Zły Bóg, którego nie ma

Nowe średniowiecze – chciałoby się rzec. Dla niedoinformowanych: średniowiecze to okres najżywszej debaty intelektualnej w dziejach Europy, nieskażonej jeszcze zabobonem (ten przyniesie dopiero tzw. odrodzenie) ani dandyzmem (dzieckiem tzw. oświecenia).

Publikacja: 01.02.2008 17:44

Red

Średniowiecze – czas tworzenia uniwersytetów – przekształciło Europę z głupiutkiej królewny ujeżdżającej byka w stateczną matronę rozprawiającą o imponderabiliach.

Mogłoby się wydawać, iż ten długi i trudny wyraz raz na zawsze zniknął ze słownika współczesnych Europejczyków, tymczasem wcale nie! O imponderabiliach – i to przez wielkie „I“ – przypomniał sobie niedawno oksfordzki profesor Richard Dawkins.

Zdolny popularyzator nauk przyrodniczych, do tego obdarzony sporym talentem literackim, spłodził sążnisty manifest, w którym głosi urbi et orbi, iż nie ma Boga. No cóż, czas płynie, sława nie nadchodzi (przynajmniej nie taka, jakiej by się pożądało), trzeba wytaczać coraz cięższe armaty. Tylko że z najgrubszej nawet rury często daje się ustrzelić zaledwie wróbelka. Jak to się jednak przydaje odrobina wiary w życie pozagrobowe…

Ale gdzie tu średniowiecze? Właśnie doń zmierzamy, albowiem Dawkins, choć sam jak najdalszy od wszelkiej wymiany myśli – zwłaszcza nie po jego myśli – wywołał intelektualną debatę, która notabene najbardziej klasyczny kształt mogła przybrać w Polsce.

Natychmiast po opublikowaniu książki przez Bantam Press prawa do jej polskiego wydania nabyło warszawskie Wydawnictwo CiS, a jezuici z Krakowa z miejsca wyszperali pracę polemiczną autorstwa innego profesora Oksfordu, Alistera McGratha (wspartego opiekuńczym ramieniem małżonki Joanny Collicutt McGrath). Oba wydawnictwa z miejsca porozumiały się ze sobą w celu jednoczesnego opublikowania obu tytułów, licząc na szeroką wymianę myśli zainspirowaną ich ukazaniem się na księgarskich półkach.

I tak począł się wyłaniać średniowieczny duch. Chrześcijanie i ateiści połączyli siły, by jak najpełniej zaprezentować opinii publicznej szlachetne starcie przeciwstawnych światopoglądów. Rzadki to przykład fraternizacji na froncie ideologiczno-światopoglądowym, dlatego tym bardziej godzien nagłośnienia. Okazuje się, iż możliwe jest, by istotą sporu był sam spór, nie zaś stopień zaczerwienienia uszu i wysokość falsetu.

Nowe średniowiecze – chciałoby się rzec. Ale się tak nie rzeknie. Duch średniowieczny rozwiał się, zanim na dobre zdążył się ukazać. Wydawcy uczynili wszystko, co było w ich mocy: książki na rynek wypuścili, urządzili promocję. Zawiodła siła zdolna wszcząć debatę i zręcznie nią pokierować – czyli media.

Przeglądając odnośne publikacje, trudno oprzeć się wrażeniu, iż podejmujący temat publicyści wcale książki Dawkinsa nie przeczytali. W zasadzie trudno się dziwić: komu by się chciało brnąć przez sześćsetstronicową kobyłę…

Tymczasem lektura „Boga urojonego“ skłania do refleksji, choć bynajmniej nie takiej, o jaką autorowi chodziło. Zacznijmy od tego, że choć książka wywołała spory aplauz w szeregach równie zateizowanego co niedouczonego demosu zachodniego, to jednak ateistyczne autorytety przyjęły ją ze sporym zażenowaniem i niesmakiem. Dawkins bowiem ośmiesza sprawę ateizmu i rozdziału nauki od wiary.

