„Przewóz” Stasiuka. Dzierżyński i Duda nad Bugiem

Pierwsza od 12 lat, świetna powieść Andrzeja Stasiuka „Przewóz” rozbija wiejskim naturalizmem polską skłonność do mitologizowania.

Publikacja: 25.04.2021 21:00

„Przewóz” Stasiuka. Dzierżyński i Duda nad Bugiem

Foto: fot. Cai Caslavinieri

Andrzej Stasiuk wracał do pisania powieści długo, od 2009 r., gdy wydał „Taksim". Wrócił z dalekich samochodowych podróży na Wschód i Południe, gdzie szukał nowego wyrazu w pisaniu bardziej pojemnym, łączącym prozę, dziennik, esej.

– Chcę napisać powieść historyczną – mówił mi trzy lata temu. – Rzecz się dzieje nad Bugiem w 1941 r. Z jednej strony są ruscy, z drugiej hitlerowcy. Tam Treblinka, a tu za rzekę uciekają Żydzi. Główny bohater jest przewoźnikiem. Są też partyzanci, o których do dziś wybuchają kłótnie, jak się ludzie napiją – o to, gdzie kto służył, czy był bandytą, czy nie. I nie przeczę, że historia żołnierzy wyklętych, tak bardzo dęta ostatnio, miała na mnie wpływ. (...) To jest również powieść o moim ojcu, o rodzinnej wsi mojego ojca. O niejednoznaczności pamięci i historii.

Feralny rozdział

Stasiuk wrócił do krainy dzieciństwa, poprzyglądać się Bugowi, zapisać płynący czas i zapytać: „O co w tym wszystkim chodzi?". Przypatruje się rzece, a równocześnie granicy Wschodu i Zachodu, wsiom i miasteczkom, które przeorali „franciszkanie, jezuici (...) Szwedzi, Tatarzy, Ruscy, Niemcy, »innowiercy« i komuniści. Gdziekolwiek zaszedłeś, tylko pamięć o zgliszczach".

Wyznaje: „Im jestem starszy, tym większa ogarnia mnie niepewność, więc szukam znaków ocalenia gdzieś na początku. W zdarzeniach, które trwały jedną chwilę i zgasły jak ogień na wietrze. Nawet ich nie pamiętam i muszę je sobie wyobrazić. Lepić z kleistego mułu słów. Sztukować prawdę i pamięć biegłością w gadaninie. Sprytem serca, które zrobi wszystko, żeby się wzruszyć. Jestem jak ten kraj, który odwraca wielki smutny łeb, żeby gapić się za siebie. Bo tylko tam może zaznać pocieszenia".

To proza organiczna. O tak zwanych prostych ludziach, często o chłopskich korzeniach. Wyrasta z obserwacji szczegółu, życia, przyrody, świata. Wsi, rzeki, lasu, promieni słońca i blasku księżyca. Samotności człowieka. Trzyma się ziemi, po której pisarz twardo stąpa, pokazując, jak niektórzy mają głowy w chmurach, zaś inni dali się im uwieść. W przewrotny sposób odpowiedział na „politykę historyczną" PiS. Dmiecie w surmy bojowe? Czynicie z Polski mocarstwowego pajaca? Robicie bohaterów z tych, którzy dla części Polaków lub mieszkańców Polski byli co najmniej kontrowersyjni? To zrekonstruuję polską historię, ale po swojemu.

Rozdział 13. jest feralny dla „polityki historycznej". Plutonowy Siwy dowodzi kilkoma partyzantami. Nazywają się oddziałem, bo w naszej historii więcej jest przesady niż zdrowego rozsądku. Siwy opisuje dawne przewagi: jak na wojnie z bolszewikami kosił Kozaków Budionnego. Stasiuk nie pozwala jednak heroizować historii w duchu szlacheckich eposów. Wprowadza nas w kulisy: Siwy, choć z nazwiskiem na -ski, z rodowymi papierami za obrazem Matki Boskiej, mieszkał w krzywej chałupie z widokiem na trzy obsrane krowy. Stasiuk polski mit podboju Wschodu pointuje: „koniec końców gówno z tego wyszło, bo byli za słabi, za mali na tę przestrzeń".

Siwy skrywa też w pamięci wrześniową klęskę z 1939 r. Uciekali z Zachodu przed Niemcami, chroniąc się na Wschód, tu jednak wpadli w ręce chłopów, którzy nie czuli się pełnoprawnymi obywatelami Rzeczypospolitej. Otrzymujemy przedsmak rzezi wołyńskiej. Żołnierza, który nie chciał oddać broni, powieszono na płocie, wypruto mu flaki. Innych pognano kopniakami.

Dwie plebanie

Reszta rozgrywa się na naszych oczach. Siwy patrzy, a my jego oczami, jak Polska znowu jest wojennym korytarzem potęg. Niemcy koncentrują nad Bugiem olbrzymie siły pancerne i piechoty. Propagandową licytację podbija wtedy kapitan mający zadanie po drugiej stronie Bugu. Choć partyzantom brakuje broni, kapitan grzmi, że naród, który nie staje do walki, nie jest godzien nazwy narodu. Mówi o obronie naszego dziedzictwa „przed czambułami ze Wschodu i hufcami z Zachodu".

Nie tylko jego kontakt z rzeczywistością jest zakłócony, zideologizowany. W chaszczach czai się żydowskie rodzeństwo, by iść daleko na Wschód do „ojczyzny proletariatu". Wspomnienia z ekskluzywnych eskapad do Włoch nie pomagają przetrwać kilku nocy w nadburzańskim piachu i błocie. Nie pozostawia złudzeń wyprawa kapitana i Siwego na radziecką stronę. Działają tam jeszcze zaprzyjaźnione żydowskie karczmy, ale wszędzie węszy NKWD.

Stefan Żeromski w słynnym „Na probostwie w Wyszkowie" opisał klęskę bolszewików i polskich komunistów Marchlewskiego, Dzierżyńskiego, Kona w 1920 r. Stasiuk opisuje inną katastrofę, inną plebanię, choć też nad Bugiem. To prequel „Kleru". Żyjący z gospodynią ksiądz topi rozpacz w alkoholu i próbuje wygnać z siebie Belzebuba.

W takim pejzażu jest łączący wszystkich Przewoźnik. Kiedyś przewoził ludzi do kościoła, teraz zarabia na szmuglowaniu Żydów, co nie podoba się tym, którzy kiedyś staną się żołnierzami wyklętymi. Patriotyczny partyzant może strzelić do Polaka, jeśli uzna, że nie jest Polakiem „prawdziwym". Jednak i tym razem Stasiuk nie idzie w patos uogólnień. Trzeźwo myślący partyzant może dogadać się z człowiekiem pogranicza. Granice okazują się płynne, zwłaszcza na Bugu.

Pisanie, że tajemniczy, milkliwy Przewoźnik jest Charonem polskich Kresów, byłoby pretensjonalne, ale coś w tym jest, a książkę zaludniają duchy. Stasiuk wskrzesza ludzi i historię, wyobrażając sobie, co mógł widzieć w gorący lipiec 1941 r. jego ojciec. Jego też wskrzesza, wspominając swoje dziecięce wakacje nad Bugiem, późniejsze wyprawy w okolice Treblinki, do „kraju płonącego mięsa". Również te ostatnie, gdy walczył o reelekcję Andrzej Duda („Zawinął rękawy białej koszuli i strasznie się darł").

Mężczyźni niepotrzebnie się biją, walczą, bo potem muszą szukać zapomnienia w alkoholu, seksie, u kobiet. One lepiej czują rytm świata. Ten świat jest namacalny, prawdziwy, bo natury nie da się oszukać pozami, minami, konwenansami, ideologiami. Nie da się też oszukać czasu. „Czas spokojnie wchodził w materię i bezszelestnie ją rozsadzał. Zamiast Tatarów".

Andrzej Stasiuk wracał do pisania powieści długo, od 2009 r., gdy wydał „Taksim". Wrócił z dalekich samochodowych podróży na Wschód i Południe, gdzie szukał nowego wyrazu w pisaniu bardziej pojemnym, łączącym prozę, dziennik, esej.

– Chcę napisać powieść historyczną – mówił mi trzy lata temu. – Rzecz się dzieje nad Bugiem w 1941 r. Z jednej strony są ruscy, z drugiej hitlerowcy. Tam Treblinka, a tu za rzekę uciekają Żydzi. Główny bohater jest przewoźnikiem. Są też partyzanci, o których do dziś wybuchają kłótnie, jak się ludzie napiją – o to, gdzie kto służył, czy był bandytą, czy nie. I nie przeczę, że historia żołnierzy wyklętych, tak bardzo dęta ostatnio, miała na mnie wpływ. (...) To jest również powieść o moim ojcu, o rodzinnej wsi mojego ojca. O niejednoznaczności pamięci i historii.

Pozostało 86% artykułu
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski
Literatura
"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Literatura
Zbigniew Herbert - poeta-podróżnik na immersyjnej urodzinowej wystawie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska