Bo jak się okazuje, zachowała się listów cała paczka. Młody, ledwie raczkujący piórem i starszy doświadczony pisarz! Zwłaszcza że jego nowelistyką byłem głęboko zauroczony. Tę korespondencję, sądzę, ułatwiało to, że nasze rodziny w latach przedwojennych skrzyżowały się jakąś luźną znajomością. Więc o radę i ocenę swej pisaniny zwracałem się do niego pewnie nie tylko jako do starszego kolegi po piórze, ale i do człowieka, który znał mnie jako dziecko.
Musiałem posyłać mu swoje pierwsze książki, jak „Wyspę ocalenia“ czy „Zmierzch świata“, krótko po ich napisaniu (bo do wydania tych pozycji doszło dopiero „naście“ lat później); że maszynopisy miał i je czytał, być może nawet oceniał (czyżby także do Nagrody im. Borowskiego, którą otrzymałem w 1951 r.?), wskazują na to właśnie jego listy; w każdym razie pewnie posyłałem mu swoje pierwsze, te na serio pisane utwory, może nie tylko z prośbą o ocenę, ale marząc, że może jakimś swoim drobiazgiem znajdę się na łamach „Twórczości“. Jego oceny były ostre jak nóż, nie będę ich przytaczał, bo po co dawać argumenty pod pióro dzisiejszych polonistycznych dłubaczy. Najczęściej się z nimi zgadzałem, nabrały jeszcze szczególnej ostrości, kiedy w połowie lat 50. i parę lat później, żeby ujść ciosom cenzury, zacząłem zmieniać konwencję na taką „wszędzie i nigdzie“, z zatartym obszarem geograficznym, z ponadczasową akcją czy w ogóle bez akcji. Niektóre z tych opowiadań ukazały się potem nakładem Czytelnika w tomie „Kwarantanna“. Wielkim głosem nawoływał do zawrócenia z tej drogi.
Stawisko 10 I 1958
Drogi, Kochany!
Strasznie mi przykro, że wziąłeś tak do serca moją głupią pisaninę. Z idiotycznymi domniemaniami wpywologicznymi: nie, nie miałem racji. Jak się przecież zastanowić, to wszystko już było. Wszystko jest powtórzeniem książek, które się czytało albo i nie czytało, sytuacji w książkach, postaw wymyślanych bohaterów, zmieniają się tylko ich stroje, jakieś drobiazgi ich obyczaju. Znając Twoją marną francuszczyznę – wiem, że wymienionych przeze mnie książek nie czytałeś, a może o nich nawet nie słyszałeś. Poza tym wstrząsnął mną Twój smutek, czarny pesymizm, rozdzierająca rozpacz. Bo jednak tak nie jest, jak poprzednio pisałem. Przemyślałem to, że to Ty masz rację – ja zresztą tak samo widziałem świat i myślałem o tym, czy można znaleźć ocalenie w sztuce. Od kiedy straciłem jednak tę myśl, wszystko mnie przeraża – jedynie miłość wyzwala trochę od tych koszmarów, które szczególnie w rozmyślaniach przed zaśnięciem napadają, a czasem i w ogóle nie pozwalają zasnąć. Tak, miłość, choć czasem sama też jest koszmarem. Nie gniewaj się na mnie. Obserwuję was, młodych, i wydaje mi się, że wasza droga jest lepsza od naszej. Jesteście silną generacją. Nie tak skłonną do ukłonów na boki.