Wszystko działo się inaczej

"Człowiek i świat" profesor Marii Boguckiej to zbiór 46 rozpraw i szkiców napisanych w ciągu niemal czterech dziesięcioleci. Książka w wysokim stopniu godna uwagi.

Publikacja: 05.06.2009 15:16

Andrzej Dobosz. Ogrody i śmietniki Marii Boguckiej

Andrzej Dobosz. Ogrody i śmietniki Marii Boguckiej

Foto: Rzeczpospolita

Narzucająca jednak szczególne warunki obcowania z nią; 443 strony formatu 17 na 24,2 cm, w sztywnej oprawie, o wadze dobrze przekraczającej kilogram. Nie da się czytać w łóżku, niezbędny jest stół lub biurko.

Nie ma indeksu nazwisk, a do pewnych postaci czy wątków autorka potrafi wrócić po osiemnastu latach. Trzeba więc mieć przy sobie stos kartek, by założyć stronę, zanim odnajdziemy poprzednią wersję, i dobrze zatemperowany ołówek do zaznaczania miejsc budzących wątpliwość. Pierwszy znak zapytania wypada postawić już na karcie tytułowej, przy podtytule: „Studia z dziejów kultury i mentalności XV – XVIII wiek”.

Otóż pierwszych sześć tekstów (dział „Między historią a teorią”) przedstawia i rozważa poglądy kilkudziesięciu uczonych wyrażone w setce przynajmniej książek pisanych po niemiecku, angielsku, włosku, a także polsku na temat tego, czym się właściwie zajmuje historia i czy możliwe jest prawdziwe, obiektywne odtworzenie i rozumienie przeszłości. Te istotne i niezakończone spory zaczęły się dopiero w wieku XIX, a rozwinęły na dobrą sprawę w XX.

[srodtytul]Na huśtawce[/srodtytul]

Bogucka przedstawia w każdym wypadku omawiane poglądy z takim przekonaniem, że czytelnik nienależący do określonej „szkoły” znajdzie się na wysokiej huśtawce. Mam wrażenie, że jedyna teza, przy której autorka upiera się bez reszty, brzmi: „Historia stanowi jedyną chyba dziedzinę nauki, która bada to, co nie istnieje”.

Po takiej konstatacji gotowi będziemy sądzić, że różnica między literaturą artystyczną a książkami historyków ogranicza się do tego, że w pierwszym wypadku bohaterowie są postaciami fikcyjnymi, w drugim nosicielami autentycznych nazwisk. Oczywiście historyk częściej niż literat zajmuje się całymi zbiorowościami: gdańskim mieszczaństwem, mazowiecką szlachtą.

Podstawowa odmienność między uczonymi a literatami polega na ich lekturach. Pisarze czytają dla przyjemności i dobrze jest, gdy ich odbiorcy nie potrafią odnaleźć śladów tych lektur.

Historycy czytają z obowiązku. Najpierw starszych kolegów, potem źródła – każda lektura ma być poświadczona odnośnikiem.

Badanie budżetu miejskiego Gdańska w XVIII w., w czasie drastycznego obniżenia obrotów w porcie pociągającego spadek dochodów z podatków dowodzi, że przestano inwestować w gospodarkę: rozwój urządzeń portowych czy budowę nowych statków. Zgromadzone dawniej środki zaczęto używać do wielkiego ożywieniu budownictwa, zarówno komunalnego, jak prywatnego.

Rozbudowywano świątynie i szpitale. Miejski przytułek dla wdów z roku 1724 ma formę rokokowego pałacu. Nowo wznoszone, obszerniejsze niż dawniej kamieniczki służyły zarówno wygodzie, jak prestiżowi posiadaczy. Rozwijało się rzemiosło meblarskie, osiągające swój własny, wyzwolony z holenderskich wpływów styl. Powstało wtedy nie mniej niż 270 prywatnych bibliotek. „Liczący około dwudziestu dwu tysięcy tomów księgozbiór Henryka Wilhelma Rosenberga kwalifikowano jako średni”. Te wszystkie nowe inwestycje szybko procentowały.

[srodtytul]Kobiety i czarownice[/srodtytul]

Równie nieoczekiwane dla przeciętnego czytelnika gazet są wiadomości wynikające z rzetelnych studiów nad sytuacją kobiet w minionych stuleciach. Oto u progu ery nowożytnej, czyli wraz z ogólnym postępem, nastąpiło wyraźne pogorszenie sytuacji kobiet. Mężczyźni pracujący poza domem otrzymywali z reguły znacznie wyższe płace. Praca kobiet w domu zaczęła być uważana za gorszą, mniej wartościową, a nawet pozbawioną znaczenia. Pola aktywności kobiet wyraźnie się kurczyły.

„Zacofanie gospodarcze Polski, słabość miast, niedorozwój wczesnego kapitalizmu uchroniły kobiety nad Wisłą przed wieloma niekorzystnymi zmianami, a nawet pozwoliły im poszerzyć tereny aktywności i polepszyć pozycję w rodzinie i społeczeństwie”. Oczywiście te pozytywy miały swoje wyjątki, o czym informuje u dołu strony 423 osiem przypisów, odsyłających do kolejnych kilkuset stron kilkunastu książek.

Prawdziwie pasjonujące jest ostatnie studium tomu „Reformacja i kontrreformacja a pozycja kobiet u progu ery nowożytnej”. Zaczyna się od uwag zdroworozsądkowych: kobiety jako „zaopatrzeniowcy” rodzin były szczególnie uwrażliwione na wszelkie objawy drożyzny i braku towarów, były zatem czynne we wszelkich rewoltach na terenie miast, a do tego miały poczucie pewnej bezkarności. Od początku XVI wieku, zwłaszcza w Niemczech, kobiety zaczęły się wypowiadać drukiem nawet na tematy religijne.

Ich wystąpienia stawały się kłopotliwe dla przywódców. Luter chwalący w roku 1523 swą korespondentkę Argulę von Grumbach niebawem zaczął się wycofywać. Według niego „kobieta to stworzenie słabsze od mężczyzny fizycznie i umysłowo, choć bywa żarliwsza w wierze... jej misją jest rodzenie dzieci...Tylko akceptując rolę żony (matki), bez prób wychodzenia poza krąg domu... nie ulegnie pokusie używania czarów”.

W nauce Lutra kobieta jest bliska czarownicy, niebezpiecznie bliska. „Odrzucenie kultu Matki Boskiej i świętych, wśród których było wiele kobiet, miało też negatywne skutki.

... U katolików Maria to druga Ewa, która naprawiła błąd pierwszej. U protestantów grzech Ewy wciąż obciążał kobiety”.

[srodtytul]Skrzywdzony Dantyszek[/srodtytul]

Dzwonek alarmowy zabrzmiał mi donośnie przy okazji rozprawy „Renesansowy władca a religia. Kilka refleksji na temat pobożności ostatnich Jagiellonów” z roku 2007 oraz opublikowanego 18 lat wcześniej, lecz w obecnym tomie przypomnianego na dalszych stronach studium „Bona a rola dworu monarszego jako centrum kulturalno-obyczajowego (1518 – 1548)”, gdy jest tam mowa o Janie Dantyszku i Andrzeju Krzyckim „jako biboszach, rozpustnikach, szulerach i nie zawsze wybrednych dowcipnisiach”. Ze studiów polonistycznych zapamiętałem o nich coś innego. Sprawdzam więc w Polskim Słowniku Biograficznym.

W sześciostronicowym biogramie z roku 1938 pióra Władysława Pociechy tym błędom młodości – sprzed dwudziestego piątego roku życia – wybitnego dyplomaty i poety nowołacińskiego poświecono dziesięć wierszy. Dantyszek w swoich misjach dyplomatycznych bywał w Wenecji, Augsburgu, Niderlandach, Barcelonie, Wiedniu, Salzburgu, Norymberdze, Ulm, Moguncji, Kolonii, Akwizgranie, Antwerpii, Londynie, Canterbury, Lipsku, Wittenberdze, potem znów wyjeżdżał z Polski do Neapolu, Genui, Bolonii, Mantui, Innsbrucku.

Znał osobiście papieża Klemensa VII i cesarza Karola V, licznych innych władców. Korespondował z wieloma wybitnymi osobistościami epoki, poczynając od Erazma z Rotterdamu. Starczy. Wprawdzie nie Dantyszek jest tematem obu rozpraw, ale wspomniana postać została potraktowana przez autorkę ze skrajną niesprawiedliwością. Tak więc by czytać z pożytkiem książki historyków, trzeba czytać ich wiele i to różnych autorów.

Podoba mi się w książce Boguckiej wyraźny, choć umiarkowany konserwatyzm autorki, nieufność wobec idei postępu. Zabierając głos na temat kultury masowej i sztuki współczesnej, posuwa się do użycia słów niesmaku na temat działalności Doroty Nieznalskiej, Katarzyny Kozyry czy Lucien Freuda: „Zasłużony odpoczynek szefowej z roku 1994 – akt obrzydliwej grubej kobiety”.

Nie podzielam jednak jej skrajnego pesymizmu. Skoro historyk powinien się starać być obiektywny – z czym się pani profesor zgodzi – warto chyba odwołać się do pewnego przeciwstawienia: wprawdzie na naszych oczach gromadzone są śmietniki, ale równocześnie rozkwitają ogrody.

Maria Bogucka „Człowiek i świat. Studia z dziejów kultury i mentalności XV – XVIII w.”. Semper, Warszawa 2008

Narzucająca jednak szczególne warunki obcowania z nią; 443 strony formatu 17 na 24,2 cm, w sztywnej oprawie, o wadze dobrze przekraczającej kilogram. Nie da się czytać w łóżku, niezbędny jest stół lub biurko.

Nie ma indeksu nazwisk, a do pewnych postaci czy wątków autorka potrafi wrócić po osiemnastu latach. Trzeba więc mieć przy sobie stos kartek, by założyć stronę, zanim odnajdziemy poprzednią wersję, i dobrze zatemperowany ołówek do zaznaczania miejsc budzących wątpliwość. Pierwszy znak zapytania wypada postawić już na karcie tytułowej, przy podtytule: „Studia z dziejów kultury i mentalności XV – XVIII wiek”.

Pozostało 91% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski