Bunny'ego nie sposób przeoczyć. Zaatakował Europę z impetem godnym lwa. Gdzie tylko pojadę, prześladuje mnie głupawa królicza mordka z różowymi oczkami i noskiem. Maskotka i alter ego bohatera najnowszej prozy Nicka Cave'a wyziera z reklam, księgarni, mediów.
Zbiera pozytywne recenzje. Jasne, sprzyja mu muzyczny dorobek autora. Zresztą w prozie Cave'a odnajdujemy podobne klimaty. Wokalista z grobowym głosem lubuje się w makabrze i czarnym humorze. Prowokacyjne chamstwo łączy z romantyzmem, absurd z fatalizmem.
Cave ma literacki talent. Pisze z werwą, brawurowo konstruuje akcję, z psychologicznym zacięciem portretuje postaci. Niestety, pod koniec powieści traci tempo i finiszuje w zaskakująco optymistycznej tonacji.
Co najważniejsze – w "Śmierci…" wyczuwa się, że artystę boli dzisiejszy świat. Wieszczy, złowieszczy. Nadciąga katastrofa. Szatan – symbolizowany przez Rogatego Zabójcę mordującego w supermarketach – bezkarnie grasuje wśród zdegenerowanych, chciwych ludzi. Cave zjadliwie charakteryzuje współczesne konsumpcyjne społeczeństwa. To ludzkie wydmuszki, pozbawione wyższych wartości, ideałów, sensu życia. Kobiety gubi próżność i głupota, mężczyzn pogrąża nadmiar używek i umysłowe lenistwo, wszystkich ściąga na dno brak moralnych zasad.
Wzorcową miernotą jest Bunny. Banalny życiowy bankrut, wciąż na bani. Supersamiec o iście króliczej chuci, król reklamiarskiego wodolejstwa i tandety. Z zawodu wampir – czyli domokrążca handlujący wątpliwej jakości produktami kosmetycznymi firmy Wieczność. Wraz z kremami oferuje klientkom erotyczne atrakcje. Ku ich ukontentowaniu. Bunny nie wie, co to uczucia – nie odczuwa ich wobec ojca, żony, synka. Żywi jedynie miłość własną. Za swe największe zalety uważa nieodparty męski urok oraz seksualną potencję. Pobudza go każdy babski tyłek, na żywo bądź na zdjęciu; rytmiczna piosenka z erotycznym podtekstem (liczne aluzje do Kylie Minogue, z którą Cave współpracował). D… przysłania mu świat. Nie ma dla niego żadnej świętości. Urywa się nawet z pogrzebu żony (której samobójstwo miało być dlań ostatnim ostrzeżeniem) w celu dokonania "epickiej" masturbacji w toalecie.