Coraz częściej można usłyszeć i przeczytać, że państwo rządzone twardą ręką przez Władimira Putina upodabnia się do Związku Sowieckiego. W Polsce takie opinie na temat Rosji nie są niczym nowym – trudne sąsiedztwo daje o sobie znać nie od dziś. Ale na Zachodzie opadają łuski z oczu.

Czy jednak rzeczywiście teraźniejsza Rosja przypomina ZSRR? Tytuł książki publicysty Tadeusza Święchowicza „Imperium zła. Reaktywacja" skłania do odpowiedzi twierdzącej. Problem polega na tym, że zawarty w tytule, a ukuty przez Ronalda Reagana, termin odnosił się do państwa komunistycznego, które, owszem, było spadkobiercą mocarstwowych aspiracji carskiej Rosji, jednak nie tylko podbijało inne kraje, ale i narzucało im określony system polityczno-gospodarczy, będący próbą wdrożenia morderczej utopii.

Putin, mimo swojej KGB-owskiej przeszłości – oficjalnie, rzecz jasna – już od dawna odżegnuje się od komunizmu. Stroi się głównie w szaty rosyjskiego patrioty, a od pewnego momentu również konserwatysty zatroskanego kondycją moralną swojego narodu. Tymczasem Święchowicz pokazuje, że obecna ekipa kremlowska to nie patriotyczna elita kierująca się szczytnymi celami, lecz sitwa nastawiona głównie na zyski osobiste.

Autor książki analizuje życiorys rosyjskiego prezydenta. Fakty mówią same za siebie. Putin doszedł do najwyższych szczebli władzy w Rosji dzięki temu, że potrafił się odnaleźć już po rozpadzie ZSRR – w latach 90. Karierę zrobił w Sankt Petersburgu jako zastępca mera tego miasta Anatolija Sobczaka. Święchowicz pisze: „To wtedy rozpoczął budowę biznesowego zaplecza, konstelacji firm i instytucji kierowanych przez zaufanych przyjaciół, które robiły coraz większe interesy na wąskiej granicy między środkami publicznymi a prywatną własnością. Z czasem ta grupa stanie się potężną siecią, która ogarnie cały kraj i sięgnie daleko poza jego granice".

Książkę Święchowicza warto przeczytać, ponieważ skłania do namysłu nad przyczynami obecnej napiętej sytuacji międzynarodowej. A przy okazji przypomina szczegółowo sprawy, o których także w Polsce wiele osób wolałoby zapomnieć, jak chociażby stosunek części polskich polityków do śledztwa smoleńskiego.