Gniewie Zygmunta Miłoszewskiego w księgarniach

W „Gniewie" Zygmunt Miłoszewski z hukiem zamyka kryminalną trylogię o przygodach prokuratora Teodora Szackiego - pisze Marcin Kube.

Aktualizacja: 30.10.2014 16:59 Publikacja: 30.10.2014 16:50

Gniewie Zygmunta Miłoszewskiego w księgarniach

Foto: materiały prasowe

Ten autor przyzwyczaił czytelników, że lubi poruszać bieżące tematy, rozgrzewające publicystów. W pierwszej części trylogii z prokuratorem Szackim tropił powiązania dawnych służb komunistycznych z obecnym układem polityczno-biznesowym. W „Ziarnie prawdy" obnażał antysemickie zabobony w pozornie sielskim Sandomierzu.

Teraz bierze na tapetę przemoc domową w polskich rodzinach. Akcję nowej powieści osadził w Olsztynie, sercu Warmii, która uderza chłodem i podobnie jak Szwecja z sagi „Millennium" Stiega Larssona nienawidzi kobiet.

Dobór tematów może wywołać zarzut o koniunkturalizm, ale Miłoszewski jest niewygodny dla wszystkich środowisk ideologicznych. „Gazecie Wyborczej" podpadł teczkowym „Uwikłaniem", pupilkiem prawicy był tylko do momentu publikacji „Ziarna prawdy".

W „Gniewie" akcja zaczyna się od znalezienia spreparowanego szkieletu mężczyzny. Trop prowadzi w kierunku anonimowego mściciela, który wymierza sprawiedliwość damskim bokserom, domowym tyranom terroryzującym rodziny. Pod wpływem śledztwa Szacki zapada na syndrom, nazwijmy to, maczonerwozy. Chciałby pozostać twardzielem, ale wszystko wokół mówi mu, że jest seksistą i szowinistą. Zakłada więc metaforyczny wór pokutny. Skończy się to bardzo widowiskowo, choć nie wszystkie karty zostaną odkryte, a zagadki rozwiązane.

Powieść czyta się dobrze i szybko, co nie oznacza, że jest świetna, a autor uchronił się przed błędami. Ostatnie rozdziały przypominają bieg przełajowy, w którym zmęczenie materiału wzięło górę nad precyzją i konsekwencją. Zakończenie wydaje się ledwo zarysowane i niedokończone. Można odnieść wrażenie, iż autor w trakcie pracy stracił zainteresowanie bohaterami. Szacki coraz bardziej irytuje, a jego nagłe antyseksistowskie olśnienie jest mało wiarygodne.

Z kolei postacie drugiego planu są przerysowane. Niektórych rozbawią, inni odbiorą je jak nieśmieszne karykatury, choćby doktor Frankenstein i jego asystentka biesiadujący w prosektorium. W warstwie społecznej Miłoszewski nie mówi niczego ponad to, co powiedzieli już szwedzcy autorzy ze Stiegiem Larssonem na czele.

Zdaję sobie sprawę, że miłośnicy kryminału zignorują moje zrzędzenie. Dla nich liczą się wciągająca historia i barwne postacie. Sam Miłoszewski rozbraja zawczasu krytykę, powtarzając, że kryminał jest gatunkiem skończonym i autor może jedynie komplikować i zapętlać intrygę, co wychodzi mu bardzo dobrze. Gdyby ktoś poszukiwał powieści udowadniającej, że kryminał nie jest tylko rozrywką, to „Gniew" nie spełni oczekiwań. Pozostaje zaledwie dobrym czytadłem.

Marcin Kube

Fragmenty „Gniewu" w „Plusie Minusie" z 18–19.10.2014

Literatura
Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego