Matecznik bądź prequel „Pamiętnika z powstania warszawskiego” – tak można powiedzieć o dziennikarskich publikacjach Mirona Białoszewskiego „Na każdym rogu ta sama truskawka. 1946–1950” wydanych właśnie przez Dowody Na Istnienie. Adam Poprawa odnalazł tysiąc niezarejestrowanych w bibliografiach reportaży, miejskich obrazków, rozmówek publikowanych przez pięć lat na łamach „Kuriera Codziennego”, „Wieczoru Warszawy”, dodatku „Życia Warszawy”, oraz „Świata Młodych”. Wybrał 150. Wszystkie łączy żywy styl, lekkość i wyjątkowe trzymanie ręki na pulsie powojennej Warszawy oraz polszczyzny.
Taniec muz
W przypisach do publikacji można przeczytać, że niektóre wątki zostały rozwinięte we wspomnianym już „Pamiętniku”. Rozpoczęty w 1967 r. został wydany trzy lata później. Zerwał z heroicznym stylem przedstawiania powstania, pokazując na pierwszym planie pomijane zazwyczaj życie cywilów, ich codzienność pokiereszowaną przez bombardowania i pożary. Zaintrygował nowatorskim podejściem do języka, co było specjalnością Białoszewskiego nie tylko w prozie. Nie bez znaczenia jest to, że powstanie opisał autor, który doświadczył go, mając 22 lata, i odróżniał się od pokolenia Kolumbów, mając m.in. doświadczenie prowadzenia konspiracyjnego Teatru Swena z przyjacielem Stanisławem Swenem Czachorowskim.
Czytaj więcej
Warszawa i inne miasta oddadzą hołd powstańcom, którzy ruszyli w bój 78 lat temu.
Czytaj więcej
Następca brytyjskiego tronu książę Karol miał w 2013 roku przyjąć darowiznę dla swojej organizacji charytatywnej od krewnych Osamy bin Ladena.
Po wybuchu powstania, uciekając przed rzeziami na Woli z Chłodnej na granicy dawnego getta – był świadkiem dramatycznych walk na Starym Mieście, a potem przedostał się najgłośniejszą trasą, czyli kanałami z placu Krasińskich na Warecką do Śródmieścia. Przeszedł przez obóz w Pruszkowie i Łambinowicach. Mamy więc w „Na każdym rogu…” do czynienia z dziennikarzem z wyraźnymi już zadatkami na wybitnego pisarza, który znał Warszawę od podszewki i opisał to, co przetrwało wyburzanie miasta przez Niemców po powstaniu, gdy pochłonęło ono 25 proc. zabudowy, gdy trwająca od października do stycznia akcja niszczenia stolicy – aż 30 proc. Dlatego książka jest przewodnikiem po mieście-widmie, którego też już nie ma.
O Kruczej Białoszewski pisze, że „ogłusza nas cmentarna martwota. A przecież przed wojną była to jedna z najgwarniejszych ulic Śródmieścia. Sklepy, tłumy przechodniów, czerwone autobusy torujące klaksonem drogę między korowodem taksówek i dorożek…Dziś Krucza to dwa długie szeregi gruzów, kilka pogiętych latarń (…). Po niezliczonych eleganckich sklepach, po wytwornych witrynach, za którymi mieniły się, otulone w woalki, całe w piórach i kwiatach, kapelusiki, pozostały sterczące, podobne w ciemności do masztów upiorów, szyny żelazne”.