Po sześciu latach, już w „Polityce”, Giedroyc oddał jednak głos asymilatorom. Ten punkt widzenia przedstawił w 18 numerze z 1938 roku Artur Lilien-Brzozdowiecki, członek lwowskiego Strzelca, porucznik rezerwy 12. Pułku Artylerii Lekkiej, prawnik, w artykule „Myśli polskiego Żyda”. Tekst ten i dzisiaj robi ogromne wrażenie, ukazuje bowiem ogromny wkład Żydów – właśnie zasymilowanych – w polską kulturę, naukę, gospodarkę. Autor czyni to na przykładzie swojej rodziny mającej polskie tradycje sięgające epoki jagiellońskiej. I przypomina, że gdy po oswobodzeniu Lwowa od Ukraińców rozpoczął się pogrom Żydów, dotknął i jego, tylko dlatego, że w spisie mieszkańców przy jego nazwisku figurowała adnotacja: „religia mojżeszowa, narodowość polska”. Pytano więc: „Jakim prawem ten Żyd parszywy podszywa się pod polską narodowość!”. „Nie o mnie idzie – pisał Lilien. – Nie o moje konflikty psychiczne czy życiowe. Idzie o to, abym nie tylko ja, ale wszyscy polscy Żydzi czuli Polskę przez my”.

Artur Lilien-Brzozdowiecki zwracał też uwagę, że o tym, iż jest gościem, obcym przybyszem na polskiej ziemi, słyszy najczęściej od tych, „których dziadowie lub pradziadowie znaleźli się w Polsce jako niemieccy koloniści albo urzędnicy nasłani tu kiedyś dla germanizacji kraju”. Była to czytelna aluzja do pochodzenia Ferdynanda Goetla, który dwa miesiące wcześniej opublikował w „Polityce” artykuł „Dyskusja nad problemem żydowskim w Polsce”. „Sprawy emigracji Żydów z Polski – pisał tam – możemy przeprowadzić albo z Żydami, albo bez nich. Albo przy ich współudziale, albo im wbrew. Ale przeprowadzić musimy. Twierdzę: całe natężenie, cała bezwzględność antysemityzmu zależeć będzie właśnie od tego, w jakiej mierze Żydzi zechcą w tym z Polakami współdziałać. (...) Jeżeli jednak Żydzi będą nadal mobilizować swoje placówki zagraniczne przeciw Polsce jako krainie pogromów, a w Polsce wytężą wszystkie siły tylko po to, aby nie opuścić placu, zrewolucjonizują tylko w dalszym stopniu opinię społeczną przeciw sobie”.

No dobrze, ale jakie było stanowisko w kwestii żydowskiej redakcji „Polityki”? Ano, jest i takie z 10 lutego 1937 roku: „...jesteśmy zdania, że z racji pochodzenia czy wyznania nie należy Żydom zasymilowanym robić trudności. Niech pracują, zarabiają, mają te same prawa, co wszyscy inni. Ale tylko tak długo, jak długo stoją na gruncie polskiej racji stanu. Gdy przechodzą na teren żydowskiej racji stanu, gdy np. w interesie żydostwa chcą wywołać wojnę z Hitlerem (jak np. p. Wajnryb) lub też montować Fołksfront – to wówczas nie ma rady, niezależnie od tego, czy krwi żydowskiej mają 100 czy 1 proc., czy są katolikami, starozakonnymi czy buddystami, trzeba im dawać po łapach, a gdy to nie wystarczy, to reagować mocniej”.

Po wielu latach Jerzy Giedroyc przyzna, że niektóre z tamtych sformułowań są „nie do obrony”.

A oto jak wyglądała druga strona medalu: ukraińska. Wydawać się to dziś może aż nieprawdopodobne, ale autorom pisującym w „Buncie Młodych” o Ukraińcach zdarzało się nazywać ich Rusinami. Tej nomenklatury zwyczajowo używali narodowcy, ale przecież nie Giedroyciowi konserwatyści, którzy – jeśli wierzyć Redaktorowi – już przed wojną formułowali koncepcję ULB, którą ostatecznie wykrystalizował po wojnie Juliusz Mieroszewski, a III Rzeczpospolita uznała za swoją.

