IPN – z jednej strony kłopotliwe teczki, zatem potężna grupa zainteresowanych, by wszelkimi sposobami zablokować możliwości działania Instytutu, z drugiej – kilkaset książek, z których ogromna większość zasługuje co najmniej na przejrzenie, a kilkadziesiąt dostarcza przykładów niezłomnego charakteru, niezwykłej odwagi, a także inteligencji.
Bez publikacji IPN znacznie uboższy byłby repertuar polskich wzorców osobowych godnych pamięci. Przez dziesięciolecia te biografie były skazane na zapomnienie; większość pozycji to lektury znacznie ciekawsze od przyzwoitej nawet współczesnej prozy fabularnej. Wszystko to warto powtórzyć z okazji „Wspomnień” Wojciecha Szczepańskiego.
Autor urodzony w roku 1914, jako siódme dziecko w chłopskiej rodzinie w okolicach Przeworska, ochotnik WP, skierowany przez przełożonych do szkoły oficerskiej, którą ukończył w roku 1939, kampanię wrześniową odbył w stopniu podporucznika, walcząc z Armią Czerwoną w okolicach Wilna. Uniknął niewoli i wrócił do rodzinnej wsi. Wkrótce został uczestnikiem konspiracji ZWZ-AK, komendantem obwodu Jarosław. Miasto ze względu na bliskość granicy sowieckiej miało stosunkowo rozbudowany garnizon. Niemcy chętnie wykorzystywali zdobyte budynki wojskowe, stąd też zgromadzenie sił okupacyjnych było tam bardzo mocne.
W ostatnich miesiącach wojny komendant obwodu miał pod swymi rozkazami około 2600 zaprzysiężonych oraz około 2000 osób, od których nie odebrano przysięgi, ale wiadomo było, że można liczyć na ich pomoc i współpracę.
Sytuacja dramatyzuje się po 24 lipca 1944, gdy pierwszy wywiadowczy oddział sowiecki przekroczył San. Niemcy zaczynają przed wycofywaniem się podpalać obiekty w różnych punktach Jarosławia: dworzec kolejowy, starostwo, byłe koszary oraz okoliczne lasy. Zaczyna się walka z podpalaczami, ratowanie budynków. W ciągu kilku dni dochodzi do kontaktów i skutecznej współpracy z czerwonoarmistami. „W uwolnionym przez Niemców mieście pojawia się pluton partyzantów z hr. Włodzimierzem Dzieduszyckim na czele. Dowódca był człowiekiem leciwym, wysokiego wzrostu, ubranym w pelerynę czy żupan, który w górnej części zakrywała srebrzysta i dostojna broda. Na głowie rogatywka z futrzanym obszyciem... Cała jego godna i dostojna postać przypominała powstańca 1863 r. Ze strojem nie harmonizowało uzbrojenie, bo pod rozłożystą brodą zwisał niemiecki pistolet maszynowy. Bardzo oryginalnie wyglądający dowódca podobał się również żołnierzom sowieckim, którzy przy mijaniu naszego oddziału ostentacyjnie pozdrawiali żołnierzy AK”.