Na siódmy tom „Dzieł” Melchiora Wańkowicza, który ukazał się obecnie nakładem oficyny Pruszyński i S-ka, składają się trzy legendarne reportaże powstałe jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku.
Wstęp do tej ostatniej książki napisał Wojciech Cejrowski, jak zwykle, ze swadą i werwą. Od wartości merytorycznej „W kościołach Meksyku” z lekka się dystansuje, zachwyca natomiast językiem wańkowiczowskim, energią intelektualną pisarza, a przede wszystkim jego odwagą.
„Wańkowicz pisał prosto z mostu, bo tak się pisało wówczas – w wolnej Polsce przedwojennej – twierdzi Cejrowski. – Czytając książkę, dzisiaj człowiek zdaje sobie sprawę, jak dalece ma zniewolony umysł. Wtedy pisano szczerze i otwarcie, a dzisiaj poprawnie”. Protestuje Cejrowski przeciw próbom „poprawiania” polszczyzny Wańkowicza. „To tak – powiada – jakby na starych obrazach Matki Bożej Karmiącej domalowywać biustonosze. (…) Czy mamy także poprawiać Trylogię, bo Zagłoba, wchodząc do karczmy, woła: lej miodu, parchu!?„
„Opierzona rewolucja”, reporterska książka o podróży po Związku Sowieckim, ukazała się w 1934 r., równolegle – o czym pisze w posłowiu całego tomu redaktorka serii Aleksandra Ziółkowska-Boehm – ze „Szczenięcymi latami”. Wańkowicz uwielbiał takie prowokacje; oto na księgarskich wystawach spotykały się „szlachecka” i „probolszewicka” książka tego samego autora. Wyjątkowość „Opierzonej rewolucji” od razu dostrzegł późniejszy współpracownik paryskiej „Kultury” Adam Uziembło, podkreślając, że na takie zrozumienie faktów i ludzi w Sowietach zdobył się człowiek, któremu rewolucja bolszewicka odebrała ojcowiznę.
Budzi to – pisał Uziembło – „zarówno zdumienie i szacunek, jak i głębsze refleksje na temat roli i znaczenia dziejowego intelektualistów w ogóle, a literatów w szczególności”.