Naprawdę od początku działalności Myśli Mocarstwowej, która stała u narodzin „Buntu Młodych”, jej aktywiści opowiadali się za rozstrzyganiem konfliktów narodowościowych w duchu ideologii jagiellońskiej. Naturalnie, w sumie proukraińską linię pisma kształtowało myślenie samego Giedroycia. Ale dopiero od 1934 roku w linii tej dochodzić zaczyna do głosu idea niepodległości Ukrainy. W wydanej przez Giedroycia broszurze Adolfa Bocheńskiego „Sprawa ukraińska jako problem międzynarodowy” pada jednoznaczne stwierdzenie: podział Rosji sowieckiej i powstanie niepodległej Ukrainy leży w interesie polskiej racji stanu.Ze strony narodowej idee „Buntu Młodych” spotkały się oczywiście z krytyką. W efekcie już nakładem „Polityki” ukazała się inna książeczka – trzech autorów: Stanisława Łosia, Aleksandra Bocheńskiego i Włodzimierza Bączkowskiego „Problem polsko-ukraiński w Ziemi Czerwieńskiej”. Najogólniej rzecz ujmując, autorzy „Polityki” postrzegali sprawę ukraińską jako element polityki prometejskiej, która miała przynieść Polsce bezpieczeństwo od Wschodu.

Dla strony ukraińskiej Giedroyciowe pomysły czy ustępstwa były jednak niewystarczające. W 1938 roku zażądała ona pełnej autonomii i tyle. Podczas gdy np. dla Adolfa Bocheńskiego – o czym pisał w artykule „UNDO i Polityka” w 23 numerze pisma z 1938 roku – autonomia była możliwa jedynie w przypadku wcielenia Ukrainy sowieckiej do Rzeczypospolitej i objęcia całości formułą federacyjną.

Giedroyc w „Autobiografii na cztery ręce” napisał, że kwestia autonomii dla Małopolski Wschodniej była „na dobrej drodze”, wzięła jednak w łeb z chwilą wybuchu wojny. „Pozostaje się z tą opinią nie zgodzić – pisze Rafał Habielski – za argument biorąc choćby deklaracje Bocheńskiego, który (...) postulaty autonomii określał jako »co najmniej niewczesne«”.

Czytając dzisiaj artykuły z „Buntu Młodych” i „Polityki”, trudno nie podziwiać świetnych formalnie i merytorycznie tekstów pisanych przez młodych przecież autorów. To była elita II Rzeczypospolitej i co do tego nie można mieć żadnych wątpliwości. Była to też elita patriotyczna, niezależnie od wszelkich jej sporów z Narodową Demokracją, na pierwszym miejscu stawiająca zawsze dobro ojczyzny. Nieprzypadkowo w 100 numerze „Buntu...” z 1936 roku, w specjalnie na tę okoliczność napisanym tekście redakcyjnym „Tobie...”, padły te, przepełnione szlachetnym patosem, zdania: „Widzieliśmy wokół nas rosnące nieprzerwanym pochodem kołysek nowe zastępy ludzi, widzieliśmy kurczące się warsztaty, widzieliśmy rosnący głód, coraz więcej ludzi stających co dnia do rosnącego nieznacznie tylko bochenka chleba. Brano z tego społecznego dynamitu ładunki do rozsadzania państwa, myśmy chcieli ten dynamit zużyć na rozsadzanie tego wszystkiego, co mu na drodze do znalezienia pracy, warsztatu pracy, miejsca pod słońcem stoi. Staliśmy wobec sił, które mogły się zmienić na nasz oręż w walce i mogły tak samo posłużyć za oręż w rękach wrogów. Staliśmy jako najwierniejsi, wytrwali, jemu tylko gotowi położyć się do nóg pokotem – słudzy państwa. Staraliśmy się jemu, temu największemu dziedzictwu naszej generacji, służyć wyłącznie, odrzucając innych bogów cudzych. Staraliśmy i staramy się służyć mu całym wysiłkiem naszej myśli. Dziś i do ostatka naszych sił – Tobie tylko, Polskie Państwo, wierni”.

Z tymi porywami ducha sąsiadowała jednak proza życia. I dlatego warto się zastanowić, z czego utrzymywały się – w końcu niskonakładowe, do tego mające przez dłuższy czas trudności z kolportażem – kierowane przez Jerzego Giedroycia pisma. Sprawa jest ciekawa, zważywszy że szczególnie w czasach „Kultury” był Redaktor na punkcie swojej niezależności wręcz przeczulony. Niemniej, choć w „Autobiografii...”, pisząc o „Buncie Młodych”, wspomina o nakładzie pięcio – sześcio-tysięcznym, to na numerach pisma z okresu początkowego widnieje mniejsza liczba – 3500 egz. To może nie było nawet tak mało, ale utrzymać z tego „Buntu Młodych”, w którym na honoraria nigdy nie żałowano pieniędzy, się nie dało.

U samego zarania „Buntu...” powstałego pod egidą Myśli Mocarstwowej wspierał go na pewno Roger Raczyński. Pewne subwencje – jak twierdził Giedroyc – przekazywał Związek Cukrowników Poznańskich, a następnie Państwowy Bank Rolny. Redaktor zaprzeczał, że w istocie „Bunt Młodych” finansowała „Dwójka” – II Oddział Sztabu Głównego. „Coś musiało być jednak na rzeczy – pisze Rafał Habielski. – Po wojnie nawiązał do tej sprawy Wacław A. Zbyszewski, przekazując Giedroyciowi informację zasłyszaną od Ryszarda Wragi, że »Bunt« finansowała właśnie »Dwójka« (...). Trudno przy braku materiałów źródłowych rzecz ostatecznie rozstrzygać, ale informacja Wragi, wówczas jeszcze życzliwego Giedroyciowi, wydaje się być wiarygodna, biorąc pod uwagę, że był oficerem II Oddziału”.

Ryszard Wraga, naprawdę Jerzy Niezbrzycki, był jedną z najbliższych Giedroyciowi osób. Do czasu wszakże. Zerwali ze sobą stosunki po wybraniu wolności przez... Czesława Miłosza. Zdaniem Giedroycia z komunistycznej Polski zbiegł wtedy wybitny poeta, zdaniem Wragi – nasłany został z PRL agent.

Ta historia działa się w latach 50. Grubo wcześniej, w innej rzeczywistości politycznej, doszło w 1934 roku w zespole „Polityki” do kryzysu czy wręcz rozłamu i przez pół roku Ksawery Pruszyński i Adolf Bocheński redagowali i pisali w dwutygodniku „Problemy”, którego wydawcą był Piotr Dunin-Borkowski, były wojewoda lwowski i poznański. Za jego pieniądze i pod jego protektoratem pismo miało być bardziej krytyczne wobec władz. A tego Jerzy Giedroyc sobie nie życzył. Tym bardziej też nie życzył sobie, by Dunin-Borkowski za pieniądze przemysłowca Benedykta Liebermanna wpływał na kształt polityki redakcyjnej „Buntu Młodych”. Tę politykę kształtował osobiście, to była jego domena. Tak starał się czynić i po wojnie, deklarując nie zawsze zgodnie z faktami: „nasza chata z boku”.

„Zamiary, przestrogi, nadzieje. Wybór publicystyki »Buntu Młodych« i »Polityki« (1931 – 1939)”. Wybór, opracowanie, przypisy, kalendarium oraz indeks nazwisk Rafał Habielski i Jerzy Jaruzelski. Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Słodowskiej, Lublin 2008Rafał Habielski „Dokąd nam iść wypada? Jerzy Giedroyc: od »Buntu Młodych« do »Kultury«”. Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2008

Na rzetelną biografię Jerzego Giedroycia, a jeszcze bardziej na takąż monografię mu poświęconą, będziemy musieli pewnie jeszcze poczekać, ale już dziś cieszyć się możemy tym, co mamy. Ukazał się właśnie imponujący nie tylko rozmiarami wybór publicystyki z „Buntu Młodych” i „Polityki” (1931 – 1939) pt. „Zamiary, przestrogi, nadzieje” opracowany przez Jerzego Jaruzelskiego i Rafała Habielskiego oraz książka drugiego z tych autorów „Dokąd nam iść wypada? Jerzy Giedroyc: od »Buntu Młodych« do »Kultury«”, która miała być posłowiem do tamtego tomu, ale że się rozrosła, wydano ją jako odrębne dzieło.

Pozostało 95% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Literatura
„Sprawa Wagera” Davida Granna. Kanibale byli i są wśród nas
Literatura
Masłowska i ludzie bezradni. "Magiczna rana", ciąg dalszy polskiego chaosu i miraży
Literatura
Dorota Masłowska ma dokonać przełomu
Literatura
Europejska Noc Literatury z hasłem: „Wojny bogów” rusza 24 sierpnia we Wrocławiu