Kobieta z Kamienia - autobiografia Izabelli Cywińskiej

Izabella Cywińska – ziemianka, która szukała azylu w teatrze i polityce.

Aktualizacja: 14.04.2015 20:30 Publikacja: 14.04.2015 18:37

Foto: materiały prasowe

Nikt, kto przeczyta pasjonującą wręcz autobiografię Izabelli Cywińskiej, nie powinien mieć wątpliwości, dlaczego ta książka powstała. Cywińska napisała ją z tęsknoty. Nie po to, by chwalić się sukcesami teatralnymi lub usprawiedliwiać, że kierując Ministerstwem Kultury w pierwszym niekomunistycznym rządzie Tadeusza Mazowieckiego, nie spełniła do końca oczekiwań środowiska.

Cywińska pisała, by się rozliczyć ze swoimi marzeniami, marzeniami dziewczyny z Kamienia Podlaskiego, panienki z dworu, przedstawicielki ziemiaństwa, z którym tak brutalnie rozprawiła się historia. Dziewczyny, która przez całe życie starała się być wierna moralnym wartościom i stylowi pracy wyniesionym z rodzinnego domu.

„Czasem samą mnie zdumiewa, jak blisko jestem nadal z bohaterami »Bożej podszewki«, zwłaszcza z Jurewiczami – zwierza się Cywińska. – Zżyłam się z nimi tak bardzo, że wydaje mi się, że to moja kolejna rodzina. Pierwszą tworzyli Łuszczewscy i Cywińscy, Mama, Renia i Stryjek, drugą Michałowscy i ich krewniacy z Augustowa. Do trzeciej należeliby wszyscy ludzie sceny, z którymi w Kaliszu i Poznaniu próbowałam tworzyć teatralne wspólnoty. Moją czwartą rodziną, tym razem »rodziną z wyboru«, są właśnie mieszkańcy filmowych Juryszek. Mają twarze moich aktorów i fikcyjne, ale reprezentatywne dla polskich losów i charakterów życiorysy. W mojej pamięci funkcjonują na takich samych prawach jak domownicy z Kamienia albo członkowie kaliskiego zespołu".

Choć w środowisku ludzi kultury Izabella Cywińska od lat znana jest jako wybitna reżyserka teatralna, tak naprawdę masowej publiczności dała się poznać po emisji serialu „Boża podszewka". Scenariusz Teresy Lubkiewicz-Urbanowicz przeczytała niemal jednym tchem i zdecydowała się go nakręcić, choć stanie przed kamerą nie było jej specjalnością. W twórczości tej pisarki odnalazła „to tajemnicze coś, które nosimy w sobie przez całe życie i czego nijak nie rozumiemy, czym jest i po co jest".

Myślę nawet, że gdyby nie „Boża podszewka", ta autobiografia by nie powstała. Serial dał pretekst do odbycia podróży po krainie pamięci. I powrotu do bolesnych wspomnień, jakie mają w sercach ci, którym wojna i nowy ustrój zabrały tożsamość, odcięły od wielowiekowych korzeni.

Jest w „Bożej podszewce" scena ewakuacji, kurz, wozy, bydło i ciągnący tabunami ludzie. W rowach porzucone dziecięce wózki, po drodze wałęsające się, nikomu niepotrzebne psy. To również wspomnienia z własnego dzieciństwa, kiedy czując zbliżających się do Kamienia Niemców, stryj autorki, który po śmierci jej ojca ożenił się z jej matką, podjął dramatyczną decyzję o ewakuacji. Potem były tułaczka wojenna, aresztowania, wolność na sowieckich warunkach, gdy tacy ludzie jak Cywińscy, tzw. bezeci, pozbawiani byli nie tylko majątku. Nadszedł czas desperackiej walki o prawo do istnienia w nowej rzeczywistości, ale i prawo do uczciwości, bezkompromisowości i życia pracowitego, ale w zgodzie z własnym sumieniem.

Jedną z prób oswajania PRL była ucieczka w krainę marzeń. Taką możliwość – bardziej niż dyplom z etnografii – dawał teatr. Stąd determinacja, z jaką Cywińska mimo kilku porażek zdecydowała się studiować reżyserię.

Dyrekcje teatrów w Kaliszu, Poznaniu, Warszawie to próby budowania wspólnoty, zespołowości. Świata wyimaginowanego, w którym wiele zależało od niej samej, w którym można się dzielić wątpliwościami, a nawet zadawać kłopotliwe pytania. W Kaliszu wystarczyły trzy sezony, by z prowincjonalnej sceny Cywińska uczyniła placówkę obecną na najważniejszych festiwalach. To tam jedną z pierwszych premier była inscenizacja „Nocy i dni".

A potem był tworzony od podstaw poznański Teatr Nowy, w którym spędziła lat kilkanaście i który stał się ważnym ośrodkiem reagującym na bieżące wydarzenia. Spektakle „Wierne blizny", „Herody polskie" czy „Oskarżony: Czerwiec 56" to tylko kilka z wielu przykładów przedstawień poznańskiego okresu. Oczywiście była i klasyka, i adaptacje prozy współczesnej, polskiej i światowej, Ale zawsze była też klasyka rosyjska i ukochany piewca świata, który odszedł – Czechow, do którego Cywińska powracała chętnie.

Pod jej skrzydłami wyrastały aktorskie osobowości: Danuta Stenka, Karolina Gruszka, Henryk Talar, Wiesław Komasa czy Janusz Michałowski. Cywińska wspomina o sukcesach, ale i o niespełnionych nadziejach i porażkach. A po 1989 roku budowanie nowej rzeczywistości w życiu okazało się trudniejsze niż w teatrze.

Przykładem tego są nie najlepsze oceny dotyczące jej kierowania resortem kultury w gabinecie Tadeusza Mazowieckiego. Zawiedzione nadzieje środowiska, które nie doczekało się tak potrzebnej reformy teatrów, choć od Cywińskiej mogło się w tej dziedzinie spodziewać szczególnie wiele. To także błędy w zarządzaniu Fundacją Kultury, która miała wspierać ważne inicjatywy. Te niepowodzenia znaczą znacznie więcej niż dyrekcyjna porażka w warszawskim Ateneum. Teatr dla reżysera bywa całym światem, ale to jednak tylko teatr.

Nikt, kto przeczyta pasjonującą wręcz autobiografię Izabelli Cywińskiej, nie powinien mieć wątpliwości, dlaczego ta książka powstała. Cywińska napisała ją z tęsknoty. Nie po to, by chwalić się sukcesami teatralnymi lub usprawiedliwiać, że kierując Ministerstwem Kultury w pierwszym niekomunistycznym rządzie Tadeusza Mazowieckiego, nie spełniła do końca oczekiwań środowiska.

Cywińska pisała, by się rozliczyć ze swoimi marzeniami, marzeniami dziewczyny z Kamienia Podlaskiego, panienki z dworu, przedstawicielki ziemiaństwa, z którym tak brutalnie rozprawiła się historia. Dziewczyny, która przez całe życie starała się być wierna moralnym wartościom i stylowi pracy wyniesionym z rodzinnego domu.

„Czasem samą mnie zdumiewa, jak blisko jestem nadal z bohaterami »Bożej podszewki«, zwłaszcza z Jurewiczami – zwierza się Cywińska. – Zżyłam się z nimi tak bardzo, że wydaje mi się, że to moja kolejna rodzina. Pierwszą tworzyli Łuszczewscy i Cywińscy, Mama, Renia i Stryjek, drugą Michałowscy i ich krewniacy z Augustowa. Do trzeciej należeliby wszyscy ludzie sceny, z którymi w Kaliszu i Poznaniu próbowałam tworzyć teatralne wspólnoty. Moją czwartą rodziną, tym razem »rodziną z wyboru«, są właśnie mieszkańcy filmowych Juryszek. Mają twarze moich aktorów i fikcyjne, ale reprezentatywne dla polskich losów i charakterów życiorysy. W mojej pamięci funkcjonują na takich samych prawach jak domownicy z Kamienia albo członkowie kaliskiego zespołu".

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Nie żyje Paul Auster
Literatura
Mróz, Bonda, Chmielarz, Puzyńska, Stachula, Masterton – autorzy kryminałów na Targach VIVELO
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO