Schlink, profesor prawa z Berlina, wplótł do swej powieści wątki autobiograficzne: podobnie jak bohater urodził się w 1944 roku, w rodzinie naukowca, który za nazistowskich rządów nie mógł wykładać na uniwersytecie. Autor zaczął studia prawnicze, interesując się – znów jak jego bohater – historią doktryn legislacyjnych od średniowiecza do czasów najnowszych. Specjalnie zajmowała Schlinka kwestia zdrady i denuncjacji – to motyw przewodni „Lektora”, pierwszej (po licznych fachowych podręcznikach i serii nagradzanych kryminałów) książki, w której zajął się historią współziomków. Temat chwycił – książka miała przekłady na 39 języków, tygodniami utrzymywała się na szczycie listy bestsellerów „New York Timesa” (jako pierwsza niemiecka książka), teraz doczekała się ekranizacji.
„Lektor” jest opowieścią o strachu i wstydzie. Bardzo introspekcyjną, pisaną przez analizującego dawne wydarzenia bohatera Michaela. Wspomina wczesne zauroczenie, rozwój uczucia, wzajemne „oszustwa” – on trochę wstydził się starszej kochanki, ona nie chciała, by odkrył jej analfabetyzm. Mówi o tym ze smutkiem, trochę użalając się nad sobą jak to zwykle robi człowiek, który nagle zostaje odrzucony. Ale jako prawnik Michael kluczy i rozdziela włos na czworo. Jego wstyd jest uzasadniony – pierwszej kochance zawdzięczał dużo, ułatwiła mu wejście w dorosłe życie, dała pewność siebie. Nie bronił jej jednak, gdy miał ku temu okazję. Zamiast tego zadaje pytanie: czy wolno ocalić kogoś na siłę, wbrew jego woli? Mógł uratować Hannę od dożywotniego wyroku zdradzając sędziom jej analfabetyzm. Sama nie chciała go ujawnić, a więc czyniąc to rzeczywiście dopuściłby się wobec niej zdrady.
Schlink pisze delikatnie – ktoś mógłby powiedzieć: sucho – w książce ledwie znajdziemy ślady gorących uniesień czy wielkich słów. Hanna udaje, kryje swą ułomność, której się wstydzi. Michael nie może sobie poradzić z historią własnego kraju, nieznanej mu wojny, która nagle wkracza w jego życie. Zastanawia się, kto ponosi winę za nazizm, bada stosunek swego pokolenia do winy ojców. Ta ostatnia kwestia pozostaje nadal ważna – teraz, gdy próbujemy uporać się z kolaboracją w latach komunizmu.
W jednym z wywiadów Schlink mówił: „To opowieść o uczestnictwie w czyjejś winie poprzez uczucie dla osoby, która zawiniła, i o konflikcie wywołanym przez pytanie – zerwać z obiektem uczucia czy próbować zrozumieć?”
Relacjonującego historię Hanny bohatera także nęka wstyd: że nie chciał jej zrozumieć, bał się, że będzie kochać zbrodniarkę. Wolał nie mieć z nią nic do czynienia: „Chciałem mieć ją jak najdalej od siebie, tak daleko, żeby była nieosiągalna, żeby nadal pozostawała jedynie wspomnieniem”. Wybrał uczuciowe odrętwienie, nie mogąc całkowicie o niej zapomnieć. Ale taki stan jest jeszcze gorszy – wrażliwego człowieka nękać będzie pamięć o strachu i wstydzie.