„Mróz gorejący, ogień lodowy” – dodaje Andrzej Morsztyn, drugi w naszym języku specjalista od wewnętrznie sprzecznych epitetów. Ciekawe, jak ci mistrzowie polszczyzny określiliby książkę „Żuławski. Przewodnik Krytyki Politycznej” – pięciusetstronicowy wywiad przeprowadzony z reżyserem przez Piotra Kletowskiego i Piotra Mareckiego? Głupio mądra? Odpychająco fascynująca? Inteligentna brednia? Jedno jest pewne, jak już się człowiek wkręci, to choćby uważał jak ja, że ma do czynienia ze skończonym kabotynem, któremu pytania zadają dwaj goście w stanie umysłowego zaćmienia, nie będzie mógł się oderwać od lektury. Mimo że, jeśli nie jest wielbicielem Żuławskiego, to połowy nie zrozumie, bo zabrakło w tym tekście chronologii, redakcji, kulturowego i historycznego kontekstu oraz, bardzo bardzo często, sensu. Człowiek złośliwy może się czasem nawet zastanawiać, czym bohater i przesłuchujący popijali obiady, o których się w rozmowie wspomina. Pewnie to była woda gazowana, bo ona ma bąbelki, a te, jak wiadomo, uderzają do głowy. A niektórych nawet zwalają na kolana. Bo w tej pozycji przeprowadzono wywiad z Andrzejem Żuławskim, który jest tu tytułowany „mędrcem” i „geniuszem”. I przez skromność nie zaprzecza. W przeciwieństwie do swoich interlokutorów ma jednak świadomość, w co gra. „Wszystko, co robię, jest cyrkiem, ale cyrkiem przez duże C, albo wodewilem przez jeszcze większe W” – mówi w pewnym momencie. Marecki z Kletowskim słuchają go z namaszczeniem, jakby głosił papieskie błogosławieństwo urbi et orbi. Tymczasem, mówiąc bez krztyny ironii, Andrzej Żuławski to nie tylko utalentowany (choć bardzo manieryczny) reżyser i nieudany pisarz, ale także ciekawy i kontrowersyjny człowiek. I aż prosi się, żeby się z nim nie zgadzać. Autorzy książki najwyraźniej czytają jednak uważnie publicystykę Adama Michnika, który raz na zawsze wyjaśnił, że autorytetom nie zadaje się pytań, tylko słucha ich nauk. Najciekawsze jest, jak zwykle, to co mówi o innych twórcach, szczególnie tych, których zna. A oto kilka przykładów. „Ja nie lubię ludzi, którzy mają taką cipę zamiast ust i twarzy. Nie znoszę filmów Kieślowskiego, nie znoszę organicznie”. „Przyjaźniłem się bardzo z Tadziem Konwickim, póki zupełnie nie zwariował”. „Miłosz powiedział, że wszystkich ma w dupie, tylko on się liczy (…) A czy Miłosz był moralny, to można mieć dość poważne wątpliwości”. „Ona jest wspaniałym przykładem tego, jak należy prowadzić swoją karierę, nie mając żadnych zdolności, prócz biustu oczywiście” – o Beacie Tyszkiewicz. „Marlon Brando, James Dean to są bełkoczące zgrywusy, nieznośne narcyzy. (…) Tak samo na nich patrzeć nie można, jak na Englerta czy Zapasiewicza”. „W ogóle nigdy nie rozumiałem, co Kutz chce powiedzieć przez to wszystko, przez swoje filmy, przez działalność polityczną, przez zakochanie w Gierku. Kto to jest ten człowiek?”. „Osobnik o niezbyt tęgim mózgu” – o Małgorzacie Braunek. „Szymborska pisała wiersze o Stalinie i to jakie, kurwa, przerażające”. „Można chcieć reżyserować filmy jak pan Zanussi: wszyscy mają buzie w ciup i nic się nie dzieje, gadające głowy są. W najgorszym wypadku pani Komorowska Maja z polipami…”. „Michnik podpisujący się pod listem, że nie należy tykać świętego Wałęsy, jest kretynem”. Jak widać po tych przykładach miewa Żuławski czasem rację. A że jest to racja frustracja? W takiej się widać obsadził roli. „W literaturze wolno wszystko, bo na wszystko w końcu znajdzie pan wydawcę, jeżeli to nie jest kompletna, bezsensowna bełkotanina, a to też czasem znajduje wydawcę” – zauważa Żuławski na początku tego wywiadu. I trudno, po lekturze książki, odmówić mu racji.