W dodatku przełożył kartezjańskie „Myślę, więc jestem” na polskie realia. Ale zobrazowanie filozoficznych wywodów, choćby najprzystępniej podanych, pod postacią komiksu także było przedsięwzięciem karkołomnym. I tu trzeba pogratulować duetowi Mateusz Skutnik (rysownik z Gdańska, rocznik 1976) i Karol Konwerski (scenarzysta z Krakowa, rocznik podobny), którzy tego dokonali. Trzy lata temu stworzyli postać pana Blakiego – figurkę z wyglądu przypominającą ufoludka, lecz bytującą we współczesnej polskiej rzeczywistości. Wiecznie zafrasowany, pogrążony w rozmyślaniach osobnik zrobił furorę wśród wymagających wielbicieli komiksów. Teraz pojawiły się kolejne jego przygody. Jak poprzednio bohater tkwi po odstające uszy w banale codzienności. Normalka dostarcza mu pretekstu do epistemologicznych rozważań (chodzi o dział filozofii inaczej zwany nauką o poznaniu). Leszek Kołakowski bez mrugnięcia okiem wyraził zgodę, kiedy wydawnictwo Znak zwróciło się do niego o pozwolenie na wykorzystanie w komiksie tekstów z tomu „Mini wykłady o maxi sprawach”. Bo jak Sokrates nie uznaje głupich pytań, tylko durne odpowiedzi. Słowo o graficznej stronie tomiku. Trafiona! Minimum formy, maksimum (jak na komiks) umowności. Podoba mi się szlachetna czerń, szarość i biel. Zachwyciło mnie też wplecenie w akcję ciszy. A i dialogi toczą się niespiesznie, w antykomiksowym tempie. Blaki Skutnika – czarny stworek podobny do E.T. (można się w nim dopatrzeć pewnego podobieństwa do Stanisława Lema) – jest prawdziwie ludzki w geście, wyrazie oczu (bo mimiki nie posiada) i emocjach. A choć wizualnie jest mało podobny do Ziemianina, nietrudno identyfikować się z jego przeżyciami i sytuacją. Blaki bytuje w spartańskich warunkach, ale niespecjalnie się przejmuje egzystencjalnymi niedogodnościami. Wystarcza mu najbliższa rodzina: żona i dwa koty. Pochłaniają go problemy filozoficzne, które nasuwają mu się w najbłahszych okolicznościach. Zwłaszcza znakomite są rysowane wykłady „O kłamstwie” i „O nudzie”. Pozostałe wywody, choć nie tak finezyjne, też mają smakowite momenty. Najbardziej lubię historyjkę o Blakim gotującym obiad. Sam Kołakowski – jak wyznał – jeść nie lubi. Blaki przeciwnie, natomiast nie znosi rutyny posiłków. Przeciwstawia się temu przyrządzaniem łatwych, acz oryginalnych dań wedle nowych receptur. Żeby uniknąć nudy. Szkopuł w tym, że bardziej niż pichcenie wciąga go główkowanie. I oto kiedy już jest bliski zgłębienia tajemnicy nudy, rozmyślania przerywa mu swąd spalenizny dobywający się z kuchni. Wstawił zapiekankę i… zamyślił się. A miał być kwadrans, panie filozofie!