Schlink to popularny niemiecki prozaik, profesor prawa na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie. Jest autorem bestsellerowego „Lektora” przełożonego na ponad 40 języków. W najnowszej powieści opowiada o zagadce, której rozwiązanie staje się obsesją i wymusza powrót do przeszłości. Dowodzi, że życie potrafi w zadziwiający sposób przeplatać się z literaturą. Jednak „Powrót do domu” to przede wszystkim rzecz o winie i zrzuceniu odpowiedzialności. Schlink przywołuje czasy III Rzeszy i podboju Wschodu. Zaskakujące, że autor zawarł tyle wątków w jednej powieści. Spójnej i wartko napisanej.
W latach 50. XX wieku dziadkowie narratora Petera Debauera prowadzili w Szwajcarii małe wydawnictwo. Wnuk przyjeżdżał do nich na wakacje z miasteczka w Niemczech, gdzie mieszkał wraz z matką. Kobieta wychowywała go samotnie. Malec wiedział tylko, że tata zaginął czy też poległ na froncie wschodnim podczas II wojny światowej. Także dziadkowie milczeli na ten temat.
Czy z powodu rodzinnej tajemnicy zabronili chłopcu lektury redagowanych przez siebie książek? Niektóre z zadrukowanych stron dawali mu jako brudnopisy, ale upominali, by nie zagłębiał się w przedstawione tam historie. Peter złamał zakaz. Na jednym z arkuszy znalazł opowieść o Karlu, niemieckim żołnierzu, który ucieka z sowieckiej niewoli i po długiej wędrówce powraca do domu. Dzwoni do drzwi, w których staje żona – piękniejsza niż w chwili, gdy wyruszał na front. Nie patrzy na przybysza z radością. Na rękach trzyma małą córeczkę. Kobietę obejmuje obcy mężczyzna. Co się stało dalej – tego Peter nie wiedział, wyrwano bowiem pozostałe kartki. Po latach narrator pracujący teraz jako redaktor w oficynie prawniczej musi uporządkować pamiątki z domu dziadków. Tak odkrywa niektóre z brakujących stronic powieści. Tajemnica z dzieciństwa powraca. Okazuje się, że niebezpieczeństwa, z jakimi musi po drodze radzić sobie uciekinier z sowieckiej niewoli, przypominają opisane przez Homera. W rodzinnym miasteczku narrator odkrywa dom, do którego chciał powrócić Karl. Zgadza się opis: „czerwony piaskowiec, więzienne drzwi, balkon jak dla armat”. Podobnie brzmi nazwa ulicy. Jedyną różnicą jest numer kamienicy 38, a nie – jak w książce – 58... Trzeba tylko sprawdzić, czy ktoś z mieszkańców nie pamięta sytuacji opisanej kiedyś przez nieznanego autora.
„Powrotu do domu” nie sposób zaszufladkować. Książka sprawdza się jako historia miłości dwojga poranionych ludzi i opowieść o mężczyźnie, który mitologizuje utraconego ojca, a potem postanawia skonfrontować stworzoną przez siebie postać z faktami. Książka Schlinka niesie wreszcie ważną refleksję o obliczach zła. I o tym, do czego nieuchronnie prowadzi jego relatywizowanie.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora b.marzec@rp.pl