Zmartwiły mnie ostatnie artykuły Andrzeja Horubały drukowane na łamach „Rzeczpospolitej”. Cenię jego zbiór szkiców „Marzenie o chuliganie” i żałowałem, gdy zamilkł na wiele lat jako krytyk literacki. Tym większym rozczarowaniem był dla mnie tekst Horubały o Herbercie czytanym „nieodświętnie”. Ja bym powiedział raczej – czytanym nonszalancko, albo – jakby to powiedział Witkacy – spłyciarsko.
Nie bardzo wiadomo, czego tu więcej: tupetu, ignorancji czy trywializowania spraw potencjalnie i faktycznie ważnych. Czytając spostrzeżenia Horubały na temat sporu Herberta z Miłoszem, redukujące ów spór do nieledwie pijackich majaków autora „Pana Cogito”, przypomniałem sobie rozmowę, jaką niegdyś odbyłem z kierowcą tira wiozącym mnie autostopem przez Niemcy. Gdy się dowiedział, że studiuję polonistykę z zadowoloną miną dał mi błyskawiczny przegląd dziejów naszej literatury: Wyspiański miał syfa, Gałczyński i Broniewski byli alkoholikami, Witkacy ćpał, a Słowacki to onanista… Cóż, można i tak. Król jest rzeczywiście nagi, tylko cóż z tej nagości wynika? Łatwy skandalik. Czy tak zrozumiemy pisarzy i samych siebie, pisarzy tych czytających, kochających ich, a czasem nienawidzących?
Można też w takim duchu opisywać potyczki Herberta z Miłoszem, choć nie bardzo to pozwoli nam pojąć temperaturę tego sporu i oddźwięk, jaki wywołał on wśród Polaków. No i będzie to wyjaśnienie jednak nieprawdziwe, na co zwracał już uwagę Zdzisław Najder w wywiadzie udzielonym „Dziennikowi”. Wystarczy zresztą przeczytać korespondencję Herberta z Miłoszem, aby zrozumieć, że spór, choć utajony, toczył się od dawna i że chodziło w nim o sprawy naprawdę istotne, że był on częścią sporu autora „Traktatu poetyckiego” z pokoleniem wojennym.
W takim kontekście jednak bardzo sensowna jest konstatacja Masłonia, że Miłosz nie napisał utworu o Katyniu. Masłoń nie pisze, że Miłosz milczał na ten temat! Oczywiście, wspominał i to wielokrotnie o Katyniu, ale nigdy nie napisał na ten temat wiersza. Takiego choćby jak „Guziki”. Dostrzeżenie tej różnicy zdaje się ważne, co oczywiście nie znaczy od razu, że Miłosz był „be”, a Herbert „cacy”. Ale różnica jest. Myślę, że charakterystyczna. Znacząca w kontekście wspomnianego, „pijackiego” jakoby, sporu.
„Guziki” to zresztą wiersz znakomity, podobnie jak „Potęga smaku”, choć nie wiem, czy mógłbym do takiej opinii przekonać kogoś, kto czyta poezję, nakładając mędrca szkiełko, i kto „załatwia” Szymborską epitetem „poetki drugorzędnej”…