W zacietrzewieniu nie zauważa, iż od dawna już prezentuje postawę bardziej fundamentalną niż wszyscy krytykowani przezeń faudamentaliści – nic dziwnego zatem, iż pierwsze po ukazaniu się „Boga urojonego“ gratulacje otrzymał od amerykańskich kreacjonistów za niezamierzoną przysługę, jaką im wyświadczył publikacją pracy, która każdemu inteligentnemu czytelnikowi każe zwątpić w racjonalizm koryfeuszy racjonalizmu.

Nasz racjonalista zgubił szkiełko, a oko zaszło mu bielmem. Oto połowę objętości książki poświęca on na usilne dowodzenie, „dlaczego niemal na pewno nie ma Boga“ („niemal na pewno“ – pogratulować naukowej precyzji!), by na pozostałych jej kartach obarczać Go winą za całe zło świata. I nie widzi w tym najmniejszej sprzeczności. Jak każdy fundamentalista najgoręcej pragnie przekonywać już przekonanych, nie spodziewa się zatem usłyszeć pytania: to jak z tym Bogiem – nie ma Go czy jest kosmicznym złem? Gdyby Richard Dawkins urodził się w innym miejscu i w innym czasie, mógłby pisać wspaniałe broszury szkoleniowe dla komsomolców…

Na szczęście honoru Oksfordu broni Alister McGrath, obalając wszystkie Dawkinsowe tezy, a czyni to ze swadą godną prawdziwego oksfordczyka, z iście angielskim sarkazmem i poczuciem humoru, a zarazem z wielkim miłosierdziem. Może to wpływ żony – wyobrażam sobie, jak podczas współautorskich dyskusji ciepłym uśmiechem powściąga polemiczny furor męża: „Alek, daj spokój. Miej litość nad kolegą“.

Szkoda, że recenzenci niemal w ogóle nie zauważyli książki McGrathów – czterokrotnie chudszej, a przy tym świetnie napisanej – do bezbolesnego przeczytania w jeden wieczór. Szkoda, że chyba nikt nie zorientował się, iż celem jej nie było bynajmniej przedstawienie niezbitego, naukowego – cokolwiek miałoby to znaczyć – dowodu na istnienie Boga (do czego służyłaby wówczas wiara?), tylko sfalsyfikowanie pokrętnej, rozemocjonowanej i agresywnej retoryki Dawkinsa. Nie dane im było dostrzec, iż w starciu religii z tak pojmowaną nauką bezapelacyjnie zwyciężyła religia jako ostoja zdrowego rozsądku.

Wielka szkoda, że katoliccy publicyści przeoczyli niezwykle istotny szczegół: cała ta polemika to przecież kłótnia w rodzinie. Tylko protestantom sen z oczu spędza niepokrywanie się opisów biblijnych z naukowymi odkryciami. To nie nasza broszka. Kościół katolicki nigdy nie miał z tym problemu, wręcz zakazywał uczonym podpierać swe przyrodnicze dociekania Pismem Świętym (tu znowu kłania się średniowiecze).

Najbardziej zaś szkoda, że ludzie pióra stronią od podejmowania ważnych tematów – dlatego nieustannie dominuje obskurantyzm (często dla niepoznaki przykryty profesorskim biretem), a prawdziwa mądrość wstydzi się wystawić głowę spod sutanny.

Co się z tobą stało, Europo? Czyżbyś ze statecznej matrony przeistoczyła się w zdziecinniałą starowinę, która już tylko marzy, by ją jeszcze kiedyś, choć raz, jakiś byk…

Richard Dawkins, „Bóg urojony“. Przeł. Piotr J. Szwajcer, CiS, Warszawa 2007

Alister McGrath, Joanna Collicutt McGrath, „Bóg nie jest urojeniem“. Przeł. Jerzy Wolak, WAM, Kraków 2007

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski