Ponieważ literatura nie tyle opisuje świat, co go tworzy, w najnowszej książce Oz wyczarował wieś Tel Ilan, ponadstuletnią osadę leżącą pośród wzgórz porośniętych cyprysami. Przybyszom sprzedaje się domowe wino, słone sery i oliwki z papryką. Po prostu bajka.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/artykul/9131,454088_Nie_ma_absolutnej_sprawiedliwosci.html] Nie ma absolutnej sprawiedliwości[/link][/wyimek]
A jednak Tel Ilan, które przypomina nieco Macondo znane z prozy Marqueza, skrywa wiele tajemnic. I bólu. Być może w tak rajskiej scenerii jest on nawet bardziej dotkliwy. Wie coś o tym 17-letni Kobi zakochany w dwukrotnie starszej bibliotekarce. I Beni Awni, naczelnik gminy, któremu pewnego popołudnia żona przesyła na kartce z kuchennego notesu krótką wiadomość: „Nie martw się o mnie”.
Oz ma dar obserwacji. W codziennych obrazach potrafi dostrzec głębię, wychwycić ukryty sens najzwyklejszych z pozoru sytuacji, odgadnąć intencje i pragnienia. A przy tym niczego nie dopowiada, pozostawia czytelnika sam na sam z tajemnicą.
Doktor Sztajner, miejscowa lekarka, oczekuje na przyjazd siostrzeńca Gidona Gata, czołgisty, który zapadł na zdrowiu i ze szkoły wojsk pancernych trafił do szpitala. Lekarka, która nie myli się w diagnozach, uważnie słucha pacjentów, ale nie okazuje im współczucia, chce osobiście spojrzeć na wyniki badań Gidona. Wychodzi na dworzec, bo o siódmej wieczorem przyjeżdża ostatni autobus z Tel Awiwu. Ale chłopaka nie ma...