Zwrot w twórczości Pierra Lemaitre nastąpił w 2013 roku, gdy ukazała się jego powieść „Do zobaczenia w zaświatach”. Lemaitre, uznany już wówczas autor kryminałów, utrzymujący, że „pisze tylko takie książki, które chciałby sfilmować Hitchcock” znacznie wykroczył poza format tego gatunku. Do intrygi, jak zwykle w tym pisarstwie wciągającej, dołożył całą galerię najróżniejszych postaci niekoniecznie pasujących do powieści kryminalnej. Całkiem udanie oddał też społeczną i materialną destrukcję Francji w końcówce i tuż po pierwszej wojnie światowej, gdyż to właśnie wtedy toczy się akcja powieści. Odniósł sukces: książka została wyróżniona nagrodą Goncourtów.
Czytaj więcej
Francuzi nie mają wątpliwości: Pierre Lemaitre to dziś autor najlepszych kryminałów na Starym Kontynencie. A Europa? Jest bliska, by w to uwierzyć.
„Do zobaczenia w zaświatach” stała się pierwszą częścią trylogii, w 2018 roku ukazała się jej druga część „Kolory ognia”, teraz mamy polski przekład tytułu zamykającego cykl, czyli „Lustro naszych smutków”. Wszystkie części są luźno ze sobą powiązane, bardziej od fabuły łączy je zbiorowy bohater. A jest nim Francja i jej społeczeństwo pokiereszowane po Wielkiej Wojnie, oraz co najmniej ułomnie funkcjonujące państwo, które w oczach Lemaitre’a było co najmniej współwinowajcą katastrofy 1940 roku. Tej katastrofie jest właśnie poświęcone „Lustro naszych smutków”. Lemaitre obraz upokorzenia i klęski ubrał tak jak w poprzednich częściach trylogii przede wszystkim w intrygę rodzinną, rozsupływanie kawałek po kawałku tajemnic z przeszłości – „Sekrety są jak sznur pereł, kiedy nić pęka, wszystko wychodzi na jaw”. Ta intryga działa, książka po prostu wciąga, ale równie ciekawe jest, to co dzieje równolegle do ujawniania rodzinnych „sekretów”, czyli obraz upadku – militarnego, instytucjonalnego i społecznego - potężnego kraju.
Chociaż z tym upadkiem, przynajmniej na początku kampanii 1940 roku i przynajmniej dla świadomości części Francuzów, sprawa była dyskusyjna. Przyczyny według Lemaitre’a były dwie: ślepa wiara w siłę armii oraz akcje propagandowe jako żywo przypominającą nam współczesną dezinformację i fake newsy. W ich wytwarzaniu wyspecjalizował się jeden z bohaterów powieści: „Trzy dni po rozpoczęciu niemieckiej ofensywy jakiś dziennikarz naiwnie zapytał: - Skoro nasza armia i alianci są tak skuteczni jak się mówi, to dlaczego Szwaby wciąż posuwają się naprzód? – Nie posuwają się – odparł Désiré. – Robią ruch naprzód, a to jest różnica”. A jak było naprawdę? Równoległy watek powieści dzieje się na froncie, choć trudno nazywać frontem tę mieszankę chaosu, niekompetencji, braku informacji, uzbrojenia i amunicji: „Polecenie ostrzału można było przekazać jedynie wystrzeleniem rakiety. I tu właśnie kapitan widział drobny problem. – Wyposażono nas w całkiem nowe automatyczne wyrzutnie rakiet, ale nikt w jednostce nie umie ich obsługiwać – powiedział. – A instrukcji obsługi nie ma”. Wszechobecny staje się brak aprowizacji dla wojska i służb: „Ciężarówka przywiozła półtorakilogramowy bochenek chleba i puszkę pasztetu na dwudziestu pięciu mężczyzn. I jeden krąg camemberta na pięćdziesięciu”.