Detektyw Molly Murphy

"Do grobowej deski" Rhysa Bowena ryminał retro wydany przez Oficynę Literacką Noir sur Blanc już w księgarniach

Aktualizacja: 07.05.2014 17:20 Publikacja: 07.05.2014 17:15

Detektyw Molly Murphy

Foto: materiały prasowe

Kolejna książka o przygodach nieustraszonej Molly Murphy.

Molly za wszelką cenę pragnie zostać detektywem i utrzymać firmę swojego zmarłego pracodawcy. Nieustraszona Irlandka angażuje się tym razem w aż dwie sprawy. Jedna z nich dotyczy zaginionej Angielki z arystokratycznej rodziny, druga – kradzieży i oszustwa w szwalni. Wrażliwa na niesprawiedliwość społeczną Molly włącza się również w działania na rzecz poprawy warunków pracy szwaczek i spotyka mężczyznę, który będzie konkurował o jej względy z przystojnym kapitanem nowojorskiej policji Danielem Sullivanem. Molly wielokrotnie znajdzie się w niebezpieczeństwie, ale odwaga i upór pomogą jej wyjść z niejednej opresji.

www.noir.pl

Rhys Bowen (właściwie Janet Quin-Harkin)

brytyjska pisarka, urodzona  w 1941 roku w Bath w Anglii, a obecnie mieszkająca w San Francisco. Zanim w latach dziewięćdziesiątych rozpoczęła przygodę pisarską, pracowała w studiu telewizyjnym BBC. Tu po raz pierwszy dał o sobie znać jej literacki talent, gdy w czasie nadzorowania prób do jednej z audycji napisała własną – wyemitowaną wkrótce potem – sztukę.  Jednak, jak sama twierdzi, angielski klimat okazał się dla niej zbyt chłodny i wkrótce potem wyjechała do Australii, by po krótkim epizodzie w Australian TV przenieść się już na stałe do Kalifornii.

Karierę pisarską zaczynała jako autorka książek dla dzieci i młodzieży. Ich sukces zachęcił ją do spróbowania sił w literaturze kryminalnej już dla dorosłych, a sławę przyniósł jej cykl powieści o przygodach konstabla Evana Evansa. Już wówczas dała się poznać czytelnikom jako autorka potrafiąca znakomicie splatać losy fikcyjnych postaci z faktami historycznymi i dbająca o odtworzenie realiów i atmosfery opisywanych czasów. Cykl o śledztwach irlandzkiej detektyw Molly Murphy ugruntował jej pozycję jako mistrzyni kryminału w stylu retro.

Sympatię wzbudziła przede wszystkim główna bohaterka, która oczekuje od życia znacznie więcej, niż może otrzymać z racji swego urodzenia. Kolejne książki z cyklu zdobyły uznanie nie tylko czytelników, ale i krytyków - za wydane już w Polsce Prawo panny Murphy otrzymała w 2001 roku prestiżową nagrodę Agatha Award przyznawaną najlepszym kryminałom historycznym, a Śmierć detektywa (Noir sur Blanc, 2013) znalazła się rok później w finale tego samego konkursu. Sympatia czytelników nie przeminęła wcale wraz z kolejnymi tomami – wydana w 2012 jedenasta część przygód Molly Murphy niemal natychmiast trafiła na listę bestsellerów „New York Timesa".

Tercet bohaterów wymyślonych przez Rhys Bowen wieńczy seria opowiadająca o losach lady Georgiany („The Royal Spyness Mystery"), arystokratki i krewnej króla Jerzego V, która postanawia porzucić dwór i żyć na własną rękę w Anglii doby Wielkiego Kryzysu (jedna z części tego cyklu również zdobyła Agatha Award).

Fragment książki:

Po południu, kiedy Sid i Gus były zajęte przygotowywaniem uczty homarowej, upięłam starannie włosy, poświęcając na ten cel chyba ze dwadzieścia szpilek, potem włożyłam jedyny porządny kapelusz, jaki znalazłam w szafie, i starając się wyglądać profesjonalnie i poważnie, wyruszyłam na spotkanie z panem Maxem Mostelem. Idąc Bowery na południe, a potem skręcając w Canal Street, czułam coraz większe podekscytowanie i ciekawość. Z całą pewnością nie była to szanowana dzielnica domów mieszkalnych — znajdowały się tu przede wszystkim warsztaty, podupadłe bary i gdzieniegdzie obskurne pensjonaty. Do głowy by mi nie przyszło, żeby szukać klientów w takiej okolicy. Pod numerem 438 nie było żadnych mieszkań. Drzwi na parterze stały otworem, a ze środka dobiegały dźwięki młotków i maszyn do szycia. Jakiś człowiek nakładał bejcę na świeżo zrobione krzesło. Zapytałam go o pana Mostela i zostałam skierowana do drugiego wejścia za rogiem, a potem na górę. Wiedziałam już, że idę do biura, nie do mieszkania. Wspięłam się ciemnymi, wąskimi schodami najpierw na pierwsze, potem na drugie piętro; w końcu na trzecim stanęłam przed drzwiami z tabliczką: MOSTEL I KLEIN, MODA DAMSKA. Zapukałam i weszłam do korytarza, w którym przygotowywano paczki z ubraniami. W pomieszczeniu kręcili się pracownicy, nosząc wielkie pudła. Układali je na prymitywnej platformie przy oknie, po czym spuszczali na ulicę. Zapytałam o pana Mostela.

— Jest w biurze. Dwa piętra wyżej. Proszę przejść przez halę główną i znaleźć schody na samym końcu — powiedział jakiś starszy mężczyzna, ocierając pot z twarzy.

Pokonałam więc jeszcze dwie kondygnacje i zatrzymałam się przed zamkniętymi drzwiami. Zapukałam, a kiedy pozwolono mi wejść, ujrzałam przed sobą ciemną salę pełną ciasno ustawionych stanowisk z maszynami do szycia. W równych rzędach siedziały młode dziewczyny i pochylały się każda nad swoim kawałkiem materiału. Widok nie był mi zupełnie obcy. Kiedyś, gdy imałam się każdego zajęcia, jakie wpadło mi w ręce, pracowałam w podobnym miejscu. Nie podobało mi się ani tam, ani tutaj. W pokoju huczało od maszyn. Sto par nóg naciskało na pedały, sto igieł wędrowało w górę i w dół. Przy ścianach jedna na drugiej leżały bele materiałów. Panowała tu straszna duchota, a podłogę pokrywała gruba warstwa kurzu. Kiedy kichnęłam, kilka dziewcząt odwróciło się w moją stronę, popatrzyło przez chwilę, a następnie wróciło do swojej pracy. Odniosłam wrażenie, iż żałują, że oderwały się od swoich zajęć. Nikt nie odezwał się ani słowem, gdy szłam przez salę, ale w końcu usłyszałam za sobą męski głos:

— Hej, a ty dokąd?

Właściciel każdej szwalni na świecie zatrudnia przynajmniej jednego wrednego kierownika, który ma za zadanie siać postrach wśród szwaczek. Ten był blady i wątły, a w oczach miał coś, co bardzo mnie zaniepokoiło. Wydawał się zdecydowanie gorszy niż mój przełożony w szwalni, w której kiedyś pracowałam. Na szczęście nic mi nie mógł zrobić. Spojrzałam wyniośle.

— Zmierzam do biura pana Mostela. Może pan zapytać, czy mnie teraz przyjmie?

— Do biura pana Mostela? Widzę, że panna Ważniacka. Jeśli chodzi o pracę, to ja tu rządzę. Szef nie życzy sobie spotkań ze śmierdziuchami.

— Wykąpałam się dzisiaj rano, więc nie jestem śmierdziuchem — odparłam i usłyszałam, jak dziewczęta, które rozumiały angielski, chichoczą.

— Dzisiaj rano otrzymałam list od pana Mostela. Prosił w nim, bym czym prędzej złożyła mu wizytę.

Już miałam mu wręczyć swoją wizytówkę, ale przypomniałam sobie, że sprawa jest poufna i delikatna. Nie ma potrzeby informować tego obrzydliwego typka i jego podopiecznych, w jakiej sprawie odwiedzam ich szefa.

— Chodź za mną — powiedział. — Ale jeśli będzie wściekły, to nie moja wina.

Poprowadził mnie kolejnymi schodami, om?ając slalomem stojące niemal na każdym schodku pudełka z nićmi i tasiemkami. Zapukał do drzwi, a potem otworzył je ostrożnie.

— Panienka do szefa. Podobno dostała od pana list.

Minęłam mężczyznę i weszłam do środka. Biuro było malutkie i zagracone. Na podłodze znów leżały bele materiału. W rogu stał manekin w bluzce z falbanami i czarnej spódnicy. Pan Mostel siedział przy biurku, na którym panował niewyobrażalny bałagan. Był mężczyzną przy kości, o pokaźnych szczękach. Wyraźnie pocił się w trzyczęściowym garniturze. W kąciku ust trzymał cygaro.

— Tak. O co chodzi?

Wręczyłam mu wizytówkę.

— Napisał pan do mnie, więc przyszłam.

Spojrzał na wizytówkę, potem na pomocnika.

— No i czego jeszcze tu stoisz?! — krzyknął z silnym akcentem.  — Biegiem na dół, zanim któraś z dziewczyn znów schowa sobie parę metrów mojej wstążki pod spódnicę. Dalej, szybko! Raus! I zamkn? za sobą drzwi.

Pomocnik uczynił to z wielkim hałasem. Kiedy zniknął, Max Mostel zmarszczył brwi i bacznie mi się przyjrzał.

— Rzeczywiście napisałem do pani?

Przytaknęłam.

— Panna Murphy. Młodszy partner w firmie Paddy'ego Rileya. Przykro mi, jeśli spodziewał się pan mężczyzny, ale zapewniam, że jestem bardzo skuteczna.

— Nie, nie spodziewałem się mężczyzny — odparł. — Do tego zlecenia potrzebuję kobiety. Pytałem trochę na mieście. Ptaszki ćwierkały, że właśnie pani zajmuje się takimi sprawami. Mam rację?

— Nie wiem, o co konkretnie chodzi, panie Mostel.

— Potrzebuję szpiega. Szpiega, który czegoś się dowie.

— Rozumiem. A czego konkretnie, jeśli mogę wiedzieć?

Pochylił się konfidencjonalnie w moją stronę, mimo że drzwi były zamknięte i nikt nie przysłuchiwał się naszej rozmowie.

— Mamy tu wtyczkę.

Rozejrzałam się po pokoju, niepewna, o czym mówi.

— Wtyczkę? — powtórzyłam.

— Mamy w naszych szeregach zdrajcę, panno Murphy. Sprzedawczyka. Proszę spojrzeć na te projekty. — Wręczył mi katalog otwarty na stronie z rysunkiem długiej gładkiej sukni z wysokim kołnierzem i rozkloszowanym dołem.

— Bardzo ładna — zauważyłam.

— I była w sprzedaży we wszystkich dobrych sklepach już tydzień wcześniej, nim my ukończyliśmy pierwszą partię. Z naszytą metką Lowensteina. Mój wzór! Moja sukienka! Ale cholerna metka jego.

— Jest pan pewien, że to nie pechowy zbieg okoliczności?

Potrząsnął głową tak gwałtownie, że aż zadrgały mu policzki.

— Ukradziono mi ten wzór sprzed nosa! I to nie po raz pierwszy. Panno Murphy, mam wśród pracowników zdrajcę, który jednocześnie pracuje dla Lowensteina. Zdrajcę z lepkimi łapskami, co kradnie moje projekty i potajemnie przekazuje konkurencji, a ta w pośpiechu je kopiuje.

— I chce pan, żebym się dowiedziała, kim jest ta osoba?

— Właśnie tak. Czy kiedykolwiek miała pani do czynienia z przemysłem włókienniczym, panno Murphy?

— Bardzo krótko.

— Ale będzie pani potrafiła obsłużyć maszynę do szycia?

— Jako tako.

