Drugi zbiór wspomnień tłumaczy, jaki przygotowała krakowska oficyna Znak, jest książką z wielu względów ciekawą.
Pokazuje Ryszarda Kapuścińskiego jako człowieka sympatycznego i ciepłego, pełnego empatii i zainteresowania losami bliźnich, dociekliwego i obowiązkowego profesjonalistę. To jednak powtarzają w zasadzie wszyscy, którzy z Kapuścińskim mieli do czynienia. Miło jednak przeczytać znów, że w świecie coraz bardziej zdominowanym konkurencyjnymi waśniami są (byli?) ludzie życzliwi i pozbawieni zawiści.
Lubię książki pisane przez tłumaczy, bo są ludźmi często głębiej wnikającymi w treść przekładanego dzieła niż recenzenci i krytycy. Kapuściński, nam najbliższy jako reporter, w innych krajach znany był dobrze jako poeta i wnikliwy eseista. „Zadziwił mnie stopień zainteresowania jego poezją w Italii, przy jednoczesnym niewystępowaniu takowego w Polsce” – pisze Abel Murcia Soriano.
Przeniesienie na obcy język niuansów wiersza to wyższy stopień translatorskiej sztuki. Ale, jak dowodzą autorzy poszczególnych szkiców, także pozornie proste utwory jak np. wielki historyczny reportaż „Podróże z Herodotem”, okazywały się skomplikowane i pełne zagadek.
Ot, choćby wyszukanie cytowanych przez autora fragmentów oryginalnego dzieła było często wręcz niemożliwe, czasem też tłumacze łapali autora na błędach i nieścisłościach. Dziękował im za to, nie oburzał się, a poprawki wprowadzał do kolejnych wydań.