Polegli w powstaniu warszawskim najwybitniejsi twórcy „spalonego pokolenia” – Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy i Zdzisław Stroiński – spoczywają wśród swoich towarzyszy broni w akowskich kwaterach Powązek wojskowych. Tam też, z tym że w Alei Zasłużonych dla Polski Ludowej, pochowano zmarłego samobójczą śmiercią w 1951 roku ich rówieśnika i kolegę z tajnych kompletów Tadeusza Borowskiego. Główny animator konspiracyjnej grupy i pisma „Sztuka i Naród” Wacław Bojarski miejsce wiecznego spoczynku znalazł w rodzinnym grobie na Bródnie. Uderzający jest brak wśród tych nazwisk jeszcze jednego, wymienianego zazwyczaj razem z pozostałymi: Andrzeja Trzebińskiego.
Niemcy rozstrzelali go – ubranego w papierowy worek i wedle na poły legendarnej wersji zdarzeń „z ustami zalanymi gipsem” – w zbiorowej egzekucji 12 listopada 1943 roku na Nowym Świecie, blisko skrzyżowania z Warecką i Ordynacką. 30 anonimowych ofiar upamiętnia jedna z setek tablic, które w latach 60. wmurowano w miejscach zbrodni w całym mieście. Gdzie zostały pogrzebane ciała zamordowanych, do dziś nie wiadomo. „Trzebiński nie ma swojego grobu. (…) Tablice pamiątkowe Trzebińskiego to karty tytułowe jego książek” – pisał edytor jego „Pamiętnika” Paweł Rodak.
Jak mało materialnych śladów pozostało po człowieku, kto wie, czy nie najwszechstronniej utalentowanym spośród wszystkich młodych literatów swojej generacji! Poza kilkoma zdjęciami i rękopisami oraz archiwalnymi egzemplarzami „Sztuki i Narodu”, którą redagował i gdzie zamieszczał głośne artykuły, po Trzebińskim nie ocalało niemalże nic. A przecież mimo wojennej pożogi Warszawa pełna jest miejsc, w których bywał i które były dlań z różnych powodów ważne.
[srodtytul]Lata nauki i wędrówki[/srodtytul]
Wczesne dzieciństwo jego i o cztery lata młodszej siostry upłynęło w atmosferze wiejskiego życia dawnej Polski dworów i folwarków. Ojciec, z wykształcenia agronom, zajmował się administrowaniem majątkami ziemskimi. Trzebińscy sprowadzili się do Warszawy w 1932 roku, zamieszkali na Ochocie, najpierw przy Filtrowej, potem przy Uniwersyteckiej, i tu Andrzej kończył prywatną szkołę powszechną na ulicy Mochnackiego. Spacerując po tej okolicy, można oglądać niemal w komplecie – rzecz w stolicy rzadka – te same kamienice, wśród których przed 70 laty dorastał młody Trzebiński. I tylko trudno wyobrazić sobie dzisiejsze rozłożyste drzewa ocieniające teraz fasady, aleje i skwery jako ówczesne niewysokie sadzonki.