W dzisiejszym pospiesznym życiu nuda wydaje się uczuciem anachronicznym. Kto ma czas na nudę? Iluzoryczność takiego podejścia stara się wykazać Kanadyjczyk Peter Toohey w wydanej przez Bellonę „Historii nudy". Według niego to uczucie, dotykające głównie ludzi o słabszych receptorach dopaminy, jest nie tylko wszechobecne, ale także całkiem pożyteczne. Ma bowiem wartość terapeutyczną, stanowi przestrogę przed sytuacjami, których powtórka mogłaby spowodować wybuch frustracji, agresji czy depresji.
Nim autor taką zaskakującą tezę sformułuje na końcu swej książki, na 170 wcześniejszych stronach relacjonuje stan badań nad niezliczonymi gatunkami nudy. Od najzwyczajniejszej – prześladującej dzieci i starców, sytuacyjnej – wynikającej z monotonnej pracy czy podróży, poprzez postać przewlekłą, nostalgię, depresję, do nudy egzystencjalnej, dręczącej ludzi inteligentnych i oczytanych.
Wśród odmian nudy szczególnie zaciekawiło mnie zjawisko „turystyki patologicznej", objawiającej się obsesyjnym pragnieniem przemieszczania się. Pionierem był tu ponoć Jean-Albert Dadas, monter instalacji gazowych z Bordeaux.
W 1881 r., znudzony rutyną służby, zdezerterował z armii francuskiej i całymi latami, w stanie amnezji, podróżował. „Kierował się na wschód przez Pragę, Berlin i Poznań. Następnie dotarł do Moskwy – w najgorszym z możliwych momencie – tuż po tym, jak zamordowano cara" (chodzi zapewne o zamach Ignacego Hryniewieckiego z 13 marca 1881 r. w Petersburgu, w którym zginął car Mikołaj II – przyp. A.C.). To dopiero początek przygód niepomnego swych czynów Francuza, który z więzienia w Rosji cudownym losu zrządzeniem trafił do Stambułu, a potem do Wiednia. Podjął tu, oczywiście bezwiednie, pracę gazownika, nim wreszcie w 1886 r. „w stanie wyczerpania i oszołomienia" wylądował w szpitalu w swej ojczyźnie.
Autor zarzeka się, że opisany przypadek tylko na pierwszy rzut oka zdaje się nie mieć nic wspólnego z nudą. Podobnie jak choroba zwana apotemnofilią, przejawiająca się „gorącym pragnieniem amputacji własnej kończyny"...