Coś szarego na haku

Czyżby kolejna nostalgiczna podróż do czasów PRL? Nic podobnego. Błażej Brzostek, opisując, co, ile, jak i gdzie wtedy jedzono i pito, skutecznie leczy z sentymentów.

Publikacja: 03.12.2010 14:04

Coś szarego na haku

Foto: Archiwum

Nagie haki w sklepach mięsnych, kartki i bony, kolejki, zapuszczone lokale gastronomiczne z dziurawymi ceratami i podartymi firankami, zatrucia pokarmowe, bijący gości kelnerzy, kwaśne piwo i braki napojów chłodzących – tak to właśnie wyglądało.

Autor przywołuje francuskie powiedzenie: dobrze żyć – oznacza przede wszystkim dobrze zjeść. W PRL nie żyło się dobrze.

Kwestia żywności wywoływała trwający bez ustanku ból głowy organów partyjnych, w tym najwyższych. Działacze partyjni martwili się o to, by pasztetowa i kaszanka były jadalne, degustowali różne gatunki kiełbas, zastanawiając się, jakie zlikwidować, a jakie utrzymać w produkcji. „Złego ziemniaka nie przyjmować!” – postanawiały rozzłoszczone partyjne władze stolicy.

Nie mogąc poradzić sobie z zaspokajaniem potrzeb obywateli, wprowadzano dni bezmięsne w gastronomii i handlu. I by osłodzić życie, rzucano na święta cytryny, a informacje o zbliżaniu się wiozących je statków podawane były w prasie. Lansowano margarynę, bo „sytuacja w maśle jest trudna”, wykazując, że szczury nią karmione żyją dłużej niż te, którym podawano masło. Ale mimo to w grudniu 1970 r. pojawiły się żądania: chcemy masła, nie margaryny!

Mięso było czynnikiem stabilizującym lub destabilizującym system. Kto wie, gdyby potrafiono z kilograma mięsa robić, jak teraz, dwa kilogramy wędliny, może PRL miałby szansę na dłuższe trwanie. Ale socjalistyczna technologia była zacofana.

Braki w zaopatrzeniu w żywność kompromitowały peerelowską gospodarkę. Kozły ofiarne musiały się znaleźć. W procesie aferzystów z handlu, kierujących na lewo mięso do sektora prywatnego, zapadł drastyczny wyrok: kara śmierci dla jednego z oskarżonych. Pracownicy gastronomii bywali aresztowani za zmniejszanie ilości produktów w stosunku do norm z receptur. Bywało więc, że nie podawano herbaty, gdy nie było cukru, bo receptura wymagała jego obecności.

Bufety i stołówki pracownicze łagodziły nieco trud walki o zdobywanie żywności w sklepach. Podobnie jak bary mleczne, „tani i demokratyczny wynalazek powojennej Polski”, mający świadczyć o opiekuńczości państwa. Jednak, jak zauważa Brzostek, po szybkiej ekspansji w latach 50. sieć barów mlecznych rozwijała się bardzo powoli. W przeciwieństwie do lokali z wyszynkiem.

W krainie niedostatku radowano się szczególnie słodkościami. Pewien emigrant, który odwiedził w latach 60. ojczyznę, odnotował zdumiewającą liczbę ciastkarni, co tak sobie wyjaśniał: „A może to wpływ owego ubóstwa, chęć za tanią cenę zaznania przyjemności drobnej, lecz w zasięgu możliwości”.

Tekst Błażeja Brzostka, któremu towarzyszą cytaty z prasy, poświęcone żywnościowym „bolączkom”, jest dobrze i mocno przyprawiony zdjęciami sklepów spożywczych, lokali gastronomicznych, scenek rodzajowych związanych z jedzeniem i piciem. Wśród nich jest wiele znakomitych fotografii, m.in. Chrisa Niedenthala, Aleksandra Jałosińskiego i Krzysztofa Paweli.

„PRL na widelcu”, przyrządził Błażej Brzostek. Baobab, Warszawa 2010

Nagie haki w sklepach mięsnych, kartki i bony, kolejki, zapuszczone lokale gastronomiczne z dziurawymi ceratami i podartymi firankami, zatrucia pokarmowe, bijący gości kelnerzy, kwaśne piwo i braki napojów chłodzących – tak to właśnie wyglądało.

Autor przywołuje francuskie powiedzenie: dobrze żyć – oznacza przede wszystkim dobrze zjeść. W PRL nie żyło się dobrze.

Pozostało 88% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski