Ucieczki wilka stepowego

Hermann Hesse sam siebie nazywał „pustelnikiem, dziwakiem, neurotykiem ?i psychopatą". Biografia Gunnara Deckera dowodzi, że nie była to tylko artystyczna poza.

Publikacja: 11.07.2014 23:26

Ucieczki wilka stepowego

Foto: AKG Images/East News

Red

N

ie był pisarzem skrojonym na nasze czasy – zanadto wierzył w literaturę, a za mało w popularność. Gdy tuż po wydanym w 1904 roku „Peterze Camenzindzie" spłynęła na niego fala zachwytów i tantiem, nie tyle pławił się w powodzeniu, ile wyrażał obawy, że sukces go zawłaszczy. Ten podejrzliwy stosunek do zaszczytów będzie go charakteryzował przez całe życie. Na przykład, gdy pod pierwszym lepszym pretekstem zrezygnuje z członkostwa w Pruskiej Akademii Sztuk, tłumacząc ten krok w następujący sposób: „powietrze mi nie odpowiada, to wszystko". Albo kiedy komentując przyznaną mu w 1946 roku Nagrodę Nobla, nie ma złudzeń, że członkowie szacownego sztokholmskiego gremium „za każdym razem kierują się racjami polityki handlowej".

Po II wojnie światowej potrzebowano najwidoczniej „dobrego Niemca", choć akurat Hesse ze swoją niemieckością był na bakier, a większość życia spędził na emigracji – w Szwajcarii i we Włoszech. Oczywiście, w czasach Hitlera wystarczyło to, by mocno się narazić rodakom. Choć po wybuchu I wojny światowej zgłasza się jako ochotnik – nieprzyjęty do wojska ze względu na swą krótkowzroczność – to za podjętą w artykule „Przyjaciele, tylko nie tym tonem!" próbę mediacji między pacyfistami i militarystami zostanie uznany za dekownika. Nic dziwnego, że o swych rodakach zdanie miał mało pochlebne: „Niemcy nie odczuwają żadnej potrzeby wolności, są urodzonymi sługusami i żołnierzami"; „czekam na inne, przyszłe Niemcy i inną niemieckość niż większość krzykaczy". „Małe Niemcy" Hessego przypominają Francję oglądaną oczyma wędrującego pieszo Rousseau – to prowincja, gdzie nie dociera jeszcze wielka polityka, a życie ma indywidualny wymiar.

Navigare necesse est

Nie przypadkiem też podtytuł potężnego dzieła Deckera – „Wędrowiec i jego cień" – odsyła bezpośrednio do Nietzschego. Kluczem do zrozumienia Hessego jako pisarza jest bowiem dla autora jego biografii figura pisarza podróżnika, wciąż na nowo wyrywającego się ku wolności. A jednocześnie dążącego do syntezy pierwiastków w zachodniej kulturze tradycyjnie sobie przeciwstawianych – kultury i natury, ciała i ducha, popędów i myśli. Na siedmiuset stronach Decker ukazuje pęknięcie biegnące w poprzek osobowości Hessego, dwoistość jego charakteru, na który składała się z jednej strony chorobliwa neurotyczność, z drugiej zaś – apetyt na życie.

Idylliczną wizję powrotu do natury, którą da się niekiedy zauważyć w dziele niemieckiego pisarza, za dobrą monetę wzięli hipisi – ci znaleźli w „Wilku stepowym" pochwałę ucieczki od mieszczańskiego życia. W latach 60. XX wieku powieść ta stała się dla pokolenia dzieci kwiatów przewodnikiem po odmiennych stanach świadomości, porównywalnym tylko z „Drzwiami percepcji" Aldousa Huxleya. Ba, nazwę Steppenwolf nosił nawet popularny zespół rockowy (znany z hitu „Born to Be Wild").

Hesse został jednak bohaterem kontrkultury w dużej mierze wskutek nieporozumienia. Jego celem nie była bynajmniej rewolucja, wręcz przeciwnie – chodziło mu o szansę zachowania wartości, których kultura europejska wyzbywała się w politycznej malignie pierwszej połowy XX wieku. Bankructwo ducha i próby zbudowania wspólnoty, która mogłaby zachować go w czasie „wieków ciemnych", to główny temat jego późnych utworów: „Siddharthy", przede wszystkim zaś pisanego w latach 1932–1942 dzieła jego życia – „Gry szklanych paciorków".

Wielkie, okrutne drzewo

Życie i twórczość Hessego to historia ucieczki – nie tylko przed literacką sławą, ale też przed rodziną, religią, żonami, własną niemieckością i własnymi demonami. Uciekać zaczął wcześnie – jako nastolatek wychowany w surowej, pietystycznej rodzinie, w której jedyną działalnością godną uwagi była służba Bogu, a karą za krnąbrność – zamknięcie w ośrodku dla nerwowo chorych. W sztuce uników ćwiczy się też pisarz w trakcie swych trzech małżeństw. Od pierwszej żony, Marii Bernoulli, matki jego trzech synów, ucieka w podróż do Włoch, a gdy ta zaczyna chorować na depresję, umieszcza ją w zakładzie dla nerwowo chorych. Drugiej małżonce, Ruth Wenger, pisarz od razu narzucił pewne warunki współżycia, w których naczelną zasadą było osobne mieszkanie. Charakteryzował ją niezwykle bezwzględnie: „ja, zwolennik wstrzemięźliwości i klasztorów, wziąłem sobie na starość kobietę, która chętnie odda niejeden ideał za parę pięknych butów i ładnego pieska".

Ruth wzięła zresztą na mężu rewanż za podobne traktowanie: „ W ogóle nie znał się na miłości, ani duchowej, ani fizycznej – opisała go po latach – miał w sobie jakąś niedostępność. W jego najtrudniejszych okresach było w nim (...) coś nieludzkiego". W przypadku trzeciej żony, dużo młodszej Ninon Dolbin, która napisała do niego po raz pierwszy, gdy miała 14 lat, a i później traktowała pisarza bardzo czołobitnie („Jesteś wielkim drzewem, a ja jestem małym ptaszkiem i siedzę w cieniu twoich gałęzi"), Hesse wybrnął z problemu małżeństwa bardzo praktycznie – traktował żonę jako sekretarkę, domowego cerbera i korektora, a dużą część stosunków między nimi, mimo zamieszkiwania w tym samym domu, para regulowała na życzenie pisarza korespondencyjnie.

Do życia Hessego wyjątkowo pasują więc słowa, które włożył w usta jednego ze swych bohaterów: „życie bez celu jest puste, a życie z celem – istną plagą".

N

ie był pisarzem skrojonym na nasze czasy – zanadto wierzył w literaturę, a za mało w popularność. Gdy tuż po wydanym w 1904 roku „Peterze Camenzindzie" spłynęła na niego fala zachwytów i tantiem, nie tyle pławił się w powodzeniu, ile wyrażał obawy, że sukces go zawłaszczy. Ten podejrzliwy stosunek do zaszczytów będzie go charakteryzował przez całe życie. Na przykład, gdy pod pierwszym lepszym pretekstem zrezygnuje z członkostwa w Pruskiej Akademii Sztuk, tłumacząc ten krok w następujący sposób: „powietrze mi nie odpowiada, to wszystko". Albo kiedy komentując przyznaną mu w 1946 roku Nagrodę Nobla, nie ma złudzeń, że członkowie szacownego sztokholmskiego gremium „za każdym razem kierują się racjami polityki handlowej".

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: „Wyjarzmiona” jak zbiorowy pozew za pańszczyznę
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Kinga Wyrzykowska o „Porządnych ludziach”
Literatura
„Żądło” Murraya: prawdziwa Irlandia z Polakiem mechanikiem, czarnym charakterem
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Mateusz Grzeszczuk o „Światach lękowych” i nie tylko
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Literatura
Zmarły Mario Vargas Llosa był piewcą wolności. Putina nazywał krwawym dyktatorem
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne