Reklama

Półka z poezją: Inni wracamy do innych

Zbiorem wierszy „Pieśni solarne” Kamil Sipowicz, autor wydanego kilka miesięcy temu albumu „Hipisi w PRL-u” oraz ogłoszonego w 2005 roku zbioru szkiców o filozofii „Heidegger: degeneracja i nieautentyczność”, przypomina, że jest także poetą, może nawet przede wszystkim poetą.

Publikacja: 06.03.2009 12:34

Red

Ci, którzy pamiętają wydany na początku lat 80. poza cenzurą tomik jego poezji „Tajemnicze dzieje pierwiastków”, doskonale wiedzą, co mam na myśli.

Nawiązując do tytułu poprzedniej książki poetyckiej Sipowicza „Świder metafizyczny” i biorąc pod uwagę fakt, że jest on doktorem nauk filozoficznych, można bez większego ryzyka nazwać autora tego zbioru poetą filozoficznym, a także metafizycznym. Tyle tylko, że aby być dobrym poetą, trzeba być mniej filozofem (ale także socjologiem, psychologiem czy politologiem), bardziej poetą właśnie.

Sipowicz nie mógł tego nie wiedzieć i nieprzypadkowo Henryk Bereza na czwartej stronie okładki mógł napisać: „Od samego początku w wierszach Kamila Sipowicza dokonuje się fascynujący proces. Proces wyzwalania się języka poetyckiego spod supremacji filozofii. Wiersze z tomu »Pieśni solarne« uzyskują już pełną suwerenność poetycką. Są dobrą poezją”.

„Pieśni solarne” to nie tyle zbiór wierszy, ile zestaw dwu cykli: w pierwszym, tytułowym, poeta opisuje siebie wobec niepojętej i nieprzeniknionej natury, w drugim, zatytułowanym „Mao Star”, rozlicza się ze swojego udziału w kontrkulturze lat 70. i 80. O ile w części drugiej nicuje egzystencję, o tyle w pierwszej esencję świata. Wiersze współtworzące barwną opowieść „Mao Star” charakteryzują się dynamiczną akcją liryczną, w której biorą udział mniej lub bardziej znane, ale zawsze autentyczne postaci (niektóre z nich można odnaleźć we wspomnianej wcześniej książce „Hipisi w PRL-u”).

Akcja tych utworów rozgrywa się w konkretnej i rzeczywistej czasoprzestrzeni: już to w komunie hipisowskiej na Kreuzbergu w Berlinie Zachodnim, już to na przesłuchaniu na komendzie MO w Pałacu Mostowskich w Warszawie, już to na koncercie Nicka Cave’a lub The Cure za żelazną kurtyną, już to na pogrzebie przyjaciela na cmentarzu w Laskach.

Reklama
Reklama

Dla odmiany w części pierwszej poeta posługuję się językiem pojęć i abstrakcji. Opisuje siebie – ale nie tyle Kamila Sipowicza jako takiego, ile raczej everymana – wobec świata rozumianego jako splot żywiołów. „Słońce ściegiem związuje nas z życiem” – pisze w wierszu „Okultyzm II”, natomiast w „Połykaniu ognia”: „Łykamy ogień, łykamy/ on spala w nas węża”, a w „Mylisz się jednak”: „Czasami pada na ciebie światło,/ ale to jest ciemność”. Wobec natury, wobec ogromu przyrody człowiek nie jest wcale kimś wyjątkowym, kimś, komu należą się specjalne prawa i przywileje, które wyróżniałyby go z otaczającej rzeczywistości.

W wierszu „Mówią, że straciłem głos” poeta nie bez zdziwienia przypuszcza, że podobieństwo do kogoś innego, być może, „jest jakąś racją mojego istnienia”, a w „Trybucie dla żywiołów” przypomina, że prędzej czy później trzeba będzie spłacić dług słońcu i ogniowi, ziemi, wodzie i powietrzu, zwłaszcza że w każdej chwili swojego życia „ciągle obróceni/ inni wracamy do innych”. Nie jesteś kimś wyjątkowym, nawet jeśli jesteś – zdaje się mówić poeta – najważniejsze jest to, że jesteś, tu i teraz.

[i]Kamil Sipowicz „Pieśni solarne”. Posłowie Jacek Napiórkowski. Biblioteka „Nowej Okolicy Poetów” – Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2009[/i]

Literatura
Tajemnica tajemnic współpracy Soni Dragi z Danem Brownem i „Kodu da Vinci" w Polsce
Literatura
Musk, padlinożercy i pariasi. Wykład noblowski Krasznahorkaia o nadziei i buncie
Literatura
„Męska rzecz", czyli książkowy hit nie tylko dla facetów i twardzieli
Literatura
Azja w polskich księgarniach: boom, stereotypy i „comfort books”
Literatura
Wojciech Gunia: „Im więcej racjonalności, tym głębszy cień”
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama