Litwini mają przed sobą rozliczenie z historią

Losy litewskiej rodziny z Kowna deportowanej przez Sowietów w książce Ruty Sepetys, autorki „Szarych śniegów Syberii”

Publikacja: 09.09.2011 15:53

Litwini mają przed sobą rozliczenie z historią

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

W „Szarych śniegach Syberii" opowiada pani o losach litewskiej rodziny z Kowna deportowanej przez Sowietów 14 czerwca 1941 r., osiem dni przed atakiem Niemców na ZSRR. Zanim doszło do tej zsyłki, czarnego dnia w historii Litwy, okupowane przez Sowietów ziemie polskie przeżyły już trzy kolejne wielkie deportacje. Wątek polski nie pojawia się jednak w pani powieści. Dlaczego?

Ruta Sepetys:

Wybrałam wątek litewski, ze zrozumiałych względów mi najbliższy. Teraz, po znakomitym przyjęciu książki w wielu krajach – została wydana w 28 państwach, ale nie w Rosji – trochę żałuję, że nie rozszerzyłam przedstawianego spektrum zagadnień na problematykę polską, ukraińską czy węgierską.

Bohaterka „Szarych śniegów Syberii" ma 15 lat, gdy Sowieci każą jej rodzinie opuścić dom w ciągu 20 minut. Kolejne wydarzenia widzimy jej oczyma. Takie, nieco jeszcze dziecięce, widzenie świata jest interesujące, ale i mocno subiektywne.

Mój ojciec był synem oficera wojsk litewskich i też był dzieckiem, gdy usłyszał od ojca: „Pakuj się. Uciekamy". Ale oni nie przeżyli całej tej gehenny; w 1940 r. uciekli z Litwy.

Gdzie?

Przedostali się do Austrii, potem do Niemiec, by wreszcie – po pobytach w obozach dla uchodźców – w 1949 r. wyjechać do Stanów Zjednoczonych.

Czyli w przedstawianych przez panią losach krewnych bohaterów zawarte są w istocie doświadczenia pani najbliższych?

Tak, choć proszę pamiętać, że to jednak powieść, w której uruchamiam wyobraźnię. Ale to, co najważniejsze, jest prawdziwe. Dochodziłam do tej prawdy w licznych rozmowach – było ich 70 – 80 – z byłymi zesłańcami i ich rodzinami. Ciekawe, że 50 lat po śmierci Stalina większość z nich zastrzegała, żeby pod żadnym pozorem nie ujawniać ich prawdziwych nazwisk.

Jak pani, Amerykanka, czuje się na Litwie?

Nieco dziwnie, bo zdaję sobie sprawę, że wypytując o szczegóły deportacji z Kowna, wyglądam jak litewski pisarz, który zabiera się do pisania o wojnie secesyjnej. Ale cóż, mój ojciec Litwin ożenił się z Amerykanką, która nie mówiła po litewsku. W domu mówiło się po angielsku i ja – wstyd przyznać – też nie znam litewskiego. A żałuję, bo jest to piękny kraj, Wilno jest cudowne, a w ludziach, których tam spotykałam, dostrzegałam pewien wspólny rys, powiedziałabym – rys bałtycki.

Będąc na Litwie, była pani w Ponarach?

Tak, wiem, co tam się stało.

Oficjalnie Litwini nie przyznali się jednak nigdy do uczestnictwa w tej zbrodni, minimalizując swój w niej udział. A to była Golgota Wileńszczyzny.

Litwini swoje rozliczenie z historią mają jeszcze przed sobą. Nawet na spotkaniach, które miałam na Litwie, widziałam, jak niekomfortowo się czują, gdy ktoś porusza wątek kolaboracji.

W pani powieści wątek ten jest nieobecny. Przewożeni na wschód zesłańcy dowiadują się o agresji hitlerowskiej, krótko wiążą z nią jakieś tam nadzieje na oswobodzenie, zaraz jednak skupiają się na jednym: jak przetrwać.

Bo to było dla nich najważniejsze. A moja książka w swej pierwotnej wersji miała w sobie wątek kolaboracyjny, pisałam też o Niemcach na Litwie. Mój wydawca jednak doszedł do wniosku, że poruszam za wiele spraw naraz. W końcu – powiedział – opowiadasz o zsyłce na Syberię, a nie piszesz podręcznika historii Litwy.

Zastanawiałem się nad psychologicznym prawdopodobieństwem ewolucji stosunku młodej bohaterki powieści do Sowietów. Kolejne wydarzenia utwierdzają ją w nienawiści do Stalina, Armii Czerwonej, okupantów, strażników i nagle enkawudzista okazuje się człowiekiem szlachetnym.

Bardzo podobną historię jak mojego Kreckiego opowiedziała mi jedna z moich rozmówczyń o imieniu Irena. Też żyła w przekonaniu, że wszystko jest albo białe, albo czarne, gdy los postawił na jej drodze człowieka we wrogim mundurze, i to on właśnie okazał jej dobroć. W Stanach moja książka wyszła zresztą pod nawiązującym do tej sytuacji tytułem „Różne odmiany szarości".

Skądinąd fatalnym. Szarość rzeczywiście ma różne odcienie, ale szarość syberyjska jest wyjątkowa.

A mojej książki pewnie nie byłoby, gdyby nie wspomnienie Dalii Grinkeviciute „Ukradziona ziemia, ukradziona młodość", wydane po angielsku przez małą oficynę litewską w USA. Mam nadzieję, że doczeka się ona wznowienia w wyższym nakładzie.

Nawołuje pani w swej książce do działania, „bo – czytamy – tylko wtedy można mieć nadzieję, że zło nigdy już się nie powtórzy". Wierzy w to pani?

Wierzę w ludzi młodych, ich pasję, entuzjazm, w to, że zbrodnie przeciw ludzkości uznają za coś absolutnie nie do zaakceptowania. A edukacja, w tym historyczna, jest czymś, co może zmienić świat. Moja książka może być takiej edukacji użytecznym narzędziem.

Ruta Sepetys urodziła się w Detroit, mieszkała w Kalifornii, obecnie w Tennessee. „Szare śniegi Syberii", które właśnie ukazały się w Polsce nakładem Naszej Księgarni, są jej pierwszą książką, planuje następne, m.in. o katastrofie statku „Wilhelm Gustloff"

Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Kinga Wyrzykowska o „Porządnych ludziach”
Literatura
„Żądło” Murraya: prawdziwa Irlandia z Polakiem mechanikiem, czarnym charakterem
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Mateusz Grzeszczuk o „Światach lękowych” i nie tylko
Literatura
Zmarły Mario Vargas Llosa był piewcą wolności. Putina nazywał krwawym dyktatorem
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Literatura
Zmarł laureat Nagrody Nobla Mario Vargas Llosa
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne