Trudno ocenić, do jakiego stopnia Mari Okazaki, autorka cyklu, utożsamia się z bohaterką, ale z pewnością analogii jest wiele. Dzieląc się z czytelnikiem problemami i rozterkami głównej postaci, Okazaki mówi o sobie. O własnych wątpliwościach, zagubieniu, przerażeniu.
Fuji, zatrudniona w tokijskiej agencji reklamowej, ma urok, z którego nie zdaje sobie sprawy. Wygląda jak dziewczynka z mangi, disnejowska Królewna Śnieżka, lolitka, laleczka. Ale nikt się nie wzrusza jej kruchością. Żadnej taryfy ulgowej – każdy chce ją wykorzystać, bynajmniej nie seksualnie, lecz jako woła roboczego.
W firmie mało kto zna Fuji z imienia: Minami. Tu większość zwraca się do siebie per pan, pani. I po nazwisku. To jedna z niewielu różnic pomiędzy japońskimi a zachodnimi stosunkami w pracy. Poza tym wszystko jest podobne.
Minami ma trudności z rozpoznaniem własnych pragnień i emocji. Dotychczas robiła to, co inni uważali za właściwe. Aż partner, z którym była siedem lat, przestał znosić jej całodobową dyspozycyjność wobec agencji.I tu zaczyna się jej stres. Dziewczyna bliska 28. urodzin przestaje być uważana za młódkę. A jeśli, jak Fuji, pozostaje aktualnie bez męskiego przydziału, musi liczyć się z mniej lub bardziej subtelnymi aluzjami do staropanieństwa. Jednocześnie jest pod presją odnoszenia zawodowego sukcesu. Bo jak teraz nie, to adieu, Fuji! Kariera przejdzie koło nosa; kandydaci na męża zwiną żagle. Trzydziestokilkuletniej „staruszce” nikt już nie da szansy.
„Suppli 2”, podobnie jak pierwsza część historii Minami, oczarowała mnie i zarazem zasmuciła. To nadzwyczaj szczera opowieść; świetne zobrazowanie stanu ducha dziewczyny zagubionej pomiędzy tradycją, marzeniem o karierze a współczesną, luzacką formą bycia. Feminizm feminizmem, a rzeczywistość wcale nie stała się dla płci pięknej łaskawsza. Czy w Japonii, czy w krajach zachodnich. To, że kobiety zostały dopuszczone do „męskich” profesji, nie znaczy, że stały się równe mężczyznom.