Co łączy analityka przygotowującego raport o wojnie w Wietnamie z XVIII-wiecznym kolonizatorem podejmującym wyprawę w głąb południowej Afryki? W książce z 1974 r. J.M. Coetzee, przyszły laureat literackiego Nobla, zestawił dwie nowele o ludziach będących na usługach władzy: amerykańskiego rządu i gubernatora Przylądka Dobrej Nadziei. Pokazał, jak oddalają się od świata, który ich ukształtował. Jak tracą zmysły.
[srodtytul]Skąpani w ogniu[/srodtytul]
Za motto pierwszego tekstu – „Projektu Wietnam” – posłużyły słowa amerykańskiego analityka i stratega Hermana Kahna. Przyznał on, że trudno nie podzielać uczuć ludzi, którzy reagują ze zgrozą, oglądając w telewizji pilotów rozradowanych udanym bombardowaniem napalmem.
Dodał jednak, że nie można wymagać, by rząd Stanów Zjednoczonych werbował lotników, których tak mierzi dokonywane dzieło zniszczenia, że nie są zdolni wypełniać zadań albo popadają w nadmierne przygnębienie.
Bohater noweli Eugene Dawn przegląda w pracy wykonane w Wietnamie przerażające fotografie – dowody zbrodni, jakich dopuścili się amerykańscy żołnierze. Monologi analityka przypominają przemyślenia Kurtza, bohatera „Jądra ciemności”: „Skąpaliśmy ich w morzu ognia, modląc się o cud. W pożodze jaśnieli nieziemskim blaskiem, ich głosy dźwięczały nam w uszach; a gdy ogień zgasł, pozostał tylko popiół”.