Pięknie rysowany tomik. Czarno-białe ilustracje stylistycznie nawiązują do drzeworytów ukiyo-e, który to termin oznacza „obrazy przepływającego świata”. Również tematyka ośmiu nowelek składających się na „Dwie poduszki” obraca się wokół motywów tradycyjnie poruszanych przez twórców dawnych grafik. Otóż ukiyo-e przedstawiały sceny z dzielnicy rozkoszy w Edo – jak kiedyś nazywano Tokio.
W oryginalnej wersji „Dwie poduszki” ukazały się dekadę temu. Jednak przez ten czas komiks nic nie stracił. Polskiemu (koniecznie dorosłemu!) odbiorcy opowieści wydadzą się zapewne egzotyczne. Nawet nie ze względu na formę, nawiązującą do starych drzeworytów, lecz poprzez sposób narracji.
Okres Edo, to dwa i pół stulecia (1600 – 1868) japońskiej potęgi. Rozkwitła wówczas wysoka, wyrafinowana kultura – a obok kultura popularna: teatr kabuki, literatura kibiyoshi i właśnie „obrazy przepływającego świata”.
W „Dwóch poduszkach” na próżno szukać realizmu. Treści pełne są aluzji, metafor, odniesień do legend. Europejczykowi te fabuły wydadzą się dziwnie niedokończone, bez puenty. Ale Japończyk uważa, że właśnie nie stawianie kropki nad „i” stanowi o urodzie tych i podobnych utworów.
Znam te klimaty z filmów Kurosawy. Jak chyba dla większości, obyczaje w dawnej Japonii (poniekąd aktualne do dziś) wydawały się tyleż barbarzyńskie, co egzotyczne; makabryczne, zarazem intrygujące. Pomimo boomu techniczno-cywilizacyjnego, mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni wciąż respektują stary kodeks honorowy; otaczają szacunkiem starszych i przełożonych; są wobec siebie uprzedzająco grzeczni. I nadal ich natura pozostaje nieokiełznana. A kiedy budzą się japońskie demony, lepiej uciekać jak najdalej…