To na ogół samotny mężczyzna po przejściach: zbyt oddany pracy, by mogła to dłużej znieść jakakolwiek kobieta, często rozwodnik z kompleksami. Bezdzietny, na szczęście. Żale topi w alkoholu. Kopci jak komin. Zna się na broni i komputerach, olewa przepisy ruchu drogowego, klnie bez umiaru. Jednym słowem – sztampa. Nudny jest jak szlag, w co drugiej książce takiego można spotkać.
Bywają jednak wyjątki od reguły. Akcja debiutanckiej powieści niemieckiego autora Clausa Corneliusa Fischera o biblijnym tytule „I odpuść nam nasze winy”, przebiega w Amsterdamie. Zabójstwa, z którymi ma do czynienia komisarz Bruno van Leeuven, przypominają okrutne rytualne mordy. Jednak nie zagadka skupiła moją uwagę, ale postać policjanta. Na wszystkich etapach kariery najważniejszym podręcznikiem był dla niego album z rysunkami Goi, pokazującymi prawdziwe oblicze człowieka. „Gdy rozum śpi, budzą się demony”, powtarza sobie często z goryczą. Bliski emerytury van Leeuven nietypowo dla bohatera kryminalnych powieści cieszył się udanym życiem rodzinnym: żona Simone, pierwsza i jedyna miłość, jeszcze ze szczenięcych czasów. Nagle szczęście pryska: coraz częstsze lapsusy pamięci ukochanej kobiety okazały się etapami choroby Alzheimera, a paczka odnalezionych listów ujawnia jej zmysłowy romans z nieznanym Włochem.
Tu – dla mnie – zaczyna się prawdziwy dramat. Jak wypytać o przeszłość osobę, która pozbawiona jest jakiejkolwiek pamięci? Jak powiedzieć o uczynionej przez nią ranie, skoro nie rozumie tego słowa? Co z balastem wspólnych doświadczeń, gdy trzeba nieść go samemu? Van Leeuven stara się ocalić dla siebie pamięć 40 spędzonych razem lat i nie pozwolić, by flirt Simone miał zmienić jej obraz.
Fischer prowadzi czytelnika za rękę niczym osobę nieznającą problemu, z jakim musi się uporać van Leeuven. Słusznie, bo jest nim choroba, wydarzenie odbiegające od reguły, nie zaś prowadzone śledztwo. Niezwykłe, bulwersujące, odrażające – ale tylko śledztwo, co komisarz cały czas podkreśla.
Dla van Leeuvena praca była ważna, nigdy jednak nie stawiał jej przed życiem prywatnym. Teraz, gdy żona stała się osobą, której nie można zostawić bez opieki, zajmuje się nią, ryzykując nawet utratę posady. To on kiedyś przekonał Simone, że nie powinni mieć dzieci.