Sprawę próbuje wyjaśnić Douglas J. MacEachin, były zastępca dyrektora ds. wywiadu Centralnej Agencji Wywiadowczej, bliski współpracownik prezydenta Reagana. Opierając się zarówno na swoich wspomnieniach, jak i odtajnionych archiwach CIA, dochodzi do wniosku, że choć raporty Kuklińskiego trafiały poza Agencję, paradoksalnie, "wędrowały" po zbyt wysokich szczeblach.

Zobacz na Empik.rp.pl

Większość polityków, którzy najpierw utrzymywali, że stan wojenny ich zaskoczył, następnie skorygowała swe wytłumaczenie: otóż wiedzieli, ale nie wierzyli, że generał Jaruzelski zdecyduje się na ten krok.

Autor "Amerykańskiego wywiadu i konfrontacji w Polsce" wykazuje znakomitą znajomość naszych spraw, odrzucając sugestię, jakoby to Związek Sowiecki szykował się do najazdu na Polskę i Jaruzelski wziął jedynie sprawę w swoje ręce, wybierając mniejsze zło. Niezbyt chętnie i nie wprost przyznaje też, że inna (jakakolwiek?) reakcja USA na wiadomości o pomysłach generałów ludowego Wojska Polskiego w zasadniczy sposób mogłaby wpłynąć na bieg wydarzeń nad Wisłą. Po 13 grudnia było już za późno.

Książka niestety napisana jest urzędowym stylem, dopiero w końcowej nocie autorskiej dochodzą do głosu emocje MacEachina, które dyktowały mu te słowa, skierowane wyraźnie do czytelnika polskiego: "Gdyby interwencja wojskowa została powstrzymana dzięki wysiłkom pułkownika Kuklińskiego narażającego własne życie, to byłby dziś oceniany jako bohater czy jako łajdak? Pytanie to nie wynika z realistycznej oceny, czy polskie władze faktycznie można było powstrzymać przed przeprowadzeniem interwencji wojskowej, do której tak długo się przygotowywały. Pytanie brzmi: czy warto było próbować? I w jaki sposób osoba, która próbowała tego dokonać z narażeniem życia, została oceniona?".