— To i tak bez znaczenia. Przyjmiemy panią do nas, przeszkolimy,

a kiedy nabierze pani wprawy, poproszę, by podjęła pani pracę u Lowensteina. Będzie pani mieć oko na pracowników w obydwu firmach. Zobaczymy, kto da się złapać na gorącym uczynku.

Kiwnęłam głową.

— Dobrze, niech tak będzie. Kto ma dostęp do pańskich wzorów?

— Niewiele osób. Krawcowe i krojczy widzą je w całości, ale dziewczęta na dole szyją tylko po kawałku, to, co akurat im przydzielimy. Martwią się albo o rękaw, albo o kieszeń czy kołnierzyk. Nigdy nie widzą projektów w całości.

Dotknął czubka nosa.

— Co oczywiście nie znaczy, że jakaś bystra dziewczyna nie mogłaby węszyć, gdyby się postarała. Tylko nie wiem w jaki sposób. Przez większość dnia jestem w biurze. Projekty trzymam w tej szufladzie. A kiedy wychodzę, zawsze zamykam drzwi na klucz.

— Czy na tym piętrze znajduje się tylko pańskie biuro? A pan Klein?

— Pan Klein? — Mostel wydawał się zaskoczony. — Nie żyje, panno Murphy. Nie ma go z nami już dwa lata. Panie świeć nad jego duszą!

— Bardzo mi przykro. Kto w takim razie może zaglądać do pańskiego gabinetu w ciągu dnia?

— Mój zastępca, prawa ręka, ale proszę mi wierzyć, mam do niego całkowite zaufanie. Wzory wykonujemy na zapleczu, w małym pokoiku za biurem, więc nikt nie może strojów zobaczyć, dopóki nie są gotowe. A poza tym jeśli jest problem z pracownicą na dole, to zawsze ja schodzę na salę, dziewczęta nie zaglądają tutaj do biura.

— A kupcy?

— Też ja się do nich fatyguję. Przecież nie mogę im kazać wchodzić na piąte piętro.

— To może ktoś podkrada projekty, gdy wszyscy inni idą do domu?

— Zabieram rysunki ze sobą.

— W takim razie złodziejem jest ktoś, kto przebywa tu za dnia.

Kiwnął głową.

— Taka drobna zagadka, prawda? Panno Murphy, podejmie się pani tego zadania? Postaram się to pani wynagrodzić.

— Ta praca może mi zająć ładnych parę tygodni — odparłam. — Oczekuję wynagrodzenia w wysokości stu dolarów oraz pensji, jaką bym tutaj dostawała za pracę szwaczki.

Położył rękę na piersi.

— Sto dolarów? Panno Murphy, pani ma mi pomóc, a nie doprowadzić mnie do ruiny.

— Zapewniam pana, panie Mostel, że jest to suma, z którą muszą się liczyć moi klienci. Jeśli sądzi pan, że znajdzie się ktoś, kto wykona tę pracę za mniejsze pieniądze... — Wstałam, nie kończąc zdania.

Pan Mostel wzruszył ramionami.

— Cóż, jeśli jest to cena, którą muszę zapłacić, by spać spokojnie, pewnie nie mam wyjścia. Dzieci będą musiały przez parę miesięcy zadowolić się kapuśniakiem i ciemnym chlebem.

— Słyszałam, że kapuśniak to bardzo zdrowa zupa, jeśli się ją odpowiednio doprawi — zauważyłam.

Pan Mostel uśmiechnął się, a cygaro w jego ustach podskoczyło z góry na dół.

— W takim razie umowa stoi, panno Murphy. — Wyciągnął do mnie tłustą dłoń.

Podałam mu swoją.

— Miło mi, panie Mostel. Zabieram się do pracy.

Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Kinga Wyrzykowska o „Porządnych ludziach”
Literatura
„Żądło” Murraya: prawdziwa Irlandia z Polakiem mechanikiem, czarnym charakterem
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Mateusz Grzeszczuk o „Światach lękowych” i nie tylko
Literatura
Zmarły Mario Vargas Llosa był piewcą wolności. Putina nazywał krwawym dyktatorem
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Literatura
Zmarł laureat Nagrody Nobla Mario Vargas Llosa
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne