– melancholię proroków
– gniew Achillesa
– szaleństwa ludobójców
– sny Marii Stuart
– strach neandertalski
– rozpacz ostatnich Azteków
– długie konanie Nietzschego
– radość malarza z Lascaux
(…)
wyobraźnia Pana Cogito
ma ruch wahadłowy
przebiega precyzyjnie
od cierpienia do cierpienia.
Zwróćmy też uwagę, że istoty swego człowieczeństwa Pan Cogito szuka w porozumieniu, w związku z ludźmi. Człowiek staje się człowiekiem dzięki przełamywaniu samotności, przy czym ów związek może dotyczyć zarówno współczesnych, jak poprzedników w łańcuchu pokoleń, ponieważ poeta jest zwolennikiem świeckiej wersji „świętych obcowania”. Ale uzurpacja rozumu do prymatu powoduje, że człowiek podatny jest na racjonalne pokuszenie, czyli wyzwanie rzucone mu przez bogów. W starożytnej Grecji wyodrębniano dwie formy: dionizyjską (labirynt) i apollińską (zagadka). Wykreowana przez poetę postać literacka odrzuca obie formy wyzwania:
nie cenił labiryntów
sfinks napawał go odrazą
mieszkał w domu bez piwnic
luster i dialektyki.
Te cztery wersy wyraźnie odcinają poetę od igraszek rozumu, podstępu bogów zwabiających ludzi w pułapkę. Labirynt to wyzwanie rzucone człowiekowi przez Dionizosa, aby zginął zwabiony możliwością zmierzenia się z bogiem. Intelektualnie uwewnętrzniony labirynt jest symbolem „racjonalnej furii”, dialektyka natomiast jest kontynuacją zagadki – pułapki zastawionej przez Apolla.
Baruch Spinoza obdzielony został sporą dozą ironii z powodu swej miłości do geometrii, która miałaby mieć zastosowanie nawet do etyki. Z tej skłonności wyśmiewa się sam Stwórca w wierszu „Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy” (PC). Niechęć do Hegla i heglistów-marksistów wyrażona została brutalniej w „Elegii na odejście” (ENO):
Nigdy nie wierzyłem w ducha dziejów
wydumanego potwora o morderczym
spojrzeniu
bestię dialektyczną na smyczy oprawców.
Jak widać, z całej plejady twórców systemów filozoficznych nie ostał się ani Platon, ani św. Tomasz, ani Kartezjusz, ani Hegel. A biedny staruszek Kant („Kant. Ostatnie dni”, EB) został na koniec życia sponiewierany przez bezlitosną dla jego intelektu Naturę. Tu także pycha narzucania racjonalnego prawa nieracjonalnemu światu kończy się ośmieszeniem filozofa: pod koniec życia Natura bierze na nim odwet. Systemy filozoficzne nie odtwarzają świata, lecz tworzą racjonalny ogląd rzeczywistości. Czynią to ze strachu, aby świat uporządkować i zdjąć z niego odium chaosu i nadać mu sens, ponieważ w uporządkowanym świecie życie wydaje się znośniejsze. Na taką wizję świata wskazuje m.in. wiersz „Dęby” (ENO).
Wydaje się, że lekcja Nietzschego została przez Herberta zarówno bardzo gruntownie intelektualnie przemyślana, jak emocjonalnie przeżyta. Pod jego wpływem, a może dzięki własnej intuicji, skierował się do najstarszych pokładów myśli greckiej, odrzucając platoński i arystotelesowski pęd do systemów. Ale wyciągnął nieco inne wnioski: odkrył wartość poznawczą uczucia i niezbędność bliskości drugiego człowieka. Sprzyjała mu też zmiana postrzegania sztuki greckiej. Mówiąc skrótowo, w XX wieku zarzucono wizję „białej”, „marmurowej” Grecji.
Apollo zna przyszłość i objawia ją na ciemny, specjalnie niejasny, sposób człowiekowi – nawet wtedy, gdy nie przemawia przez pośredników. Heraklit powiada: „Pan, którego wyrocznia znajduje się w Delfach, nie mówi i nie ukrywa, a tylko daje znak”. Dlaczego tak czyni? Wyjaśnienia są rozliczne, ale w przekonaniu przedsokratejskich mędrców istota świata jest nieprzekazywalna czy też niemożliwa do zrozumienia, a może tylko słownie niewyrażalna – stąd forma bezładna i szalona. W tym wyjaśnieniu proroczy szał jest tylko odzwierciedleniem niemożności jasnego wywodu. Ale nie jest to tłumaczenie jedyne. Nie można zapominać o innym rysie charakteru Apollina: okrucieństwie, o czym mowa jest m.in. w wierszu „Apollo i Marsjasz” (SP), jest to bowiem bóg pełen złości i sadyzmu.
Wracając jednak do proroczego szaleństwa sztuki i symbolizującego go boga. Otóż Nietzsche przypisał Apollinowi – zbyt jednostronnie i nadmiernie jednoznacznie – świetlistość, jasność, racjonalność. Podobnie jak u Schopenhauera dla Nietzschego Apollo symbolizuje świat pozorów i pięknej ułudy. Dlatego sztuka pojmowana jest jako świat nieprawdziwy, uładzony, a jej celem jest wytchnienie od straszliwej prawdy o wszechogarniającym cierpieniu, bezwzględności natury i konieczności śmierci. Inaczej rzecz ujmując, sztuka jest rodzajem fałszywego wyzwolenia od zła, a może nawet złudnej eschatologii, kiedy poznanie dionizyjskie właśnie powszechność cierpienia uwypukla. W takim kontekście istnieją u Nietzschego Apollo i Dionizos i w takim sensie pojawiają się także w twórczości Herberta, jak w wierszu „Zwierciadło wędruje po gościńcu” (R):
czasem sztuka odbija miraże
zorzę polarną
ekstazy nawiedzonych
uczty bogów
otchłanie
zmaga się także z historią
ze zmiennym powodzeniem
stara się ją oswoić
nadać ludzki sens
stąd balety
orkiestry
obrazy jak żywe
powieści różnorakie
wiersze
(…)
sztuka stara się uszlachetnić
podnieść na wyższy poziom
wyśpiewać odtańczyć zagadać
zetlałą materię ludzką
zrudziałe cierpienie.
Trzeba jednak z mocą podkreślić, że tak wyraziste przeciwstawienie Apollina Dionizosowi było błędem Nietzschego. Przywoływany już Heraklit twierdzi, że „Sybilla, przez boga natchniona, powiada szalonymi ustami rzeczy bez uśmiechu, bez ozdabiania, bez namaszczenia”. Wyraźnie wychodzi tu na jaw rozbieżność z punktem widzenia Schopenhauera oraz Nietzschego. Zamiłowanie Apollina do piękna i pozoru zostaje podane w wątpliwość. Według najstarszej tradycji greckiej nie tylko wieszczy szał cechował Apollina wcześniej niż Dionizosa, ale także brak nastawienia estetycznego. Wbrew Nietzschemu nie jest to bóg odpowiedzialny za marzenia, złudne obrazy i wielobarwną zasłonę sztuki, której celem jest stworzenie zasłony dla przeraźliwej prawdy o rzeczywistym świecie. Herbert w tym względzie bliższy jest traktowaniu sztuki i symbolizującego ją boga przez starożytnych niż przez Nietzschego.
Istnieje też inna różnica między podejściem Nietzschego i Herberta. Herbert szydzi we wspomnianym wierszu jedynie z takiej sztuki, która służy zakłamaniu, zwłaszcza fałszowaniu rzeczywistości w imię interesów silniejszych. A więc tytułowe „zwierciadło sztuki” jest zwierciadłem fałszywym – ukazuje rzeczywistość celowo zmanipulowaną w celach politycznych. Podobnie rzecz ujęta została w debiutanckim tomie „Struna światła” w wierszu poniekąd rozrachunkowym wobec sztuki jasnej, apollińskiej, według modelu wpajanego przez szkołę i klasycystyczną tradycję. „Do Apollona” (SŚ) jest utworem inspirowanym przez tradycyjną oraz nietzscheańską wizję tego boga i pokazuje rozczarowanie tą koncepcją (a więc sztuką historyczną, uklasycznioną, pozbawioną życia i żywego znaczenia):
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
we własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
zatopiony w sobie
źrenicami białymi jak strumień
kamienny
od sandałów
do wstążki we włosach
(…)
Apollo śni się po nocach
z twarzą poległego Persa
mylne są wróżby poezji
wszystko było inaczej
inny był pożar poematu
inny był pożar miasta
bohaterowie nie wrócili z wyprawy
nie było bohaterów
ocaleli niegodni
szukam posągu
zatopionego w młodości
pozostał tylko pusty cokół –
ślad dłoni szukający kształtu.
Sprawdzian historii, czyli – biograficznie rzecz ujmując – sprawdzian gigantycznego cierpienia, ukazał fałsz podejścia Goethego i Winkelmana – w tym widać podobieństwo do krytyki Nietzschego. Ale, po pierwsze, różne są przesłanki odrzucenia. Dla Herberta nie jest to krytyka intelektualna, teoretyczna, lecz praktyczna – nieprzystawalność do tragicznego doświadczenia osobistego i pokoleniowego. Po drugie, poeta szuka wsparcia gdzie indziej niż niemiecki filozof: zwraca się nie do Dionizosa, ale do bogini mądrości. Kiedy mówi o sztuce bezkompromisowej, dojrzałej, dążącej do prawdziwego poznania (chociaż jest to poznanie innego rodzaju niż poznanie naukowe, racjonalne), to zwraca się do Ateny, jak ma to miejsce zaraz w następnym utworze, co nie wydaje się przypadkowe. W wierszu „Do Ateny” (SŚ) czytamy dramatyczną modlitwę o męstwo poznania:
Przez sowią ciemność
twoje oczy
nad hełm spiżowy
twoja mądrość
(…)
i zedrzyj z oczu
łuskę powiek
niech patrzą
To nie jest prośba u litościwą ułudę sztuki, lecz męskie błaganie o prawdę, choćby najbardziej okrutną. Ciekawe, że mimo ówczesnych fascynacji przemyśleniami Nietzschego Herbert nie przeciwstawia świetlistości sztuki apollińskiej dionizyjskiemu szałowi, lecz ciemnej mądrości Ateny. Tu szuka ratunku. Pod koniec życia wróci do tego tematu w wierszu „Do Ryszarda Krynickiego – list” (ROM), w którym mowa będzie o „sowich zagadkach”. Stawia w nim tezę, że piękno ma swój wymiar eschatologiczny, choć jasnej odpowiedzi na pytanie o wieczność i sens nie zna.