Rok 1905 na terenie Polski został zapamiętany za sprawą tlącej się rewolucji. Nie tylko Nadwiślański Kraj, jak brzmiała oficjalna nazwa polskiej prowincji, ale całe Imperium Rosyjskie buzowało od zamachów i strajków.
– W Królestwie Polskim każdego dnia przeprowadzano kilka zamachów, a w ciągu roku było kilkaset ofiar – tłumaczy „Rzeczpospolitej" genezę powstania swej nowej powieści Wacław Holewiński. – Wynikało to z restrykcyjnej polityki Rosjan i przemocy, na którą Polacy odpowiedzieli również przemocą. Było to państwo ogarnięte terroryzmem w tak wielkim stopniu, że aż nieporównywalnym do współczesnego terroru arabskiego na Zachodzie – podkreśla pisarz.
Atak tłumu
W „Pogromie 1905" odwołał się do mało znanego epizodu, kiedy to pod koniec maja na warszawskie ulice – głównie w dzielnicy żydowskiej na styku Woli i Śródmieścia – wyszły tłumy i rozpoczęła się seria napadów na domy publiczne. Rozwścieczona tłuszcza, której z dziwnych powodów nie próbowała powstrzymywać policja ani Kozacy, dokonywała samosądów na sutenerach i właścicielach burdeli. Bito do nieprzytomności alfonsów i wyrzucano ich przez okna. Ucierpiało też wiele dziewczyn lekkich obyczajów.
Wiadomo, jak przebiegały wydarzenia, ale nie do końca jest jasne, co było przyczyną i kto podburzał tłum. Czy byli to żydowscy lewicowcy z Bundu, do których przyłączyła się biedota zbulwersowana skalą nierządu i przemocy seksualnej w dzielnicy żydowskiej, jak mówi się w niektórych wersjach? Czy może rosyjscy prowokatorzy, którzy mieli wzniecić rozruchy na mieście?
Holewiński zgadza się z drugą tezą: – Uważam, że to była prowokacja ochrany, w celu przekierowania nastrojów rewolucyjnych na inne tory, co się częściowo udało, bo przez długi czas w mieście nie mówiono o niczym innym – mówi.
Nieznane historie
Zanim jednak na kartach „Pogromu 1905" uzasadni swoje twierdzenie, wcześniej zdąży nakreślić panoramę Warszawy z przełomu wieków. W 52 niedługich rozdziałach nieustannie zmienia bohaterów. Z jednymi zostajemy na dłużej, innych poznajemy na krótko, w przelocie, choćby na moment przed śmiercią.
Wiele z nich to postaci autentyczne, a ich losy są oparte na źródłach historycznych: rosyjski generał-gubernator, żona rosyjskiego urzędnika nudząca się nad Wisłą, szef tajnej policji, podwójni agenci, działacze socjalistyczni i lekarz, specjalista od chorób wenerycznych. Jest także królowa warszawskich burdeli, madame Szlimakowska, oraz prostytutki usytuowane na różnych szczeblach drabiny nierządu. Poznajemy też nastoletnie niewolnice, trzymane przemocą w obskurnych budach na targowiskach.
„Pogrom 1905" konsekwentnie wpisuje się w dorobek pisarski Holewińskiego, który stara się odkrywać nieznane karty polskiej historii. Urodzony w 1956 r. pisarz, krytyk literacki, wydawca, a przed 1989 r. więzień polityczny, we wcześniejszych powieściach opowiadał m.in. o antykomunistycznym podziemiu po wojnie („Honor mi nie pozwala", 2015), o doświadczeniu Kresowiaków i łagrach („Choćbym mówił językami ludzi i aniołów", 2005) oraz demokratycznej opozycji z lat 80. („Szwy", 2013). Jego krytyczne diagnozy rzeczywistości pookrągłostołowej sprawiały, że pozostawał na literackim uboczu. Nawet pomimo nagród, jak choćby im. Józefa Mackiewicza za „Opowiem ci o wolności" w 2013 r.
„Pogromem 1905" udowadnia, że jest zręcznym powieściopisarzem historycznym, potrafiącym pasjonująco rekonstruować zapomniane światy. A Warszawa przełomu XIX i XX w. to temat rzadko eksplorowany w kulturze. Okres trudny do odtworzenia, zmieciony z powierzchni ziemi w czasie II wojny światowej. Bardzo dobry, choć praktycznie nieznany kryminał z akcją osadzoną w 1909 r. napisał Jacek Matecki („Prawda to marny interes", 2014).
Z przedwojennej literatury niewiele zaś książek przetrwało próbę czasu. Warto pamiętać o wznowionych niedawno „Tajemnicach Nalewek" Henryka Nagiela (rok premiery 1888), a także powieściach Andrzeja Struga, m.in. „Dziejach jednego pocisku" z 1910 r. Pamiętamy też „Ludzi bezdomnych" Stefana Żeromskiego z kanonu szkolnych lektur. Dobrze, że swoją cegiełkę postanowił dołożyć Holewiński. I to całkiem sporą, bo „Pogrom 1905" jest dopiero pierwszym tomem zapowiadanej trylogii.
Grzeszne miasto
Na pytanie, dlaczego opowieść koncentruje wokół domu publicznego, odpowiada: – Warszawa była wówczas miastem grzesznym. Zresztą nie tylko ona, to był w ogóle czas rozluźnienia obyczajowego – zaznacza i dodaje: – To jednak punkt wyjścia do pokazania ówczesnej społeczności.
To prawda, bo z równą uwagą narrator pokazuje obrzędy w cerkwiach, uliczną przestępczość oraz przemianę Warszawy: automobile na ulicach czy budowę mostu Kierbedzia. Przybytek pani Szlimakowskiej jest również elementem tego portretu: – Tam był taki przepych, że z całej Warszawy przychodzili ludzie obejrzeć zdobienia i architekturę. Załatwiano tam wszystkie sprawy, nie tylko cielesne. Niewiele można by wskazać odpowiedników w ówczesnej Europie – tłumaczy.
Nieustanna zmiana bohaterów popycha akcję i różnicuje punkty widzenia. A przede wszystkim przedstawia odmienne postawy w stosunku do takich kwestii jak wolność, niepodległość, socjalizm, terror, a także seksualność. W „Pogromie 1905" znajdziemy opisy zarówno miłości zmysłowej, jak i naznaczonej przemocą, nierównościami społecznymi i chorobami wenerycznymi. Chwilami opisanej bardzo dosadnie, jednak Wacław Holewiński ma na to argument. W końcu opisuje rewolucję, która zaczęła się w burdelu. ©?