Reklama

Nuda w lustrze udręki, nadziei i fantazji

Pełna zaskoczeń próba opisu zjawiska, które wpływa na nasze życie oraz odciska piętno na literaturze i filmie

Publikacja: 02.09.2012 16:00

W dzisiejszym pospiesznym życiu nuda wydaje się uczuciem anachronicznym. Kto ma czas na nudę? Iluzoryczność takiego podejścia stara się wykazać Kanadyjczyk Peter Toohey w wydanej przez Bellonę „Historii nudy". Według niego to uczucie, dotykające głównie ludzi o słabszych receptorach dopaminy,  jest nie tylko wszechobecne, ale także całkiem pożyteczne. Ma bowiem wartość terapeutyczną, stanowi przestrogę przed sytuacjami, których powtórka mogłaby spowodować wybuch frustracji, agresji czy depresji.

Nim autor taką zaskakującą tezę sformułuje na końcu swej książki, na 170 wcześniejszych stronach relacjonuje stan badań nad niezliczonymi gatunkami nudy. Od najzwyczajniejszej – prześladującej dzieci i starców, sytuacyjnej – wynikającej z monotonnej pracy czy podróży, poprzez postać przewlekłą, nostalgię, depresję, do nudy egzystencjalnej, dręczącej  ludzi inteligentnych i oczytanych.

Wśród odmian nudy szczególnie zaciekawiło mnie zjawisko „turystyki patologicznej", objawiającej się obsesyjnym pragnieniem przemieszczania się. Pionierem był tu ponoć Jean-Albert Dadas, monter instalacji gazowych z Bordeaux.

W 1881 r., znudzony rutyną służby, zdezerterował  z armii francuskiej i całymi latami, w stanie amnezji, podróżował. „Kierował się na wschód przez Pragę, Berlin  i Poznań. Następnie dotarł do Moskwy – w najgorszym z możliwych momencie – tuż po tym, jak zamordowano cara" (chodzi zapewne o zamach Ignacego Hryniewieckiego z 13 marca 1881 r. w  Petersburgu, w którym zginął car Mikołaj II – przyp. A.C.). To dopiero początek przygód niepomnego swych czynów Francuza, który z więzienia w Rosji cudownym losu zrządzeniem  trafił do Stambułu, a potem do Wiednia. Podjął tu, oczywiście bezwiednie, pracę gazownika, nim wreszcie  w 1886 r. „w stanie wyczerpania i oszołomienia" wylądował  w szpitalu w swej ojczyźnie.

Autor zarzeka się, że opisany przypadek tylko na pierwszy rzut oka zdaje się nie mieć nic wspólnego z nudą. Podobnie  jak choroba zwana apotemnofilią, przejawiająca się „gorącym pragnieniem amputacji własnej kończyny"...

Reklama
Reklama

Wśród egzemplifikacji nudy w sztuce Toohey wymienia m.in. przedstawiający anioła melancholii miedzioryt Dürera i obraz Cranacha Starszego. Przywołuje film „Lśnienie" Kubricka. No i oczywiście masę dzieł literackich: od „Ośmiu (złych) myśli" wczesnochrześcijańskiego pustelnika Ewagriusza z Pontu, poprzez „Obłomowa" Gonczarowa, „Panią Bovary" Flauberta, „Mdłości" Sartre'a ,  „Obcego" Camusa, do „Hamleta". Lista jest długa, ale skoro skomponowano ją na zasadzie, że wszystko ma pasować do wszystkiego, dlaczego nie wydłużyć jej o całego Szekspira i całego Dostojewskiego? I o wciąż wznawiane i ekranizowane „Niezwykłe przygody barona Münchhausena" Raspego z 1785 r. Może i w tym dziele przy odrobinie wyobraźni uda się doszukać nudy jako praprzyczyny całej piramidy nieprawdopodobnych wydarzeń?

W dzisiejszym pospiesznym życiu nuda wydaje się uczuciem anachronicznym. Kto ma czas na nudę? Iluzoryczność takiego podejścia stara się wykazać Kanadyjczyk Peter Toohey w wydanej przez Bellonę „Historii nudy". Według niego to uczucie, dotykające głównie ludzi o słabszych receptorach dopaminy,  jest nie tylko wszechobecne, ale także całkiem pożyteczne. Ma bowiem wartość terapeutyczną, stanowi przestrogę przed sytuacjami, których powtórka mogłaby spowodować wybuch frustracji, agresji czy depresji.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Reklama
Literatura
Jedyna taka trylogia o Polsce XX w.
Literatura
Kalka z języka niemieckiego w komiksie o Kaczorze Donaldzie zirytowała polskich fanów
Literatura
Neapol widziany od kulis: nie tylko Ferrante, Saviano i Maradona
Literatura
Wybitna poetka Urszula Kozioł nie żyje. Napisała: „przemija życie jak noc: w okamgnieniu.”
Literatura
Dług za buty do koszykówki. O latach 90. i transformacji bez nostalgii
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama